Выбрать главу

— Poniosłam klęskę — odpowiedziała Dubhe, odwracając się w jego kierunku. — Byłam na dworze Dohora, aby spróbować go zabić, ale mi się to nie udało. Teraz pozostało mi niewiele czasu i nie mam już żadnej szansy na ocalenie.

— Sprzeciwiam się, do diabła! — krzyknął Lonerin, wychodząc z siebie, i uderzył pięścią w drewniany blat przed swoim fotelem.

— Wy wiecie, że mam rację — nalegała Dubhe, utkwiwszy wzrok w oczach członków Rady. — Ja wiem, że mogę to zrobić. Wystarczymy my sami: ja, Ido, Lonerin i Sennar. Stare pokolenie i nowe. Cztery osoby. Zniszczymy Gildię.

Sala wypełniła się szmerami pełnymi wątpliwości. Decyzja nie była łatwa.

— Trzeba przeprowadzić głosowanie... — powiedział Ido, starając się przywrócić porządek.

— Nie mamy czasu! — zaprotestowała Dubhe ze wzburzeniem. Teraz, kiedy podjęła decyzję, chciała, aby wszystko zakończyło się jak najszybciej.

— Nie teraz! — Głos Ida jeszcze potrafił być tak donośny jak niegdyś i przywołał wszystkich do porządku. — O świcie. Niech każdy powróci do swojego pokoju i zastanowi się. O wschodzie słońca każdy będzie musiał podjąć decyzję. Posiedzenie zakończone.

Sala zaczęła powoli pustoszeć.

Dubhe zobaczyła, jak Lonerin kieruje się do niej wielkimi krokami. Szalał ze złości.

— Ty chyba zwariowałaś! — zawołał, łapiąc ją za ramię. — To śmierć, której się zawsze bałaś, straszliwa śmierć! To jedyny powód, który popchnął cię do tego wszystkiego, co zrobiłaś w ciągu ostatniego roku!

Dubhe stała nieporuszona. Była zdumiona, ile spokoju dawał jej fakt, że wreszcie poznała swoje przeznaczenie.

— Teraz kieruje mną coś innego.

— Umrzesz, rozumiesz to? Umrzesz!

— Jeżeli umrze Learchos, i tak umrę. Więc już lepiej zginąć, aby go ocalić.

Lonerin popatrzył na nią zdumiony.

— Chyba nie mówisz poważnie...

— A ty nie umarłbyś dla niej? Nie wyruszyłbyś choćby teraz, aby ją ocalić, nie stawiłbyś czoła Gildii z gołymi rękami? Nie chciałeś zrobić tego jako dziecko dla twojej matki?

Uchwyt dłoni Lonerina rozluźnił się.

— No to chyba jesteś w stanie mnie zrozumieć.

Chłopak opuścił ramiona wzdłuż ciała i pochylił głowę.

— Pochłonie cię, tak jak wtedy, kiedy zabiłaś Reklę. — W jego głosie słychać było wstrzymywany płacz.

— Wiem.

Popatrzył na nią. Dubhe tylko przez chwilę poczuła dla niego litość.

— Powiedz, że zagłosujesz za.

Potrząsnął głową.

Dubhe złapała go za ręce.

— Jeżeli kiedykolwiek mnie kochałeś, zrób to.

— Nie możesz mnie o to prosić...

— Zanim pochwycono Theanę, błagałam ją, żeby obiecała mi, że znajdzie sposób, aby mnie zabić. Wiedziałam już, że nie uda mi się uratować, ale chciałam mieć jakieś wyjście. Ona powiedziała mi: tak. Nie bądź gorszy.

Popatrzyła mu w oczy, ale on uciekł wzrokiem. Ścisnęła jego dłonie.

— Proszę cię.

Lonerin potrząsnął głową, wyrwał się i ruszył w kierunku drzwi.

Świt zapowiedział się orszakiem żółtawych obłoków. Lato chyliło się ku końcowi, a za drzwiami czekał pierwszy dzień pachnący jesienią.

Członkowie Rady wchodzili w milczeniu, a Dubhe za nimi. Nie bała się, czuła tylko wolę działania. Mogła wyruszyć choćby zaraz. Zrozumiała ślepą wiarę Zabójców, ich determinację. Być może czuli się tak jak ona przed misją. Pewnie tak samo czuł się chłopak, który wyruszył, aby wszczepić jej klątwę, w momencie postawienia pierwszego kroku poza murami Domu wiedząc, że już po nim. Ale jeśli ona umrze, Learchos zostanie ocalony i z tej łaźni krwi narodzi się nowy świat. To wystarczyło, aby dodać jej sił.

