— Czasu jest mało, chłopcze, i będziesz mógł odpocząć, kiedy nauczysz się zaklęcia. Działanie to jedyne, co może nas ocalić, w każdym sensie.
Sennar popatrzył na niego wymownie i Lonerin doskonale zrozumiał strach, jaki odczuwał na myśl o zatrzymaniu się: za jego plecami znajdowała się przeszłość, która biegła zawsze zbyt szybko i żywiła się wspomnieniami, tymi najgłębszymi i najboleśniejszymi. Jedynym rozwiązaniem było poruszanie się szybciej niż one, ogłuszenie się działaniem i przykrycie hukiem swoich kroków głosów, które dobiegały z wewnątrz.
— Ja tak nie uważam — powiedział porywczo. — Ja potrzebuję zrozumieć. Od kiedy zszedłem do Domu Gildii, cały czas idę naprzód i rzeczy wokół mnie dzieją się zbyt szybko, abym mógł się chociaż tylko przyjrzeć. To niedobrze.
Sennar spokojnie otworzył książkę.
— Nie ma tu nic do zrozumienia, bo w wydarzeniach nie ma żadnego sensu. Ich bieg nie podąża jedyną drogą i nie kryje się za tym żaden plan, który byś musiał odczytywać. A w każdym razie tego strumienia nie można zatrzymać.
Lonerin powoli się podciągnął, ze zdrętwiałymi kończynami i umysłem przytępionym z braku snu.
— Czy to dla waszego wnuka tu jesteście?
Pytanie wyszło mu z ust spontanicznie. Nigdy nie ośmielił się go zadać, ale teraz, otumaniony zmęczeniem, stracił czujność. Sennar na chwilę zwolnił tempo, w jakim przewracał strony.
— Nie oddalisz chwili rozpoczęcia nauki niepotrzebnymi pytaniami — uśmiechnął się.
— Jesteście bardzo odmienni od tego, jak was sobie wyobrażałem — ciągnął Lonerin niewzruszony. Rzeczy wokół niego traciły ostrość i w otchłani, w której się znajdował, czuł, że może sobie pozwolić nawet na brak szacunku dla największego czarodzieja, jaki kiedykolwiek żył w Świecie Wynurzonym. — Byliście dla mnie i dla wielu takich jak ja prawdziwym wzorem podczas wszystkich lat nauki. Ale teraz mam wrażenie, że całkiem straciliście wiarę, którą mieliście. No więc dlaczego tutaj jesteście?
— Bo wydaje się, że Świat Wynurzony jeszcze mnie potrzebuje.
Lonerin spojrzał na niego.
— Dlaczego? — powtórzył.
Sennar westchnął i zamknął z hukiem książkę.
— A ty dlaczego tu jesteś? Dlaczego wplątujesz się w najbardziej niebezpieczne misje i uparcie zgłaszasz się na ochotnika? Najpierw jesteś tajnym wysłannikiem w domu nieprzyjaciela, teraz odgrywasz męczennika razem ze mną w przygodzie, w której prawdopodobieństwo utraty życia jest ogromne.
— Bo w to wierzę — odpowiedział z dumą Lonerin.
Spojrzenie Sennara zdradziło mu jednak wyraźnie, że było to kłamstwo. On też miotał się bez powodu, i to od długiego czasu. On też starał się poprzez działanie poradzić sobie z otchłanią, którą w sobie czuł.
— Myślę, że mogę się przydać — powiedział wreszcie szczerze. — Chociaż są inne powody, które popychają mnie do bycia zawsze w pierwszej linii, uważam, że mój udział mimo wszystko może mieć sens. Jest nadzieja dla Świata Wynurzonego, jestem tego pewien. Naprawdę wierzę w to, co napisaliście na końcu waszej książki, że wszystko przebiega cyklicznie, i że na końcu jest pokój. Nieważne, że znowu będzie wojna, potem. Ważne, żeby ten moment pokoju nastąpił.
Rysy twarzy Sennara złagodniały, a w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju bolesnej litości.
— Jestem tutaj, bo chociaż ten sen może już nie należy do mnie — powiedział cicho — to należał do Nihal i należał do mojego syna. Oni wierzyli w Świat Wynurzony i zginęli za swoją wiarę. A poza tym jest jeszcze San. On tu żyje, on musi mieć przyszłość, za swoją babkę i swojego ojca, którzy jej nie mieli.
