Przytrzymuję ją. Na nic wyjaśnienia.
— Nie jest taki jak myślicie! On nigdy nie zrobił nic złego! Ludzie wrzeszczą, a jej ojca wloką zakutego w łańcuchy.
— Zabójca!
— Jesteś w zmowie z tymi przeklętymi!
— Śmierć kapłanowi Zabójców!
Stryczek jest o krok.
Wreszcie, po niekończącej się tułaczce, znaleźli miejsce, gdzie mogli w spokoju zamieszkać; udało im się osiąść tam, w Krainie Morza. Nigdy nic złego nie zrobili, starali się prowadzić życie na uboczu. Ona jednak nie mogła prosić ojca, aby przestał modlić się do swego boga. Wystarczyło, żeby ktoś kiedyś raz usłyszał to imię, aby wszystko runęło. Thenaar.
— Nie jest tak jak myślicie! — krzyczy dziewczynka, ile ma tchu w piersiach, kiedy wsuwają głowę jej ojca w pętlę. On znajduje jeszcze siłę, aby nakazać jej odejść, uciekać, ale ona nie jest w stanie i stoi tam, przyglądając się tej niesprawiedliwości, nie mogąc nic zrobić. Wyrzekła się jego nauk kultu Thenaara, przejęła jego imię i myślała nawet, żeby zostawić go samego z jego szaleństwem. Teraz jednak zdaje sobie sprawę, jak bardzo go potrzebuje. Jej życie zależy od tego człowieka.
Bardzo wiele osób odeszło do świątyni Czarnego Boga i nigdy stamtąd nie powróciło. Nienawiść dla kultu jest ogromna na tej ziemi, której lennik, mężczyzna prawy i szanowany, został zabity przez Gildię.
— Osiądziemy tutaj, bo w tym miejscu Gildia dopuściła się swoich okrucieństw. Musimy oczyścić imię Thenaara z całego brudu, jakim skalała go sekta.
Tak powiedział jej ojciec, kiedy zamieszkali w tej wiosce. Teraz patrzy na córkę ze smutkiem, ale i z rezygnacją. Pragnie tylko, aby się uratowała i nie widziała tego, co zaraz nastąpi.
— Milcz — nakazuje jej ktoś, ciągnąc ją w kąt za domem.
— On nic nie zrobił, chcą go zabić, a on nic nie zrobił! Powiedzcie im to!
To starzec, starszy niż jej ojciec, o łagodnym, pełnym bólu wyrazie twarzy i głowie pokrytej rzadkimi włosami. Zakrywa jej twarz dłonią.
— Nic nie można poradzić na ludzką złość.
Ona próbuje się wyrywać, uciekać, ale uścisk mężczyzny jest mocny. Zresztą dziewczynka ma zaledwie dwanaście lat. Całkowicie bezradna, z daleka przygląda się wieszaniu, widzi, jak ciało jej ojca porusza się w ostatnich konwulsjach, a potem, kiedy tylko spada na ziemię, ludzie zaczynają je kopać, jeszcze i jeszcze, i jeszcze. Wreszcie Folwar zakrywa jej dłonią oczy i przyciąga ją do siebie.
Volco przyszedł do kuchni po obiedzie. Theana właśnie klęczała na kamiennej posadzce z brudną szmatą w dłoniach. Dubhe pracowała kawałek dalej, ale poza zasięgiem jej wzroku.
Młoda czarodziejka podniosła oczy i szybko zerwała się z podłogi.
— Mój panie...
Volco położył dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się dobrotliwie. Przypominał jej Folwara, jej wybawcę. On też emanował taką łagodnością.
— Pewnie męczy cię praca ciągle w tym samym miejscu...
— Nie, mój panie, jestem szczęśliwa, że mogę służyć mojemu królowi — odpowiedziała z gotowością.
— Spokojnie, o nic cię nie oskarżam — zauważył Volco, uśmiechając się z rozbawieniem. — Zastanawiałem się tylko, czy nie chciałabyś wykonać dla mnie innej pracy. Nie tutaj.
Myśl o porzuceniu szmaty i pozwoleniu zmęczonym kolanom na odpoczynek pociągała ją, ale nie chciała okazywać zbytniej niecierpliwości.
— Jak mój pan sobie życzy.
— No to chodź ze mną.
