— Panie, uczyń mi ten honor, abym mógł ofiarować ci te dwie niewolnice w darze. Proszę was, zabierzcie wasze pieniądze. — Renni odsunął sakiewkę ze złotymi monetami, obrzucając ją wszakże chciwym spojrzeniem.
Księcia nie poruszyło to, ale zerknął na niego z litością.
— Zabierz te pieniądze, w zamian za to chcę jednak dostać również wasze bicze.
— Wszystko, czego pragniecie, Wasza Wysokość — odpowiedział Renni. Następnie kopnął licytatora, który wziął baty i mu je wręczył.
Learchos wszedł na podest i pomógł wstać najpierw Dubhe, a następnie Theanie. Dubhe zastanawiała się, czy ją poznał. Ona nie zapomniała jego płonących od tłumionego gniewu oczu. Książę jednak nawet na nią nie spojrzał.
Jasne, zamaskowałam swój wygląd — pomyślała z ulgą.
Renni podał łańcuchy Learchosowi.
— Uwolnij je — powiedział ten, a kupiec pośpiesznie przytaknął i zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczy.
Pierwszy widz rzucił krótki okrzyk:
— Niech żyje książę! — Za nim poszedł następny, potem jeszcze jeden, aż wszyscy zaczęli klaskać, wysławiając młodego przyszłego władcę, tak wielkodusznego i wspaniałego.
Learchos nie zwrócił na nich uwagi i sprowadził obie dziewczyny ze sceny.
— Dziękuję, mój panie, dziękuję... — mamrotała Theana złamanym głosem, z widoczną ulgą.
— Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego — odparł Learchos.
Dubhe zauważyła, że jego spojrzenie było jeszcze smutniejsze i bardziej przygaszone niż pamiętała. Ale czas żalów się skończył; wiedziała, że fortuna ofiarowuje im niepowtarzalną okazję.
— Nie czujcie się w żaden sposób ze mną związane — dodał książę, zwracając się do dziewcząt. — Wracajcie do domów, jesteście wolne.
Nawet nie skończył mówić, a już odwrócił się, aby odejść. Jego płaszcz, wydymający się w przejrzystym powietrzu poranka, przypomniał Dubhe inne okrycie i innego mężczyznę, który próbował pozostawić ją samą własnemu przeznaczeniu.
— Zaczekajcie!
Learchos zatrzymał się i odwrócił.
— Nie mamy gdzie się podziać — powiedziała Dubhe złamanym głosem, rozcierając sobie nadgarstki. — Nasza wioska została zmieciona z powierzchni ziemi, a tu jesteśmy zbyt blisko frontu... Dobrze wiecie, co dzieje się z samotnymi kobietami w czasie wojny. Na cóż nas ocalać, jeśli potem pozostawiacie nas na łaskę losu?
Młodzieniec przeszył ją spojrzeniem. Jego zielone oczy mocno błyszczały, ale ten tak żywy kolor tworzył dziwny kontrast z bolesną apatią, którą wyrażały.
— Ja jestem żołnierzem, życie spędzam na polu bitwy, nie mogę was chronić.
Dubhe uklękła, dotykając jego wysokich butów.
— Wy jesteście synem królewskim! Jestem pewna, że na dworze znajdzie się miejsce dla dwóch dziewczyn. Umiemy robić wiele rzeczy: w wiosce moja siostra prowadziła po śmierci naszej matki dom. Proszę was...
Theana w lot pojęła plan Dubhe i też padła do stóp księcia.
On w odpowiedzi cofnął się, wyraźnie zmieszany.
— Powstańcie — zaprotestował.
Dubhe nie usłuchała, ale zwróciła na niego zasmucone spojrzenie. Widziała, jak to na niego podziałało: jego oczy zasnuły się litością.
Po chwili wahania Learchos powiedział:
— Jestem sam i idę dołączyć do głównego obozu, do Karvy. Tam powierzę was komuś, kto może was zawieźć do Makratu, do pałacu, z moją rekomendacją. Nie mogę wam jednak niczego obiecać...
Dubhe skoczyła na nogi i schwyciwszy go za rękę, pocałowała ją.
— Dziękuję, dziękuję!
— Teraz wystarczy — odparł, wycofując dłoń, a następnie poprawił sobie płaszcz na ramionach. — Nie wyruszę przed wieczorem; jeżeli naprawdę chcecie ze mną jechać, stawcie się tu o zachodzie słońca. — Wyciągnął kilka monet z przytroczonej do boku sakwy. — Kupcie sobie za to jakieś ubrania. Prawdziwe ubrania — powiedział, przebiegając spojrzeniem po ich odzieży. To powiedziawszy, wmieszał się w tłum.
