— Ja cię rozumiem — odezwał się gnom, jak gdyby w odpowiedzi na jego myśli. Mnie też bezczynność zabija, nie myśl sobie. Przez trzy lata tylko się przyglądałem: przygotowywałem plany rebelii na tyłach, widziałem, jak moi podwładni umierali, podczas gdy ja siedziałem sobie bezpiecznie w Laodamei. Myślisz, że jak się czułem? Ale jest czas działania i czas oczekiwania, a zrozumienie tego to jedna z cech wielkiego wojownika.
Zamilkł, spojrzał na niego ze zrozumieniem i podszedł bliżej.
— San, myślałem, że już o tym rozmawialiśmy i już to sobie wyjaśniliśmy... Twój udział w walce ma być taki: nie zostać zabitym. Zapewniam cię, że to niemało.
Ale to nie jest jak walka. I nie pomaga mi zapomnieć o tamtym pokoju pełnym krwi, o moim ojcu, który czołga się po ziemi ku drzwiom, i mojej matce leżącej nieruchomo na podłodze.
San pozwolił swobodnie spływać łzom. Jego ramionami zaczęły wstrząsać łkania. Kiedy rozmawiał o tym z Idem po raz pierwszy, sądził, że zrozumiał, i myślał, że jest w stanie znieść bezczynność. Jednak tak nie było, teraz widział to jasno. Oto, czym był jego niepokój podczas podróży i nuda podczas lekcji z Quarem. To wszystko było przejawem tego samego: pragnienia zemsty. I o ile wtedy nie miał środków, teraz było inaczej. Bo wiedział, że jest silny, bo czuł, że jego moce wzrastają, bo szybko się uczył.
Powinien był powiedzieć o tym Idowi. On widział śmierć wielu osób, które kochał, może miałby jakąś odpowiedź wykraczającą poza: „Czekaj”. A jednak milczał. Szlochał na jego ramieniu, nie znajdując żadnego pocieszenia.
— Przysięgnij mi, że już więcej tego nie zrobisz.
San długo patrzył w ziemię. Potem powoli kiwnął głową, a Ido przyciągnął go do siebie.
— Nie przydzielę ci strażnika, ale to ostatni raz. Wiem, że jesteś mądrym chłopcem i będziesz rozsądny.
San znowu przytaknął, zmęczony. Osuszył łzy z policzków, a kiedy Ido się do niego uśmiechnął, nie potrafił szczerze odwzajemnić uśmiechu.
10. Pokój Sulany
Dubhe i Theana rozpoczęły pracę w kuchni w wieczór swojego przyjazdu. Volco zapukał delikatnie do ich drzwi, a kiedy dziewczyny otworzyły, zobaczyły na progu jego uśmiechniętą postać.
— Znalazłem wam dobre miejsce.
Chodziło o stanowisko pomywaczek, obok wielu innych kobiet w owej olbrzymiej kuchni pogrążonej w zasłonie dymu. Tam, w środku, zawsze panowało zamieszanie, a praca nigdy się nie kończyła, bo Dohor nieprzerwanie snuł pajęczyny sojuszów i spisków, urządzając w tym celu mniej lub bardziej wystawne kolacje.
Kiedy tylko Dubhe postawiła tam nogę, przypomniał jej się Dom. Tam też były podobne kuchnie. Zdała sobie sprawę, że Lonerin pracował w nich podczas tych kilku miesięcy, kiedy był tajnym wysłannikiem Rady. Ona sama widziała je tylko raz, a poruszające się pośród oparów sylwetki — ciała osób, które z rozpaczy sprzedały sekcie własną krew — wydały jej się niemal upiorami. Dlatego też, kiedy tylko przekroczyła próg kuchni, natychmiast poczuła opanowujące ją mdłości. Powstrzymała się jednak i wróciła do odgrywania roli dziewki z ludu, klękając u stóp Volca i całując go po rękach w podziękowaniu.
— To zasługa księcia, nie moja — żartował sobie z nich.
Tego dnia poszły do łóżka późno, wykończone. Theana nie była przyzwyczajona do pracy: do tej chwili jej życie było wypełnione głównie drobiazgową nauką, raczej wysiłkiem intelektualnym niż fizycznym. Dubhe też nie była przywykła do tego rodzaju zajęć. Rzuciły się na łóżka z bolącymi mięśniami i rękami odrętwiałymi od lodowatej wody. Theana wsunęła się od razu pod koce, nie mówiąc ani słowa. Do Dubhe zaś sen nie chciał przyjść jeszcze przez jakiś czas. Mimo że była zmęczona, miała trudności z zaśnięciem. Jej nieprzyjaciel spał niewiele wyżej, w królewskiej części pałacu, a dokumenty, które miały dać jej ocalenie, ukryte były w tym labiryncie, nie wiadomo gdzie. Jak mogła spać, kiedy jej życie zależało od tych dwóch elementów, tak bliskich, a zarazem tak dalekich? Konieczność działania, dołożenia wszelkich starań, aby dobrze przygotować swoją osobistą zemstę, stawała się obsesją. Było tak, jak gdyby podróż do Nieznanych Krain coś w niej zmieniła, jak gdyby coś się odblokowało. Wreszcie była gotowa do podjęcia decyzji, wzięcia swojego życia we własne ręce.