Jego dłonie, oparte na okładce książki, drżały. Pochylił głowę. Lonerin powoli się położył.
— Musimy odpocząć — powiedział, mówiąc jakby do siebie.
— To prawda, być może w ten sposób udaje nam się iść szybciej niż duchy, ale spalamy się bez żadnego rezultatu i w końcu nie doprowadzimy do końca tego, co sobie wyznaczyliśmy.
Sennar odłożył książkę i też się położył. Jęknął, kiedy jego plecy powoli opadały na ziemię.
— Chcesz opowiedzieć mi o swoich rzeczywistych powodach? — spytał niespodziewanie.
Lonerin poczuł, jak serce podskakuje mu w piersi. Obrazy tamtych lat nienawiści do Gildii przepełniły go i oślepiły. A jednak przemówił bez zahamowań, z łatwością.
— Moja matka ofiarowała samą siebie Gildii, abym został ocalony z czerwonej febry. Od tamtej pory czuję do sekty niezmierzony żal. Na początku chciałem chwycić miecz i iść do Domu, aby dokonać rzezi. Mój mistrz jednak uchronił mnie przed tym i wprowadził w tajniki magii. Potem uczyłem się, bardzo dużo się uczyłem, aż przyłączyłem się do ruchu oporu i w tej walce znalazłem powód. Ale nienawiść, ona nigdy nie znika. Zniszczenie Gildii to główny cel mojego życia.
Śpiew świerszcza zamknął tę krótką opowieść, a Lonerin poczuł się nadzwyczajnie pogodzony z samym sobą. Przypomniał sobie daleki wieczór, kiedy opowiedział to wszystko Theanie, a ona podzieliła się z nim własnym ciężarem. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy mówiła mu o swoim ojcu, a zrobiła to z tak rozdzierającą szczerością i takim bólem, że poczuł się przezeń przeszyty.
— Na końcu nawet nienawiść odchodzi.
Lonerin wytrzeszczył oczy. Pierwszy raz, odkąd się spotkali, słyszał z ust Sennara słowa nadziei.
— Najpierw przychodzi zmęczenie. Popioły zostają zawsze i pewnie kilka razy ulegniesz, jak to zdarzyło się i mnie. — Zamilkł na minutę, a Lonerin zrozumiał, że wspominał tamtą chwilę na polanie, kiedy to po raz pierwszy i jedyny w swoim życiu zabił.
— Ale w końcu mija. Nihal przezwyciężyła to, wiesz? I tak samo będzie z tobą. Teraz jesteś młody, a młodzi przeżywają życie, nie oszczędzając się, pożerają ich namiętności. Jednak lata mijają i pomagają uśmierzyć nawet najbardziej niszczące pożary. Ja też już nie nienawidzę. Tyrana, Famminów... nawet Elfów. Już nikogo nie nienawidzę. Ograniczam się do tego, że przeżywam.
Lonerin popatrzył na niebo i zamglone gwiazdy. Nie potrafił rozpoznać nawet jednej konstelacji. Zastanawiał się, czy warto było płacić taką cenę, aby widzieć porażkę wroga. Czy warto było tracić wszystko, pogodzić się z niedorzecznością świata, aby nie czuć już pokusy śmierci?
— Jutro nauczę cię, jak przenieść twojego ducha do artefaktu — uciął krótko Sennar.
Pytanie Lonerina pozostało zawieszone w powietrzu, niewypowiedziane.
— Dziś odpoczynek, ale jutro praca — zakończył starzec z długim, zmęczonym westchnieniem.
13. Postępy
Theana rozłożyła na łóżku gęsto pokrytą notatkami kartę pergaminu. Dubhe pochyliła się, żeby popatrzeć. Była to sporządzona przez czarodziejkę lista całej serii książek i dokumentów, zawierająca z boku adnotacje określające ich lokalizację. Każda z pozycji wyszczególniona była symbolem: stylizowanym gryfonem trzymającym w pysku coś, co ze wszech miar wydawało się pentaklem.
— W katalogu biblioteki widnieje wiele książek, których brakuje, a wszystkie są oznaczone tym symbolem. Na ich miejscach znalazłam tylko zdublowane egzemplarze i jeżeli dobrze zrozumiałam te wszystkie skróty, są to głównie legaty, chronologie i podpisane pakty. Może dokumenty, których szukasz, są właśnie wśród nich.