— Ja chcę zostać z tobą! Nie opuszczaj mnie, proszę. Tylko ty możesz mnie obronić!
Ido popatrzył na niego oczami pełnymi nieskończonego smutku. W tym chłopcu tkwiła niesamowita siła i przez chwilę gnom pomyślał o przyszłości spędzonej razem z nim. Ale teraz najważniejsze było, żeby go stąd wyprowadzić.
— Wrócę, przysięgam ci to. Będziemy rodziną. I już nigdy więcej nie pozwolę, aby przydarzyło ci się coś złego. Ale teraz muszę iść.
San płakał, a Ido osuszył mu łzy.
— Zaufaj mi. Learchos jest świetnym wojownikiem i będzie cię bronił za cenę własnego życia.
Książę przytaknął.
Ido uśmiechnął się, powstał i cofnął o kilka kroków.
— Do zobaczenia później — powiedział z podniesioną ręką, a następnie ruszył biegiem i zniknął w korytarzach.
Yeshol tupnął nogą w ziemię. Trzymał za kołnierz Zabójcę o przerażonej i powalanej krwią twarzy.
— Weszła do sali z basenami, mój panie.
— Nie obchodzi mnie to! Chłopiec, gdzie jest chłopiec? Wysłałem moich ludzi ponad dziesięć minut temu, ale jeszcze nikogo nie widać!
Zabójca potrząsnął głową.
Yeshol przycisnął go do muru i krzyknął mu w twarz:
— Przegrany! — Potem rzucił go na ziemię, drżącego.
Wpadł do swojego gabinetu niczym furia, wziął z biurka księgę i nacisnął guzik otwierający sekretne przejście. Ściana obróciła się wokół własnej osi i odsłoniła prowadzące w dół schody. Yeshol rzucił się tam prawie biegiem, nie troszcząc się o to, że zostawia otwarte przejście. Dopiero kiedy stanął przed niebieskawą kulą, udało mu się odzyskać spokój.
— Wiem, mój Panie — odezwał się. Usiadł na ziemi, rozłożył przed sobą pergaminy i otwartą księgę, szukając właściwej strony. — Ale wkrótce będziecie wolni i sam będę miał zaszczyt być waszym naczyniem. Nie ma chłopca? Nie szkodzi! Weźmiecie mnie! — powiedział, bijąc się w piersi i patrząc na twarz w kuli. — Oczywiście, wasza dusza nie wytrzyma w moim ciele długo, wiem o tym, ale to wystarczy, abyście otworzyli drogę Thenaarowi. A wówczas powrócicie na ten świat i nie będzie już miejsca dla Przegranych, tylko dla Zwycięskich. Będzie to wasz Czas, a świat osiągnie tę doskonałość, do której wzdycha już od początku, od kiedy nasz Bóg go stworzył.
Znalazł odpowiednią stronę.
— Tak, oto ona — powiedział podekscytowany. I zaczął czytać, deklamując na głos.
Po raz ostatni spojrzał na kulę, rozłożył ramiona i był gotowy.
28. Między dwoma światami
Lonerin starał się uspokoić, odpędzić od siebie widok Dubhe. Była przerażająca, ale jeszcze więcej bólu sprawiała mu myśl, że nie udało mu się pokonać klątwy, która ją więziła.
Nie byłeś zdolny, aby ocalić ją, ale Świat Wynurzony jeszcze cię potrzebuje — powiedział sobie, aby dodać sobie odwagi.
Przez pierwszy kawałek drogi szli za Idem. Wrzaski Dubhe za nimi były coraz głośniejsze, znak, że Bestia postępowała niepowstrzymana.
Gnom zostawił ich przy rozstaju dróg.
— Wy idźcie, ja muszę odszukać więźniów.
Lonerin poczuł, jak węzeł ściska mu gardło.
— Uratuj ją.
Ido kiwnął głową, po czym uciekł w korytarze.
— Idziemy — zarządził Sennar.
Podjęli swój bieg.
— Znam drogę — powiedział pewnie Lonerin. Pamiętał każde słowo, jakie Dubhe wypowiedziała na temat tego miejsca, zresztą sam aż nazbyt dobrze pamiętał te labirynty.
Widok całego tego chaosu wprawił go w euforię. Było tak, jak zawsze marzył: Gildia upada, a on porusza się wśród ruin. Twarze Zwycięskich, zmienione przerażeniem, były dokładnie takie, jak wielokrotnie je sobie wyobrażał. Pogrążali się w koszmarze, którego zawsze dla nich pragnął. W myślach przepowiedział sobie każde słowo zaklęcia i każdy gest, który musiał wykonać.
