Płomyk przykuwał jego uwagę. W całej tej bieli była to jedyna rzecz, na której mógł zawiesić oko. Poczuł, że ma nogi, ramiona, ręce i żyły: całe ciało, w którym krew czekała, nieruchoma. Bolało. Mógł zdecydować, czy zatracić się w tej białej nicości i przestać cierpieć, czy też stawić czoła bólowi i dalej walczyć. Cudownie byłoby jeszcze pokołysać się w tym wiecznym pokoju. A jednak... nie mógł. Nie chciał. Bo płomyczek stał się czarnym pożarem i mimo całego bólu, jaki roztaczał, wzywał go w sposób nieprzejednany. Warto było? Tak, warto.
Iskra mocy przeskoczyła z dłoni Sennara na nieruchomą pierś Lonerina. Sennar odebrał to jako bolesny ucisk w sercu, ale potrwał on tylko przez chwilę. Potem pod dłonią wyczuł bicie, powolne, słabe. Wbił wzrok w twarz młodzieńca i zobaczył, jak powoli nabiera koloru, a talizman pod jego palcami stawał się coraz zimniejszy. Poczuł, jak niepohamowana radość rozlewa się, rozprzestrzenia po każdym pojedynczym włóknie jego starego i zmęczonego ciała. Kiedy zobaczył, że chłopak otwiera oczy, objął go bez zahamowań.
— Wiedziałem, wiedziałem, że ci się uda!
Lonerin przez kilka sekund zwisał bezwładnie w jego ramionach. Po chwili stary czarodziej oderwał się od niego.
— Jak się czujesz?
Młodzieniec rozejrzał się dookoła.
— Źle — odpowiedział szczerze. Popatrzył na swoje dłonie, powoli nimi poruszył, a potem uśmiechnął się.
Sennar znowu go objął.
— Udało mi się?
— Uwolniłeś go. Widziałem, jak odchodził. Nie ma go już, Lonerinie, Astera już nie ma.
Młodzieniec spoważniał, a Sennar zrozumiał. On też przez to przeszedł. Lonerin z pewnością poczuł racje i ból Astera, a po zapoznaniu się z podobną otchłanią nie jest się już takim samym.
— Musimy stąd iść — powiedział, podtrzymując go ramieniem. Robiąc to, omiótł spojrzeniem cały pokój. Yeshol leżał bezwładnie w rogu; jego usta otwarte były w rozpaczliwej modlitwie, teraz już niemej. Poczuł do niego litość. Umarł otoczony najmroczniejszą udręką, przy upartym milczeniu swojego boga.
Lonerin popatrzył na niego i pomyślał to samo. Zrobili tylko kilka niepewnych kroków, potem obaj odwrócili się jednocześnie.
— Co to? — spytał Lonerin zmęczonym głosem.
Sennar zadrżał. Ktoś używał olbrzymiej mocy magicznej. Mocy elfickiej.
— Jesteśmy tu w środku jedynymi czarodziejami — zauważył.
Lonerin potrząsnął głową.
— Theana! — wykrzyknął chrapliwym głosem.
31. Odkupienie i poczucie winy
Sennar i Lonerin biegli na złamanie karku. Prowadziła ich sama percepcja owej niezmierzonej potęgi, tak wielkiej, że niszczącej i niemożliwej do opanowania.
Dom wydawał się opustoszałym labiryntem pachnących krwią korytarzy. W każdym z nich szeroko sterczały szeroko otwarte drzwi opuszczonych pośpiesznie pokojów. Lonerin rozglądał się wokół przerażony. Dubhe udało się dokonać tego, o czym zawsze marzył: zniszczyć Gildię aż po fundamenty.
Co dziwne, teraz widok tego zniszczenia nie sprawiał mu żadnej przyjemności. Tyle lat żył z pragnieniem zemsty, że wreszcie zaczął postrzegać je jako coś nie do ugaszenia. Teraz jednak po prostu znikło. Yeshol nie żył, podobnie jak większość Zabójców. Gildia została powalona na kolana. Tylko to się liczyło.
A poza tym była jeszcze Theana, osoba tak ważna w jego życiu, że prawie uznał ją za pewnik. Myśl o niej wypełniała mu serce trwogą i sprawiała, że idea jakiegokolwiek odwetu wydawała się bez znaczenia.
Był wykończony, nie miał w sobie nawet kropli mocy, ale pragnienie, aby ją ocalić, podtrzymywało go na nogach.
Przeszli przez kolejny korytarz i poczuli, że są blisko. W głębi — czerwone światło i coraz głośniejsze wrzaski.