Zamknęła oczy i w ostatniej chwili przed odpłynięciem, niczym we śnie, poczuła z ukłuciem słodkiego bólu, że gdzieś za tamtymi murami również Learchos starał się zasnąć.
Dubhe trzymała się planu działania, który nakreśliła Theana. Przez pierwsze dni obydwie w milczeniu i z oddaniem wykonywały swoją pracę, aby nie wzbudzać podejrzeń. Było to trudne, ponieważ, jako nowo przybyłym, inne kobiety w kuchni powierzały im najbardziej przykre zadania i często gnębiły je bez żadnego powodu. Wieczorami Dubhe słyszała, jak jej towarzyszka płacze po cichu na swojej pryczy, recytując modlitwy żarliwiej niż zwykle.
— Postaram się przystąpić do działania tak szybko, jak tylko będzie to możliwe — szeptała do niej, nie znajdując innych słów, aby ją pocieszyć. Theana nie reagowała, zrozpaczona tą niedorzeczną i niebezpieczną sytuacją.
Odpowiedni moment nadszedł po tygodniu od ich przybycia. W środku nocy, kiedy cały pałac pogrążony był we śnie, Dubhe po cichu podniosła się z łóżka. Schowała do sakwy swoje kobiece szaty i włożyła parę płóciennych portek oraz skórzany męski gorset, który dzień wcześniej ukradła z pralni. Ciemne ubranie aż nazbyt przypominało jej uniform Zwycięskich, ale było to jedyne możliwe przebranie, w którym mogła bez przeszkód kręcić się po mrocznych korytarzach. Z czymś w rodzaju milczącej ulgi przypasała sobie sztylet; ilekolwiek dróg by przemierzyła, ilekolwiek różnych szat by wkładała, walka była częścią jej jestestwa i tylko uzbrojona czuła się naprawdę sobą. Związała rzemykiem jasne włosy i była gotowa.
Noc przyjęła ją słodko, jak zbyt długo zaniedbywana kochanka. Dubhe rozkoszowała się cieniami i przyjemnością poruszania się w wypełnionym ciszą mroku. Prowadzenie rozpoznania zawsze było tą częścią pracy złodziejki, którą najbardziej lubiła.
Ukradkiem przemierzała korytarze, przemykając przez nie czujnie, gotowa do działania, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie natknęła się jednak na żadnego strażnika; na niższych piętrach mieszkała tylko służba i nie można było dostać się tam z zewnątrz. Jaki sens miałoby ich pilnowanie?
Z niebywałą łatwością udało jej się włamać do pokoju ekonoma i ukraść mu pergamin i kałamarz. Chciała być pewna, że nie zapomni o żadnym szczególe, dlatego zamierzała robić notatki.
Swoje złożone ubrania służącej ukryła w kącie zaraz przy wejściu na niższe piętra. Gdyby ktoś ją nakrył, będzie mogła je odzyskać i błyskawicznie się przebrać.
Następnie kontynuowała swój obchód rozpoznawczy po niskich piętrach, tak, aby móc naszkicować szczegółowy plan budynku. Mistrz zawsze jej powtarzał, że podstawową sprawą jest dobre zapoznanie się z otoczeniem, po którym trzeba się będzie poruszać. Droga ucieczki musi być dokładnie ustalona na wypadek konieczności szybkiej ewakuacji, kiedy nie ma czasu na zastanawianie się. Jednak celem tej nocnej wyprawy było również wystawienie na próbę własnych sił. Poprzedniego wieczoru Theana wykonała na niej rytuał po raz trzeci; Dubhe uspokoiła się, czując, że jej ciało dobrze odpowiada na bodźce, a nawet wydawało się, że jej zmysły wyostrzyły się w porównaniu z wcześniejszym stanem. Oczywiście stwierdziła to z dreszczem strachu: wiedziała, że jest to niechybny znak, iż przebywająca w niej Bestia nie została zwyciężona, lecz z każdym dniem rośnie w siłę. Tak czy inaczej, fakt ten mógł też okazać się przydatny.