Dubhe odwróciła się. Był to głos Theany.
Niepewna, drżąca, ale to ona przemówiła.
— Nigdy podobnego nie widziałem — powiedział Renni, przyglądając mu się z bliska.
— Moja przyjaciółka została jako dziecko poświęcona bogu, aby wyleczył ją z czerwonej febry.
Popatrzył na nią z podziwem.
— Ach! A więc jesteś osobą, która przeżyła...
Dubhe przytaknęła, zmieszana. To była prawda, przeklęta prawda.
Następnie Renni przeszedł do oględzin Theany i zaczął szacować łączną cenę. Na końcu znowu z trudem usiadł na krześle i wygłosił wyrok:
— Sto karoli za każdą.
Żołnierz skrzywił się.
— Oszalałeś? Te kobiety to świetny towar!
— Nie mogę zaoferować ci więcej, bierzesz czy nie?
Dubhe słuchała ich odległych głosów. Zaklęcie czy nie, wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że jej stary towarzysz zabaw jej nie poznał. Niemal kusiło ją, żeby zdradzić mu, kim jest, żeby się dowiedzieć, czy jej w końcu przebaczył. Czy inni też zapomnieli, czy dalej uważali ją za zgubioną? Te myśli kłębiły jej się w głowie i wkrótce wszystko stało się chaotycznie pomieszane.
W którymś momencie Theana wzięła ją pod ramię i pociągnęła, żeby usiadła.
— Już po wszystkim — wyszeptała jej do ucha z ulgą.
Ich strażnik już odszedł, trzymając w dłoni sakiewkę z pieniędzmi, ale Dubhe nawet tego nie zauważyła. Już padła ofiarą przeszłości, a wspomnienia nagle stały się żywsze od rzeczywistości.
Renni przymocował ich łańcuch do jedynego wolnego pala w namiocie, po czym odszedł, nie mówiąc ani słowa.
Dubhe miała nieobecną minę i Theana od razu to zauważyła. Ruchem głowy wskazała na otwór w namiocie, w którym właśnie zniknął handlarz niewolników.
— Znasz go?
Dubhe przytaknęła, opierając czoło na przyciągniętych do piersi kolanach.
— Tak, bawiliśmy się razem jako dzieci. To jeden z tych, którzy skazali mnie na wygnanie z tej wioski.
Theana siedziała w milczeniu. Dubhe podniosła głowę.
— Nie ma czasu na wyjaśnienia. To długa historia, nie zrozumiałabyś.
Towarzyszka wydała się zirytowana tymi słowami, ale nie nalegała.
— Wszystko będzie dobrze, nie musisz się martwić — powiedziała Dubhe. W rzeczywistości przebywanie w tym miejscu niszczyło ją. A poczucie winy — które przez tyle lat było niewyraźną obecnością w głębi jej trzewi, taflą szkła pomiędzy nią a światem — tam, pod spojrzeniem Renniego, przekształcało się w rozdzierające cierpienie.
W tej chwili wejście do namiotu znowu się otworzyło. Młody żołnierz wszedł zdecydowanym krokiem i odwiązał kilka kobiet, aby zaprowadzić je na estradę, gdzie licytator wystawi je na pokaz i będzie wychwalać ich zalety. Theana obserwowała całą tę scenę z lękiem. Z pewnością zastanawiała się, kiedy przyjdzie kolej na nie i co się stanie później. Inne kobiety wycofywały się za każdym razem, kiedy żołnierz wchodził: któraś mruczała jakieś słowa pocieszenia, ale większość z nich szlochała.
Dubhe całkowicie się wyizolowała. Mocno obejmowała złączone kolana i czuła się jak w dniach, które nastąpiły po śmierci Gornara, kiedy schroniła się na strychu w swoim domu i zamknęła w upartym milczeniu. Nic się od tamtej pory nie zmieniła, chociaż minęło dziesięć lat, a ona w tym czasie poznała osoby, które ją ceniły, jak Mistrz i Lonerin. Podczas podróży do Nieznanych Krain łudziła się, że się zmieniła, że zrobiła malutki krok naprzód. Zdecydowała się na doprowadzenie do końca misji należącej do innej osoby i czuła, jak kiełkuje w niej nowe uczucie, które nie miało nic wspólnego z jej grzechami czy klątwą. W osamotnieniu tego namiotu doszła jednak do przekonania, że wszystko to było nadaremne: nic nie ocali jej od rozdzierającej winy, która w niej tkwi.
— No dalej, wstawaj.