Dubhe odprowadziła wzrokiem jego smukłą postać ginącą w zamęcie placu. Czuła ucisk w sercu i ciężką głowę, lecz nie wiedziała, dlaczego.
Uścisk Theany znowu sprowadził ją na ziemię.
— Powiedziałaś, że będziemy wolne — odezwała się.
Dubhe odwróciła się, aby na nią spojrzeć. Jej ulga już się ulotniła.
— Na co narzekasz? Miałyśmy iść na dwór Dohora, do Makratu, a któż lepiej niż syn królewski może pomóc nam się tam dostać?
Theana rozluźniła ucisk i westchnęła.
— Nie bój się, dopóki będziemy z nim, nic się nam nie stanie.
Teraz jednak Dubhe musiała się stamtąd oddalić i spędzić trochę czasu sama, na rozmyślaniach. Przeszłość wróciła i dziewczyna ryzykowała zaprzepaszczenie swych planów.
5. Trójka w podróży
Kiedy tylko Dubhe wyszła poza mury wioski, wreszcie poczuła, jak powietrze przepełnia jej płuca. Wcześniej przemierzyła kręte zaułki, poruszając się błyskawicznie i ukradkiem, jak wtedy, gdy bywała w Makracie jako złodziejka. Nakazała Theanie kupienie wszystkiego, czego potrzebowały, łącznie z nowymi ubraniami, po czym rozpłynęła się w tłumie.
Teraz rozkoszowała się intensywnym zapachem unoszącym się w pobliżu lasu. Usiadła przy drzewie i spróbowała pomedytować. Była to najlepsza metoda na uwolnienie umysłu: Mistrz zawsze powtarzał jej to podczas szkolenia. Jednak odkąd wstąpiła do Gildii, porzuciła zwyczaj wstawania o świcie, aby zebrać własne myśli.
Zamknęła oczy i oparła się plecami o pień drzewa w nadziei na uzyskanie odrobiny spokoju, ale obrazy z jej dzieciństwa powróciły żywsze niż wcześniej. Coś było w tym miejscu, rozdzierające poczucie przynależności, którego nie potrafiła wymazać. I jakże by mogła? To były lasy, gdzie jako mała dziewczynka chodziła ze swoim ojcem. Kto wie, może jego duch wciąż jeszcze błąkał się po tych okolicach, szukając jej bez wytchnienia. Kiedy wygnano ją z wioski, ojciec wyruszył na poszukiwanie jej śladów. Umarł, próbując sprowadzić ją z powrotem, a ona nigdy nie miała czasu, żeby go opłakać. Strasznie jej go brakowało, po raz pierwszy.
Zorientowała się, że ma wilgotne oczy.
Podniosła się i zrozumiała, że ucieczka była niemożliwa. Nie było w jej życiu dróg na skróty, tylko strome ścieżki prowadzące pod górę, których nigdy nie udało jej się przebyć do końca. Czuła, że Selva zamyka się nad nią jak pułapka bez drogi ucieczki, i w końcu się poddała.
Pewnego razu, kiedy była bardzo mała, właśnie w tym miejscu ona i jej ojciec uwolnili zająca z wnyków myśliwego. Kiedy zwierzątko znikało w zaroślach, ojciec uśmiechnął się do niej.
„To będzie nasza wspólna tajemnica, dobrze?”.
Przytaknęła. Robili coś zakazanego, myśliwy wściekłby się, gdyby ich zobaczył. Ale czuła się dumna, że może dzielić ze swoim ojcem tajemnicę.
Tam natomiast, między tamtymi krzakami, ukryła się kiedyś na całe popołudnie tylko po to, aby wywołać w matce poczucie winy. Wyrzuciła ona do rzeki całą kolekcję owadów dziewczynki, więc na złość matce Dubhe uciekła do lasu. Tutaj mnie nie znajdą, pomyślą, że stało mi się cos złego i wtedy nauczą się mnie lepiej traktować — myślała.
Wykrzywiła usta w słabym uśmiechu. Zbliżała się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, wiedziała o tym i nie mogła zrobić nic, żeby tego uniknąć. Jednak kiedy dotarła w pobliże groty, zatrzymała się zdumiona. Pamiętała ją jako o wiele większą, jakby przerażającą pieczarę bez dna. Była to natomiast tylko czarna i wilgotna dziura pokryta mchem. Rozmiar akurat dla dziecka — pomyślała, zanim weszła. To tam chroniła się ze swoimi przyjaciółmi — Mathonem, Rennim, Pat i Gornarem — podczas najgorętszych godzin. Tam znajdował się ich skarb.