Rozpoznał strefę, w której się znajdowali, skoncentrował się i pociągnął Sennara w labirynt korytarzy. Nikt nie stawał na ich drodze. Dom stopniowo pustoszał, w miarę jak Zwycięscy napływali do sal, gdzie rządziła Bestia. Lonerin przyłapał się na myśli, że Dubhe miała rację. Gdyby nie to, że ona skupiła na sobie uwagę Zabójców, nigdy by im się nie udało.
Kiedy dotarli przed właściwą komnatę, poczuł, jak serce skacze mu w piersi. Złapał Sennara za tunikę.
— To tutaj.
Drzwi były otwarte. Wewnątrz — bałagan rzuconych na ziemię książek i spiętrzone wszędzie pergaminy. Dwóch czarodziejów weszło razem, powoli. Co oznaczał ten bałagan? Mieli się cieszyć czy martwić?
To Sennar dostrzegł tajemne przejście.
— Tędy!
Lonerin rzucił się do schodów bez wahania. Przemierzał je po dwa stopnie naraz, a Sennar z trudem za nim nadążał. Jednak kiedy tylko wszedł do pomieszczenia — stanął jak wryty.
Znajdowali się w walcowatym pokoiku, w którym królowało zatęchłe powietrze. Pleśń wyrysowała na ścianach zielone arabeski. Pośrodku stało coś w rodzaju małego ołtarza, a nad nim niebieska kula, której mleczne światło ponuro rozjaśniało ściany. Z kuli — w której unosiła się niewyraźna twarz — wydobywało się coś w rodzaju delikatnej smużki dymu, kierującej się do klęczącego z otwartymi ramionami mężczyzny. Jego głowa zwrócona była do sufitu, a na twarzy malował się wyraz intensywnej błogości. Yeshol. Coś się działo, coś straszliwego.
Przybyliśmy zbyt późno — pomyślał Lonerin.
Potem jednak zobaczył, jak Sennar jednym susem rzuca się na mężczyzną i przytrzymuje go na ziemi. Cienki wąż dymu rozwiał się, a stary czarodziej wrzasnął:
— Zrób to! Teraz!
Lonerin wyciągnął z kieszeni tuniki talizman i ścisnął go w dłoniach. Zamknął oczy i pozwolił, aby wszelki hałas wypłynął z jego ciała. Skoncentrował się tak, jak nauczył się podczas ćwiczeń z Sennarem. Jego głos przerwał ciszę. Pokój wypełniła litania, cicha i melodyjna. Słowa elfickie, które wyrywały go samemu sobie, aby zaprowadzić go gdzie indziej, w ową otchłań zawieszoną pomiędzy dwoma światami, gdzie miał spotkać największego wroga Świata Wynurzonego.
Najpierw on — przypomniał mu wewnętrzny głos, dlatego zatrzymał bieg swojej duszy i wypowiedział zaklęcie. Poczuł, jak jego dłoń mocno trzymająca talizman staje się gorąca niczym ogień, i wiedział, że on tam jest. Człowiek, który terroryzował Świat Wynurzony, ten, który starał się zniszczyć wszystko, został wydarty z niespokojnego snu śmierci i teraz znajdował się ściśnięty w jego dłoni. Aster.
A teraz ty — wycedził ponownie głos. Pozostało mu siły tylko na ostatnie słowo. Wypowiedział je. Poczuł, jak coś wysysa go z niego samego, stracił świadomość własnego ciała i w jednej chwili znalazł się w nicości ożywianej jedynie świadomością samego siebie. Wokół tylko spokój i oślepiające światło.
Czy jestem w talizmanie? — zadał sobie pytanie. Być może nie żył. Sennar powiedział mu, że istnieje też taka możliwość: być może nie wytrzymał potęgi rytuału.
Nie, nie, dopóki nie spełnię tego, co muszę zrobić!
Przeszył wzrokiem przestrzeń wokół siebie. Nie było tam nic i nie czuł ani chłodu, ani ciepła. Tylko niewyraźna całość i mglista percepcja zmysłów.
I co teraz?
Nie wiedział. Może powinien poszukać Astera. Jeżeli naprawdę przywołał jego ducha, powinien tu być. Ale nie było go. Głuchy lęk utorował sobie drogę do jego serca. Taka śmierć nie miała sensu. Gdzie popełnił błąd?