— To nie była twoja wina; Gildia to grupa szaleńców.
— Być może, ale ktoś kiedyś mi powiedział, że kto zabija jako dziecko, jest predestynowany, a jego droga będzie tylko jedna i już wytyczona.
— I sądzisz, że moja też już jest naznaczona? Naprawdę myślisz, że powinienem zrobić to, czego zażądała ode mnie matka w chwili śmierci?
Dubhe zawahała się przez chwilę.
— Mówię tylko, że ty też nie byłeś winny. To jej nienawiść, twojej matki, a nie twoja.
— No tak — dodał młodzieniec, opuszczając wzrok. — Nie moja...
— Podczas podróży, nad brzegiem strumienia, powiedziałeś mi, że cokolwiek to było, już się skończyło.
Learchos znowu się ku niej odwrócił.
— Wiem, że pewnie powiedziałeś tak tylko po to, aby mnie pocieszyć. — Dubhe przełknęła łzy. — Ale może wystarczy w to uwierzyć.
Książę uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Wydawał się pogodniejszy.
— Czyli przerzucamy na siebie nawzajem nasze grzechy, aby odeszły...
Teraz i Dubhe się uśmiechnęła. Learchos podniósł się.
— Pewnie jutro rano będziesz musiała wcześnie wstać. Lepiej już iść.
W milczeniu przemierzyli otulony mrokiem ogród, a świt zaczynał lekko barwić wschód jaśniejszym pasmem fioletu.
Kiedy dotarli przed wejście do pałacu, odwrócił się i stanął przed nią.
— Jest w tobie coś tajemniczego, Sanne, czy kimkolwiek jesteś.
Dubhe usiłowała zachować spokój, ale to wyznanie ją zmroziło.
— Tak czy inaczej twoja przeszłość należy do ciebie, a ja nie odważę się jej tobie odebrać — dodał Learchos cicho, po czym pochylił się, aby wyszeptać jej coś do ucha. — Mogę od czasu do czasu cię odwiedzić?
Jeden długi dreszcz przeszedł po plecach Dubhe. Kiedy książę się odsunął, popatrzyła na niego przeciągle. Potem kiwnęła głową.
11. Poszukiwania wśród ksiąg
Kiedy Theana się obudziła, słońce jeszcze nie wzeszło. Początkowo to zawsze Dubhe musiała podchodzić do jej pryczy i potrząsać nią; po całym dniu spędzonym na pracy w kuchni czarodziejka była kompletnie wykończona. Wieczorami tylko siła woli pozwalała jej modlić się do jej boga przed zapadnięciem w głęboki sen. W końcu jednak dziewczynie udało się odnaleźć swój rytm i czasami, kiedy Dubhe wracała ze swoich nocnych wypraw, już nie spała.
— Czy ty nigdy nie śpisz? — pytała, przygotowując się do pójścia do kuchni.
— Wyćwiczyłam się tak, żeby wystarczało mi tylko kilka godzin snu — odpowiadała Dubhe.
Theana miała pewne wątpliwości. Jej towarzyszka często była bardzo blada i chudła w oczach.
— Jeżeli będziesz się źle czuła, masz mi powiedzieć.
— Zrobię to — odpowiadała Dubhe, ale słowa te brzmiały jak rzucone ot tak, na odczepnego.
Podobnie było tego ranka. Theana zdążyła już wstać i właśnie się ubierała, kiedy zobaczyła, jak dziewczyna wślizguje się do środka. Wyglądała na bardziej strudzoną niż zazwyczaj.
— Nie powinnaś wracać tak późno.
Dubhe odwróciła się, jakby zdumiona.
— Staram się maksymalnie wykorzystywać czas, jaki mamy. — Jednak jej odpowiedź była wymijająca, a oczy wydawały się dziwne.
Theana automatycznie popatrzyła na symbol na ramieniu Dubhe. Już trzykrotnie nałożyła na dziewczynę zaklęcie, aby zablokować klątwę, ale miała wrażenie, że jego efekty trwają krócej.
— Będę musiała powtórzyć rytuał wcześniej niż planowałyśmy — powiedziała, omiatając spojrzeniem jedną z desek w podłodze. Ukryła pod nią buteleczki ze wszystkimi niezbędnymi do rytów substancjami. Dubhe nie zareagowała. Aby zwrócić na siebie jej uwagę, Theana musiała do niej podejść, pochylić się i dotknąć jej ręki. Wydawało się, że dziewczynę trawi jakiś wewnętrzny ogień; jej dłońmi wstrząsało drżenie. Jednak nie była to tylko klątwa, czuła to jasno.