Wyszli z kuchni i powoli przemierzyli wszystkie korytarze, które z czeluści pałacu prowadziły do wyższych pięter: tych, gdzie rozgrywało się luksusowe i pełne intryg życie dworu.
— To spokojniejsza praca niż ta, którą wykonywałaś do tej pory. Chodzi o bibliotekę.
Znaleźli się przed wielkimi, na wpół otwartymi drzwiami z brązu. Volco przeszedł przez nie, a Theana podążyła za nim z wahaniem. Widok, jaki się przed nią otworzył, rozgrzał jej serce. Była to obszerna prostokątna sala podzielona na wąskie korytarze licznymi szafami bibliotecznymi wykonanymi z drewna czereśniowego. Każda z nich wypełniona była po brzegi wszelkiego rodzaju książkami. Nie była to olbrzymia biblioteka, ale dziewczyna nigdy nie sądziła, że znajdzie w tym miejscu podobny skarb.
— Generalnie zajmuję się tym osobiście — powiedział Volco z pewnym zadowoleniem. — To tutaj książę, wasz dobroczyńca, ukończył swoją edukację.
Theana okazała zdumienie.
— Zadanie nie jest szczególnie złożone; już od dawna nikt nie czyści tych rejonów. Chodzi tylko o to, aby przewietrzyć trochę książki i powkładać do środka suche liście laurowe przeciwko molom.
Czarodziejka przytaknęła gorliwie, a starzec oprowadził ją po pomieszczeniu. Wreszcie czuła się jak w domu; oczywiście biblioteka w Laodamei, ta, w której ona się uczyła, była w porównaniu z tą niezmierzona, ale jej wyćwiczone oczy w lot pojęły, że i tutaj znajdują się cenne dzieła. Oraz wiele, zbyt wiele, ksiąg zakazanych.
Volco otworzył zakurzony schowek w głębi pokoju. W środku stały worki pełne suchych liści i leżały sterty wełnianych szmat.
— Użyjesz tego, dobrze? Jeden liść na pierwszej stronie, drugi na ostatniej.
Theana cały czas potakiwała. Myśl o pracy w bibliotece przepełniała ją entuzjazmem; wiedziała, że podobne miejsca są niewyczerpanymi źródłami wiedzy.
— Miałaś kiedyś do czynienia z książkami?
Przez chwilę zastanawiała się, co powinna odpowiedzieć.
— Nie, ale mam wprawę w obchodzeniu się z delikatnymi rzeczami.
— Umiesz przynajmniej czytać?
Theana potrząsnęła głową. Lepiej udawać osobę jak najbardziej nieświadomą.
— Wielka szkoda — skomentował Volco z żalem. — Kto wie, może mógłbym udzielić ci kilku lekcji...
— Jeżeli mój pan ma wystarczająco dużo cierpliwości... — uśmiechnęła się z ukłonem.
Starzec wyglądał na rozczulonego.
— Od tej chwili wszystkie popołudnia będziesz spędzać tutaj, zgoda? Przez pierwsze dni zostanę z tobą, żeby się upewnić, czy nic nie narozrabiasz. Później zobaczymy, co da się zrobić w sprawie lekcji.
I tak też się stało. Theana przez całe popołudnie kartkowała książki i udając, że nie umie czytać, przeglądała je pośpiesznie. Volco siedział w kącie i szybko pogrążył się w lekturze wielkiego historycznego tomu. Czarodziejka przez cały czas zastanawiała się, jak może wykorzystać swoją nową pozycję. Z pewnością znajdowały się tutaj dokumenty dotyczące życia na dworze, a może nawet informacje o tych, które interesowały Dubhe. W milczeniu, otwierając i zamykając okładki, uśmiechnęła się. Wreszcie przyszła kolej na nią.
Tego samego wieczoru porozmawiała o tym z Dubhe.
— Dali mi pracę w bibliotece.
— A, to tam się zapodziałaś... — zauważyła dziewczyna, przebierając się. Zawsze robiło to na Theanie dziwne wrażenie. Wydawało się, że Dubhe zmienia skórę: kiedy nosiła męskie stroje, uprzejmość i słodycz rysów, które pokazywała podczas pracy w kuchni oraz przy każdej okazji w obecności obcych, zupełnie znikały. Mimo innego koloru włosów, znowu była sobą. To było niesamowite, w jaki sposób potrafiła zmieniać wygląd, zaledwie modyfikując swoje zachowanie.
— Moim zadaniem jest kartkowanie książek.