Dubhe podniosła błędny wzrok i zobaczyła, że żołnierz wskazuje właśnie na nią. Usłuchała, nie mówiąc ani słowa. Następnie mężczyzna wziął łańcuch Theany i pociągnął na zewnątrz również i ją.
Kiedy wreszcie weszły na trybunę, krzyki tłumu przybrały na intensywności. Theana ścisnęła kurczowo jej ramię, ale Dubhe nie zareagowała.
Licytator dał znak i żołnierz, który je przyprowadził, spróbował je rozdzielić. Theana zareagowała, wrzeszcząc jak oszalała i wyrywając się, stawiała opór. Uderzenie biczem było brutalne i rozdzierające. Smagnęło obie po kostkach i czarodziejka osunęła się na podłogę, a Dubhe przygryzła sobie wargi. Fizyczny ból wreszcie przywrócił jej przytomność umysłu.
Masz misję do wykonania — powiedziała sobie.
— Młoda szesnastoletnia kapłanka, prześliczna. Będzie wasza za co najmniej pięćset karoli — zaczął wołać licytator, podczas gdy żołnierz siłą ściągał Theanę z podestu.
Dubhe jeszcze raz przesunęła spojrzeniem po tłumie, usiłując nie dać się wciągnąć przeszłości.
— Proszę was, nie rozdzielajcie nas! — Głos Theany dobiegł do niej jak daleki zew. Musiała wymyślić jakiś plan, i to szybko. Strumień jej myśli został nagle przerwany drugim uderzeniem bicza, które zraniło ją w wierzch stopy. Upadła na kolana. Czuła wokół siebie trajkoczące głosy mężczyzn i ich spojrzenia przebiegające po jej ciele.
— Tysiąc pięćset karoli każda, chcę je obie.
Cisza zapadła nad audytorium. Nawet licytatorowi zabrakło słów. Dubhe podniosła nieco głowę, żeby zobaczyć, kto przemówił.
Głos dobiegał z głębi placu, gdzie jakiś młodzieniec wybijał się ponad tłum swoją wysoką posturą. Miał na sobie długi płaszcz, spod którego widać było tylko srebrny, kunsztownie zdobiony łańcuch. Dubhe przyjrzała się jego twarzy. Znała go.
Drobne rysy i włosy tak jasne, że wydawały się białe. Od razu przypomniała sobie ów mrożący krew w żyłach epizod, jaki wydarzył się w czasie jej szkolenia.
Forra, szwagier Dohora i wódz operacji w Krainie Ognia, deptał trupy buntowników, których dopiero co kazał wymordować swoim żołnierzom, a obok niego z grzbietu konia obserwował go mały chłopiec. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła Learchosa, królewskiego syna.
Licytator prawie od razu odzyskał rezon.
— Nie jest naszym zwyczajem sprzedawanie razem tego rodzaju niewolnic...
— Dziesięć tysięcy karoli i powstrzymaj ten bicz. Audytorium eksplodowało w okrzyku pełnym zdumienia.
Kwota została przebita prawie dziesięciokrotnie. Nawet Theana przestała lamentować i zaskoczona przyglądała się scenie. Dubhe zastanawiała się, co syn królewski robi w miejscu takim jak to, i dlaczego planował wydać taką kwotę na dwie niepotrzebne niewolnice, i to nawet niezbyt atrakcyjne.
Licytator skłonił się głęboko. Najwyraźniej nie rozpoznał księcia, bo pozwolił sobie na niestosowny komentarz.
— Wybaczycie mi, jeśli poproszę was o okazanie pieniędzy, prawda?
Learchos utorował sobie drogę przez tłum, poruszając się szybko i z elegancją. Dotarł pod estradę i rzucił na pełne szpar drewno sakiewkę, która otworzyła się, a błyszczące monety rozsypały się dookoła: było tam co najmniej pięć tysięcy karoli.
— Resztę dam ci na osobności, kiedy tylko przekażesz mi kobiety.
Drewno podestu zaskrzypiało ciężko.
— Nie ma takiej potrzeby, Wasza Wysokość! — wrzasnął piskliwy głos. Renni, dopchawszy się do licytatora, rzucił go na ziemię, ręką zmuszając do ukłonu. — Uczcij swego władcę, bestio! — krzyknął i sam również się skłonił, dotykając czołem podłogi.
Było tak, jak gdyby nagle zostało zerwane jakieś zaklęcie. Obecni dopiero w tej chwili zrozumieli, kogo przed sobą mają, i w mgnieniu oka cały plac stał się wybrukowany pochylonymi głowami.