Выбрать главу

Dubhe.

Learchos poczuł, że mdleje. Nie był gotowy na ten widok. Jak mógł pomyśleć, że uda mu się ją uratować? Z tej otchłani nie było powrotu. Można było jedynie umrzeć.

Jednak była to rozpacz tylko chwilowa. Musiał spróbować. Życie przestało już być dla niego niezmiennym przeznaczeniem. Dlatego odpędził strach i wręczył włócznię Theanie. Była blada i nieruchoma i musiał nią potrząsnąć, aby przywołać ją do rzeczywistości.

— Weź to i zrób, co trzeba. — Jego głos już nie drżał. Teraz jego uchwyt był mocny.

Theana popatrzyła na niego i schwyciła włócznię. Learchos podniósł z ziemi inną broń i popatrzył w kierunku Bestii. Zabójcy, którzy jeszcze trzymali się na nogach, starali się trafić ją sztyletami, ale byli niezgrabni i żałośni w obliczu tego potwora, który nieubłaganie rozdzierał ich, jednego po drugim.

Wziął Sana pod ramię i przycisnął do siebie. Chłopcem wstrząsały gwałtowne dreszcze.

— Nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego. Umrę w twojej obronie — oświadczył zdecydowanie. Potem czekał i modlił się.

Sennar ze zgrozą patrzył na zbliżającego się Yeshola. Był już cieniem samego siebie, kukłą, która posuwała się po ziemi bez siły, ale jeszcze się nie poddała. Jego oczy były przepełnione nienawiścią i czarodziej wiedział, że nic go nie zatrzyma, nawet śmierć. Ten wzrok przygważdżał go do ziemi tak, że Sennar nie był zdolny do jakiejkolwiek reakcji.

Yeshol doczołgał się do ściany i z trudem się podniósł.

Znajdująca się za nim wątła bariera oddzielająca Lonerina powoli zanikała.

— Jeszcze nie umarłem — powiedział. Strumyczek krwi spływał mu po brodzie. — A dopóki nie umrę, Aster zawsze będzie mógł powrócić.

Podniósł sztylet i rzucił się gwałtownie na Lonerina. W tej właśnie chwili zaciśnięty w dłoni młodego czarodzieja talizman eksplodował oślepiającym światłem. Zdawało się, że wibruje jakąś niewyobrażalną mocą. Biel przeniknęła pokój, a kojące ciepło otuliło wszystko. Sennar instynktownie podniósł ramię do oczu. W blasku tego światła dostrzegł twarz prześlicznego dziecka i jego serce zabiło mocniej. Dobrze pamiętał ich ostatnie spotkanie, jak gdyby nie minął nawet dzień. Zdarzyło się to dawno temu, w ciemnej celi, a jego oczy w kolorze niewiarygodnej zieleni były ostatnim, co widział, zanim stracił przytomność. Poznał wtedy lęk, który zamieszkiwał jego umysł, i wówczas Aster przestał być dla niego nieprzyjacielem.

Fakt, że widzi go ponownie, wzruszył go. Nie było już między nimi żadnej różnicy. Od kiedy Nihal umarła, nie pozostało już nic z tego, co ich zwróciło przeciw sobie.

— Aster — wymruczał stary czarodziej.

Dziecko patrzyło w niebo i miało na twarzy wyraz błogości, która robiła na nim dziwne wrażenie. Sennar był pewien, że za życia nigdy nie było mu dane zaznać podobnego stanu. Kiedy tylko chłopiec usłyszał swoje imię, opuścił oczy i zwrócił je na Sennara. Czarodziej zobaczył w nich błysk zrozumienia i wiedział, że uśmiech, który nastąpił, skierowany jest do niego. Uśmiechnął się w odpowiedzi, a w spojrzeniu, które wymienili, zawarte było to wszystko, co Sennar przeżył przez te lata, ta sama bolesna droga, którą Aster przebył przed nim. Trwało to chwilę, ale było długie jak całe życie. Dlaczego istniał ból, dokąd prowadził i jaki sens miała walka? Jedyne pytania, które naprawdę warto było sobie postawić, i jedyne, na które nie było odpowiedzi, tylko wieczne poszukiwanie.

Potem jakiś krzyk rozdarł doskonałość tego białego całunu.

— Nie!

Yeshol wrzeszczał ze wszystkich sił, jakie miał w płucach, ściskając w palcach sztylet. Broń upadła mu na ziemię, dźwięcząc, a on wyciągnął obie ręce do zjawy.

— Nie opuszczajcie mnie, mój Panie, nie teraz, proszę was! Weźcie mnie i ponownie obejmijcie władzę, powróćcie, aby wzbudzać drżenie na tym świecie Przegranych!