Wszyscy usiedli, a Dubhe zauważyła Lonerina w kącie razem z Folwarem. Modliła się w duchu, aby postąpił właściwie.

— Czas na głosowanie — uciął krótko Ido. — Propozycja jest taka, aby wyruszył oddział złożony ze mnie, Dubhe, Lonerina i Sennara, jeszcze dzisiaj. Weźmiemy z nami Oarfa. Udamy się do Domu i tam zaatakujemy, wykorzystując klątwę Dubhe. Rozgromimy Gildię, uwolnimy więźniów, a ja zabiję Dohora. Niech podniesie rękę, kto się zgadza.

Po sali przebiegł lekki szmerek.

Ido podniósł swoją prawie od razu, wpatrując się w Dubhe. W jego wzroku był ból, ale też i zrozumienie. Ręka Sennara podniosła się zaraz potem, podobnie jak innych generałów. Dafne trzymała swoją nisko, Folwar nie.

Dubhe policzyła z sercem w gardle. Siedziało ich tam w środku piętnaścioro, nie było możliwości remisu. Ostatnia dłoń, jaka się podniosła, należała do Lonerina, siedzącego z pochyloną głową. Osiem.

Dubhe zamknęła oczy.

— Wyruszamy natychmiast — zakończył Ido.

26. Ku końcowi wszystkiego

Ido kazał wszystko szybko przygotować.

— Nie możemy lecieć na grzbiecie smoka, zobaczą nas — zaoponował Sennar.

— Będziemy lecieć wysoko. I zrobimy tylko trzy postoje.

— Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz lecieć dniem i nocą? Trzy postoje oznaczają co najmniej dwudniowe loty. To szaleństwo!

Ido popatrzył mu w oczy.

— Masz jakąś lepszą sugestię?

— Nigdy nam się nie uda.

— Uda nam się. Wybrałem dla siebie dość młodego i wyćwiczonego niebieskiego smoka, a Oarf to piękne, silne i potężne zwierzę — odparł gnom. — Chyba że mi go rozleniwiłeś przez te wszystkie lata.

Nawet cień uśmiechu nie przebiegł przez twarz Sennara.

— Nie chcę, żebyś go zabił — powiedział po chwili wahania.

— Naprawdę sądzisz, że byłbym w stanie?

Milczenie, jakie zapadło, było bardziej wymowne niż jakakolwiek odpowiedź.

Tymczasem w drugim skrzydle pałacu Dubhe zajęta była zbieraniem tych niewielu rzeczy, które postanowiła ze sobą zabrać. Włożyła swoje szaty i przymocowała do pasa nową broń. Był to czysty środek ostrożności: jak już pozwoli wyjść na powierzchnię Bestii, nie będzie jej potrzebowała. Droga jednak była długa, a jej towarzysze wykończeni i zmęczeni tak samo jak ona.

Przy każdym ruchu czuła, jak rany ciągną jej skórę. Była jeszcze zbyt słaba i zdawała sobie sprawę, że jeżeli naprawdę chce doprowadzić to do końca, musi poprosić kogoś o pomoc. Wiedziała, że Sennar nie dysponuje już niegdysiejszymi mocami, więc nie miała innego wyjścia.

Musiała pójść do niego i poprosić go osobiście.

Lonerin w swoim pokoju zajmował się ostatnimi przygotowaniami. Ido dał im tylko godzinę. W pośpiechu zostawił otwarte drzwi i Dubhe przez chwilę przyglądała mu się zza progu. Kiedy usłyszał jej pukanie, odwrócił się gwałtownie.

— Czego chcesz?

— Musimy porozmawiać.

Dubhe zauważyła talizman wystający z rzuconej na łóżko tkaniny.

Lonerin schwycił go i wsunął do torby.

— Nie mam ochoty.

Dziewczyna weszła, zamknęła za plecami drzwi i złapała go za nadgarstek.

— A jednak musimy.

— Zrobiłem, co chciałaś, nie jesteś zadowolona? — odparł czarodziej, wyrywając się z irytacją. — Teraz zostaw mnie w spokoju.

— Przecież nie robię niczego tobie na złość. Po prostu podjęłam decyzję.

— Której ja nie popieram. I pamiętaj o tej podniesionej dłoni, bo zmusiłaś mnie do zrobienia czegoś, co jest w pełni sprzeczne z moją wolą. Ja już zamknąłem moje długi wobec ciebie! — Zawiązał tobołek i rozejrzał się wokół, aby sprawdzić, czy niczego nie zapomniał.