Ido, chociaż w swoim życiu był już świadkiem wielu masakr, po raz pierwszy zaczął się bać. Mdłości schwyciły jego żołądek i poczuł instynktowny odruch, aby uciec daleko stąd. Potem zacisnął dłoń na rękojeści miecza, miecza Nihal, i wyciągnął go. Popatrzył na pole bitwy okiem wojownika. Niebieski smok atakował tył świątyni, Oarf — główne wejście. Sennar i Lonerin byli za nim.
— Chodźcie za mną. Wejdziemy razem i zrobimy to, co do nas należy.
Sennar popatrzył na niego zalękniony. Lonerin drżał.
— Naprzód! — zawołał Ido z całych sił, jakie miał w płucach.
Jego okrzyk sprawił, że obaj się ocknęli. Pobiegli wśród płomieni i rzucili się w zamieszanie Domu. Ido z ulgą zdał sobie sprawę, iż sytuacja jest na tyle chaotyczna, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Pamiętając o tym, co mówiła mu Dubhe, runął w dół do lochów, powalając każdego, kogo napotkał na swej drodze. Wszelki strach zniknął, nie było już miejsca na wahania. Była to jego ostatnia walka, a chłód, jakim zawsze odznaczał się na wojnie, powrócił i objął panowanie nad jego sercem. Znowu był tym, kim niegdyś.
Po raz ostatni — powiedział sobie z dzikim uśmiechem.
— Wszystko dobrze, nie bój się.
Learchosowi jego własny głos wydawał się szeptem. Chłopiec, który obok niego siedział, nie mógł przestać płakać. Rozpoznał go, kiedy tylko wrzucili go do celi razem z nim i Theaną, prawie tydzień wcześniej. Ten sam, którego widział wtedy, kiedy walczył z Idem — Pół-Elf, poszukiwany przez Gildię po całym świecie.
— Przyszedłem tutaj z własnej woli. To wszystko tylko moja wina.
Nie był w stanie przestać, ciągle tylko powtarzał to samo pomiędzy jednym szlochem a drugim. Learchos czuł, jak puchnie mu głowa. Tracił spokój, a cały ten hałas dochodzący z zewnątrz nie pozwalał spodziewać się niczego dobrego.
Theana natomiast siedziała w milczeniu i wpatrywała się w pustkę. Była przestraszona, ale mimo wszystko starała się zachować czujność.
Nie było łatwo po tym wszystkim, co przeszli. Kiedy przybyli, zawiązano im oczy i poprowadzono przez korytarze Domu, aby w końcu wrzucić ich do celi i przykuć do ścian grubymi łańcuchami. Od tamtej pory nikogo już nie widzieli. Raz dziennie w ciężkich metalowych wrotach otwierała się szpara i ktoś wstawiał do środka talerz, z którego musieli jeść we trójkę, i dzban wody, który musiał starczyć im na cały dzień.
Learchos wiedział. W każdej chwili mogli przyjść i wyciągnąć ich stąd, aby przypieczętować szaleństwo najstraszliwszego sprzymierzeńca jego ojca.
Próbował się uwolnić, ale łańcuchy były zbyt grube. Theana nie mogła mu pomóc: okowy, do których była przywiązana, wykonane były specjalnie, aby unieszkodliwić jej moce. Potem, nagle, czeluście tego haniebnego miejsca zadrżały, a ciszę celi rozdarły jakieś grzmoty. San podniósł głowę z oczami wielkimi ze strachu, a Theana rozejrzała się wokół.
Learchos próbował śledzić hałasy, studiować ciszę, która zapadła po tym pierwszym ciosie. Wzburzone kroki tuż za drzwiami, goniące się głosy. Kolejny grzmot, ryk.
— Atak — powiedział cicho, z obawą.
— Przyszli po nas, Ido wrócił! — wykrzyknął San.
Learchos nie wiedział, co ma myśleć. Jakaś jego część ostrożnie rozważała hipotezę interwencji Rady, ale wydawało mu się to całkiem przedwczesne. Cóż więc to było?
Nagle drzwi się otworzyły. Światło wdarło się gwałtownie, oślepiając trójkę więźniów. Nie mogli nikogo dostrzec, ale usłyszeli głos.
— Na nogi, już!
Ktoś złapał Sana za pasek. Learchos poczuł, jak jego okowy odrywają się od ziemi i para dłoni chwyta go brutalnie, aby go podnieść.