Jak tylko mogli najprędzej, dowlekli się do progu olbrzymiej sali i tam ją zobaczyli: Bestia srożyła się nad nieliczną grupką przerażonych Zabójców. Jakiś nędznie wyglądający młodzieniec o włosach tak jasnych, że wydawały się białe, z mieczem w dłoni bronił Sana, trzymając go ściśle przytulonego do siebie. Przed nimi — ona. Stała. Śliczna i zagubiona. Theana ściskała włócznię otoczoną pnączami miecznicy. To stamtąd pochodziła moc. Dłonie jej drżały, a jej twarz była blada i wyniszczona.
Lonerin zawołał ją ze wszystkich sił, jakie mu pozostały.
Theana nic nie słyszała. Krzyki, które zaraz po wejściu niemal doprowadziły ją do szaleństwa, po kilku minutach przestały do niej docierać. Dziewczyna miała zamknięte oczy, rozpaczliwie starając się ze wszystkich sił utrzymać koncentrację. Nie czuła nawet ciężkich kroków Bestii i drgań powietrza wywołanych jej ruchami. Czuła tylko ściśniętą w dłoniach włócznię i moc, która przepływała do niej z jej ramion.
Nie miała najbledszego pojęcia, jak jej użyć, nie znała rytu: po prostu postanowiła zdać się na instynkt. W końcu to ona była ostatnią kapłanką Thenaara i miała nadzieję, że bóg zrozumie jej gest.
Przypomniała sobie pierwszą modlitwę, której nauczył ją ojciec, kiedy po raz pierwszy zaprowadził ją do małego pokoiku, gdzie sprawował kult. Jego słowa na zawsze pozostały wyryte w jej pamięci: „Mój Panie, daj mi siłę, abym mógł cię chwalić, oświecaj mój dzień i pozwól mi nieść twoje światło pomiędzy heretyków”.
Powtórzyła ją cicho, z całym zaangażowaniem, do jakiego była zdolna. Wyrecytowała te słowa z wiarą swojego dzieciństwa, myśląc o swoim ojcu i jego odwadze. Potrzebowała tej samej siły ducha, tego samego poświęcenia. Pomyślała ze łzami, że byłby dumny z jej zachowania, gdyby mógł ją kiedykolwiek zobaczyć.
„Pewnego dnia naprawdę zaniesiemy światło do Gildii i pokażemy światu całą niedorzeczność ich kłamstw. Wówczas Thenaar znowu stanie się bogiem wszystkich, a jego imię oznaczać będzie nadzieję”. I właśnie to w tym momencie robiła.
Włócznia aktywowała się w jej dłoniach, a jej niezmierzona moc rozbrzmiała poprzez jej ramiona i zawibrowała w otaczającym powietrzu. Przez moment Theana pozwoliła sobie na błysk nadziei i ujęła silniej broń, kierując ją w stronę Dubhe. Coś jednak poszło nie tak już od samego początku. Moc pozostała uwięziona w jej dłoniach, niezdolna do przekroczenia niewidzialnej bariery, która ją blokowała. Włócznia przestała wibrować i zaczęła wysysać z niej wszystkie energie. Nie, nie, nie!
Postarała się wytrzymać, czepiając się z uporem wiary, ale wszystko okazało się daremne.
Wiem, że nie jestem Poświęconą, ale czy to naprawdę ma znaczenie? Daj mi siłę, Thenaarze, zaklinam cię!
Świat wokół niej zaczął niknąć. Theana czuła, jak życie wypływa z jej ciała, ale nie poddała się. Złożyła obietnicę, przysięgła, że spróbuje, i musi jej się udać. Dubhe była jej przyjaciółką i dopóki będzie miała wystarczającą siłę, aby wytrzymać, nigdy nie zrezygnuje.
— Co ona robi?
Lonerin już miał interweniować, ale Sennar przycisnął go do ściany. Młodzieniec schwycił tunikę czarodzieja i potrząsnął nim, ogarnięty paniką.
— Powiedz mi, co ona u diabła robi!
Sennar popatrzył na niego lodowatym wzrokiem.
— Próbuje użyć elfickiego artefaktu — powiedział ponuro. — Ale nie uda jej się.
Lonerin poczuł, jak wstrząsają nim niekontrolowane mdłości.
— Dlaczego? Co to znaczy?
Sennar wziął go za ramiona i zbliżył się.
— Tylko osoba, w której żyłach płynie krew elficka, może posługiwać się tego typu przedmiotami, a jeżeli to jest włócznia, o której myślę, to nawet Elf nie może jej uaktywnić.