— Powiedz mi prawdę — wyszeptała.
Dubhe odwróciła się w drugą stronę, a Theana westchnęła.
— Dubhe, jaki sens ma moja obecność tutaj? Od kiedy tu przybyłyśmy, ty każdej nocy gdzieś wychodzisz, narażasz się, a ja cały czas tylko odgrywam rolę służącej.
— Twoje zadanie zawsze takie było, już od samego początku, wiedziałaś o tym. Zresztą nie potrafisz cicho się poruszać, a...
— Wiem — ucięła krótko czarodziejka. — Nie mam zamiaru narzekać. Ale jeśli ukrywasz przede mną prawdę na temat twojego stanu, nie mogę ci pomóc, rozumiesz?
Spróbowała popatrzeć na nią szczerze. Spędziły ramię w ramię już prawie dwa miesiące i Theana zaczynała rozumieć tę dziwną towarzyszkę podróży: fakt, że jest tak zamknięta w sobie, jej milczenie i cierpienie. Teraz nieco jaśniej pojmowała, co tak przyciągnęło Lonerina: było to coś, co intrygowało i ją. Otchłanie, z których Dubhe pochodziła, w jakiś sposób fascynowały, a nieme wołanie o pomoc, które wyczuwała, było dla osób takich jak oni niemożliwe do zignorowania.
— Czujesz się gorzej?
— Czasami.
— Czy masz wrażenie, że moje zaklęcie jest mniej skuteczne?
Dubhe podniosła się gwałtownie.
— Przestań — rzuciła, oddalając się w kąt pokoju.
— Przecież właśnie po to tu jestem...
— Nie podoba mi się sposób, w jaki na mnie patrzysz!
Theana podniosła się.
— Dubhe, ja rozumiem...
— A właśnie, że nic nie rozumiesz. Czy kiedykolwiek ktoś patrzył na ciebie z litością? To jest nie do zniesienia! Lonerin też tak na mnie patrzył, jak gdyby musiał mnie za wszelką cenę ocalić, jak gdybym miała być jego osobistym zwycięstwem nad losem. Ale ja nie potrzebuję, żeby ktokolwiek mnie ratował.
— Nie ma nic złego w tym, że ktoś jest słaby. Wszyscy kogoś potrzebujemy.
— Jasne, sama wiesz coś o tym, co? Każdego wieczoru uciekasz się do twojego głupiego boga tylko po to, aby uciec od strachu przed śmiercią...
Dubhe musiała zdawać sobie sprawę z ciężaru swoich słów. A jednak Theana nie pokazała po sobie urazy, nie zaprotestowała. Pomyślała tylko, że jej wiara wciąż jeszcze jest niesprawiedliwie osądzana, tak samo jak w czasach jej ojca.
— Wystarczy. Odpowiedz na moje pytanie: chcę wiedzieć, jak się czujesz — powiedziała wreszcie surowo.
Dubhe popatrzyła na nią zmęczonym wzrokiem i wreszcie odpowiedziała szczerze:
— Ostatnio Bestia atakuje mnie bez powodu. Nie sądzę nawet, żeby występował tu jakiś związek z osłabieniem twoich czarów. Po prostu nagle ją odczuwam, a świat wokół zaczyna się kręcić i staje się czerwony. Potem wszystko mija. Samo.
W milczeniu, które nastąpiło, Theana szukała odpowiednich słów. Nie było jednak takiej potrzeby.
— Sennar powiedział mi, że leczenie nie jest możliwe, mam tego świadomość. Jedynym rozwiązaniem jest śmierć mojego nieprzyjaciela i to dlatego każdą noc poświęcam na poszukiwania. Nie ma innego wyjścia.
— Nie potrafię bardziej ci pomóc.
— I tak już robisz bardzo wiele — powiedziała Dubhe z wymuszonym uśmiechem. — Bez ciebie Bestia wynurzyłaby się na powierzchnię; a jeszcze ważniejsze będzie to, co zrobisz, kiedy zdobędziemy dokumenty.
Theana spróbowała odwzajemnić uśmiech, ale jej się nie udało. To śmieszne, jak nic się nie zmieniło; kiedy jeszcze znajdowała się w Radzie Wód, wielokrotnie czuła się niepotrzebna. Teraz, po tym wszystkim, czemu stawiły czoła podczas podróży, znowu było tak jak dawniej: nie było nic, co mogłaby zrobić, mogła tylko bezsilnie się przyglądać. Tak jak wiele lat temu.