— Nie ruszaj się, do kroćset! — wrzasnął mężczyzna trzymający chłopca. Potem uderzenie w policzek i odgłos lekkiego ciała upadającego na ziemię. Learchos zrozumiał, że nadeszła odpowiednia chwila. Nie będzie innej okazji. Drzwi do celi były otwarte, a zamieszanie działało na jego korzyść.
Wyrwał się szarpnięciem i rzucił się na Zabójcę, który uderzył Sana. Zarzucił mu łańcuch wokół szyi i zacisnął. Mężczyzna zaczął rzęzić w jego żelaznym uścisku.
— Zostaw go, bo zabiję dziewczynę!
Drugi Zabójca błyskawicznie wyciągnął długi sztylet i przystawił go do gardła Theany. Pierwsze krople krwi już połyskiwały na ostrzu. Learchos popatrzył na nią. Czuł, jak stopy pochwyconego mężczyzny wierzgają jak zwierzę. Był w pułapce.
— Powiedziałem ci, żebyś go puścił! — ryknął Zabójca i mocniej przycisnął sztylet. Theana jęknęła, ale w tej samej chwili czarne ostrze wbiło się w klatkę piersiową jej oprawcy.
— Ty już nie zabijesz nikogo — powiedział ktoś w ciemności. Ciało Zabójcy z głuchym łoskotem opadło bez życia na posadzkę. Za nim gnom o białych włosach i brodzie trzymał miecz z czarnego kryształu. Learchos nie zwlekał. Zacisnął silniej uchwyt i udusił strażnika, którego trzymał w rękach. Przez kilka chwil w lochu zapanowała nierzeczywista cisza.
— Ido! — wrzasnął San i rzucił mu się na szyję, płacząc z radości.
— Powoli, powoli... — powiedział gnom, odchylając się do tyłu.
Ale chłopiec nie posłuchał: Ido przybył do niego, nawet mimo tamtej strasznej kłótni. Pomylił się co do niego i musiał mu to powiedzieć, wszystko, jednym tchem.
— Byłem głupi i to wszystko moja wina! Myślałem, że jestem niepokonany, ale muszę się jeszcze wiele nauczyć. Miałeś rację, Ido, przysięgam, że teraz już to zrozumiałem.
Gnom przycisnął go do siebie, po czym położył dłoń na jego głowie i zmierzwił mu włosy.
— Wszystko dobrze — mruknął, stawiając go na ziemi. Dwoma potężnymi ciosami uwolnił całą trójkę z jarzma łańcuchów, po czym rzucił Learchosowi broń i zaczerpnął tchu.
— Uciekajcie tak szybko, jak możecie. Na zewnątrz rozpętało się piekło.
— Przybyła armia? — spytał książę.
Ido potrząsnął głową, ale nie dodał nic więcej.
— Co się dzieje?
— Nie ma czasu na wyjaśnienia, po prostu uciekajcie. Dasz radę walczyć?
Learchos upuścił miecz i złapał Ida za ramiona, wpatrując mu się w oczy.
Gnom uciekł wzrokiem.
— Sennar i Lonerin idą uwolnić Astera, a ja zabiję twojego ojca. Wy musicie poradzić sobie sami.
— Gdzie jest Dubhe? — wrzasnął książę u kresu rozpaczy. Znał już odpowiedź, ale musiał usłyszeć ją z ust Ida.
— Uwolniła ją... Bestię...
Learchos poczuł, jak świat wokół niego wiruje.
— Dla niej nie ma już ratunku. Robi to dla ciebie, rozumiesz to? Poprosiła mnie, abym cię uratował, kiedy ona będzie rozprawiać się z Gildią. Weź zatem kobietę i dziecko, i uciekaj, w przeciwnym razie ona umrze nadaremno — odpowiedział Ido, wyrywając się siłą.
Learchos nie zareagował, niezdolny nawet do myślenia. Dubhe postanowiła w końcu obrać najtrudniejszą z możliwych dróg i nikt się jej nie przeciwstawił.
— Chcę, żebyście jak najszybciej znaleźli się na zewnątrz. A przede wszystkim zaprowadź chłopca w bezpieczne miejsce.
Theana podniosła miecz z ziemi i podała go księciu. Miała pogodną twarz, wydawało się wręcz, że prosi go, aby nie tracił wiary.
Learchos, nawet nie wiedząc naprawdę dlaczego, wziął broń i kiwnął głową.
— Nie! — mrożący krew w żyłach krzyk Sana przywrócił wszystkich do rzeczywistości. Chłopiec stanął między nimi a gnomem.