Jego policzki pokreślone były łzami, ale Aster nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Powoli rozwiał się w powietrzu, a światło stopniowo ciemniało, cofając się tam, skąd przybyło. Talizman błyszczał jeszcze przez kilka chwil, po czym na pomieszczenie opadła przygnębiająca ciemność.

— To koniec — powiedział Sennar, opierając się o ścianę.

Yeshol upadł na ziemię. Patrzył w punkt, gdzie zniknął Aster, i wyglądał, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało. Potem krzyknął w rozpaczy, tak jak tamtego dnia, kiedy runęła Twierdza. Ale bogowie milczeli, a Thenaar nie odpowiedział na tę modlitwę.

U jego stóp rozchylał się obszerny kwiat krwi, a krzyki Zabójcy stawały się coraz słabsze. Życie wyciekało z niego nieubłaganie.

Sennar pozostawił go własnemu losowi i skierował się ku Lonerinowi. Magiczna bariera znikła, a młodzieniec leżał na ziemi.

— Lonerinie! — zawołał, biorąc go za rękę. Była lodowata. — Nie możesz teraz odpuścić, wracaj, no już... — mruczał.

Śmierć jest pełna uroku dla zmęczonego ducha, a pochlebstwa, które potrafi ukazywać, mają moc przekonywania. Sennar wiedział, że była to ostatnia próba, jakiej musiał stawić czoła młody czarodziej. Przezwyciężyć tę pokusę i wrócić, aby oblec się w ciężar swojego ciała i przyjąć cierpienie, jakie z niego płynęło. Zacisnął dłoń na talizmanie i z dreszczem wyczuł pulsujące wewnątrz ciepło. Lonerin wciąż jeszcze był uwięziony w jego wnętrzu. Talizman stawał się zimny i gasł dopiero wtedy, kiedy nie miał już w sobie żadnej siły witalnej. To w ten sposób zrozumiał, że Nihal odeszła na zawsze. Być może dla Lonerina była jeszcze nadzieja. Mógł oświetlić mu drogę, przywołać go do rzeczywistości życia.

— Udało ci się, słyszysz mnie? Jeżeli nie wrócisz, to wszystko nie będzie miało sensu, Lonerinie.

Poczuł, jak z jego ręki przepływa do talizmanu lekka moc, ale nie wydawało się, aby jego temperatura się zmniejszyła.

— To, co zrodzi się z popiołów tego miejsca, będzie nowym światem, światem, który nie może opierać się na poświęceniu młodych. Przeklęty kraj, gdzie dzieci zmuszone są do umierania przed ojcami!

Położył mu dłoń na piersi i spróbował jedynego zaklęcia leczniczego, jakie był jeszcze w stanie przywołać: prosta formuła, której nauczył się jako dziecko. Serce Lonerina milczało pod jego dłonią.

— To do nas, starych, należy poświęcanie się — ciągnął coraz głośniej. — My nie mamy siły, aby odbudować Świat Wynurzony, ale tacy jak ty ją mają. Dlatego musisz wrócić. Nie nadszedł jeszcze czas na szukanie tego odpoczynku, Lonerinie, nie możesz wykręcać się od walki!

Młodzieniec leżał na ziemi, zimny i nieruchomy. Talizman natomiast palił. Sennar poczuł, jak przenika go rozdzierające poczucie bezsilności. Pomyślał o Lajosie, który umarł wiele lat temu, pomyślał o Nihal, pomyślał o wszystkich ofiarach, których wymagał z pokolenia na pokolenie Świat Wynurzony, aby uwolnić się od wyziewów przywoływanych nadeń przez akurat rządzącego tyrana i móc znowu oddychać świeżym powietrzem. I poczuł, że to niesprawiedliwe, że nie będzie tego dłużej tolerował.

— Do diabła, Lonerin! — wrzasnął ze wszystkich sił, jakie mu zostały.

Płomyczek. Czarny. Ciemność, która rzuca światło. Cudowny paradoks, pomyślał Lonerin i wynurzył się w świadomości. Czuł się odległy i zmęczony. Był w podróży od wieków, a jednak wiedział, że było warto, bo w końcu nadszedł pokój. Ale w całej tej bieli pojawił się czarny płomyczek. Ból. Ból fizyczny. Ból w piersi. Teraz czuł, że taką ma, czuł ją i przewidywał cały wysiłek, jaki będzie go kosztować podnoszenie jej i opuszczanie w nieprzerwanym rytmie oddechu. Warto było tak cierpieć? I dlaczego?