Выбрать главу

Yeshol patrzył zdumiony na ociekające krwią ostrze wychodzące z jego prawego ramienia. Jego twarz nie wyrażała bólu, tylko niedowierzanie.

— Sherva... — mruknął.

Stojący za nim Zabójca pozwolił sobie na krótki wybuch śmiechu. Wyciągnął ostrze i kopnięciem rzucił ciało Yeshola na podłogę. Sennar wykorzystał to, aby przesunąć się w stronę Lonerina.

— Nie spodziewałeś się, że twój dobry i wierny sługa się zbuntuje, prawda? — zaczął krzyczeć Sherva. — Ale ja pluję na twojego boga! Nie wierzę w Thenaara ani nie wierzę w ciebie! Przez lata klękałem przed twoim obliczem, przekonany, że uczynisz ze mnie najpotężniejszego Zabójcę wszech czasów. Byłem pewien, że któregoś dnia cię zabiję i że będę jedyny. Ty natomiast odarłeś mnie ze wszystkiego, co miałem, uczyniłeś ze mnie oślizgłego robaka, zmusiłeś mnie do podeptania moich bogów, traktując mnie jak ostatnie z twoich popychadeł.

Wymierzył mu mocnego kopniaka w ranę, a Yeshol skulił się, ale z jego ust nie wydobył się nawet najlżejszy jęk. Zacisnął oczy, a kiedy je otworzył, jego wzrok był pełen nienawiści.

Sherva pochylił się nad nim i ponownie zanurzył mu nóż w ciele, obracając nim bestialsko.

— Uczyń mi tę łaskę, chociaż jeden krzyk, no już, to dla chwały — uśmiechnął się z okrucieństwem.

Śmiech jednak utkwił mu w gardle. Ukryte ostrze Yeshola przebiło mu pierś błyskawicznym pchnięciem.

— Ty też jesteś zdrajcą — rzucił przez zęby Najwyższy Strażnik.

Sherva, upadając do tyłu, usiadł pod ścianą. Oddychał z trudem.

Yeshol wstał, próbując przycisnąć dłoń do rany. Kiedy znalazł się blisko sługi, obrzucił go lodowatym spojrzeniem.

Sherva podniósł swoje oczy, już zasnute śmiercią, i uśmiechnął się.

— Już nie żyjesz — wyrzęził. — I to ja cię zabiłem.

— Nie, to nieprawda! Ja i Thenaar będziemy mieli u naszych stóp Świat Wynurzony, ale ciebie przy tym nie będzie. — Yeshol szerokim gestem ramienia narysował na gardle Shervy czerwone rozcięcie. Potem upadł na bok, przechylony ciężarem własnego ciosu. Pozostał na ziemi kilka sekund. Następnie z trudem podniósł głowę i wyciągnął ramię.

Skulony w kącie Sennar zobaczył, jak wlecze się po posadzce, pozostawiając za sobą krwistą smugę. Jego oczy były przepełnione nienawiścią i była w nich cała determinacja świata.

— Jeszcze nie umarłem — syknął półgłosem.

29. Ogień i stal

Kiedy tylko ziemia zatrzęsła się nad jego głową, Dohor zrozumiał, że wreszcie nadszedł ten moment. Usłyszał, jak Dom pogrąża się w panice; krzyki, wzburzone kroki, ale przede wszystkim ryki nie pozostawiały cienia wątpliwości co do tego, co się działo.

Powoli zszedł z łóżka, podniósł zbroję i włożył ją. Następnie wziął w dłoń miecz, który niegdyś należał do jego ojca. Był gotowy.

Wszystko zaczęło się w Akademii. Ido w tamtych czasach był nauczycielem takim jak inni, poszukującym młodych uczniów, których mógłby włączyć do swoich osobistych oddziałów. To właśnie gnom go odrzucił, a on publicznie poskarżył się na jego decyzję. Ido wyzwał go na pojedynek przed wszystkimi i upokorzył go. Było to najbardziej żywe i palące wspomnienie całego jego życia. Do tamtej pory nigdy nie doznał niepowodzenia: jako syn dość wysoko postawionego generała poruszał się pośród podziwu i zazdrości swoich towarzyszy. Wiódł prym w każdej możliwej sztuce walki, był hołubiony przez wszystkich i traktowany z szacunkiem przez swoich nauczycieli. Jego życie zawsze było pełne sukcesów i nie było powodu wierzyć, aby nie miało tak być również i później. Ido stał się jego pierwszym niepowodzeniem, ośmielił się przy wszystkich podać w wątpliwość jego umiejętności, właśnie on, który był zdrajcą swojej ziemi, a co więcej należał do rasy, którą Dohor uważał za niegodną par excellence: gnomów.

Przez lata nosił w sobie głęboką nienawiść i podsycał własną rehabilitację, terrorem i przemocą podporządkowując sobie wszystkich, którzy ośmielili się przeciwstawić jego autorytetowi. Chciał zostać Najwyższym Generałem Akademii, był to konieczny krok na jego drodze do władzy, a aby to zrobić, musiał pozbawić tej funkcji Ida. W każdym przedsięwzięciu, jakie podejmował, aby podbić Świat Wynurzony, zawsze gnom występował przeciw niemu. Dohor z najwyższą rozkoszą patrzył na bezradność tego robaka przed Radą, kiedy oskarżył go o zdradę. W jego oczach na zawsze pozostał zadufanym nauczycielem Akademii, który powalił go na ziemię w trzech atakach na trzy.

Teraz do niego należało zniszczenie go. Śmieszna była myśl, że przeznaczenie wreszcie zdecydowało się ich zetknąć. Nigdy nie walczyli ze sobą na polu bitwy. Teraz chciał jego krwi. Uparcie niszczył go każdego dnia swojego życia; odebrał mu stanowiska, dom, przyjaciół, a nawet kobietę, ale nigdy nie rzucił go w pył. W jego głowie Ido jeszcze wciąż był silniejszy, a Dohor nie mógł już dłużej tego tolerować.

Spokojnie ruszył przez korytarze. Zabójcy przebiegali obok niego jak szaleńcy, ale dla niego było tak, jak gdyby nie istnieli. Jego osobista wojna była ważniejsza niż cała reszta.

Potężny huk zagłuszył otaczający go harmider i ściany zatrzęsły się od ryku.

Dohor rozpoznał odgłosy smoków i uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że Ido stracił w walce Vesę; to mogło oznaczać tylko jedno: gnom sprzeniewierzył się milczącemu zobowiązaniu, które każdy jeździec przyjmuje w stosunku do swojego rumaka.

Nienawidzisz mnie aż tak bardzo, że splunąłeś na pamięć twojego smoka? Drżyj, bo ja nie będę gorszy.

Poszedł w kierunku znajomego przejścia. Kiedy przybył tu kilka dni wcześniej, Yeshol pokazał mu oddzielne wyjście, prowadzące do dość gęstej części lasu. Tam kazał wybudować chatkę.

— Tylko dla was — powiedział ze służalczym uśmiechem. — I dla waszego smoka.

Im bardziej zbliżał się do wyjścia, tym krzyki ludzi stawały się bardziej przytłumione i odległe. Dohor powrócił myślą do wydarzeń tych dni i zrozumiał, że małe bruzdy, które zaczynały zarysowywać fortecę jego władzy, wywodziły się z tej jedynej, maleńkiej szparki, której jeszcze nie załatał. Dopóki Ido oddycha, zawsze będzie miejsce na strach. On był początkiem i końcem wszystkiego, był plamą, której jeszcze nie zmył. Zgromadził góry trupów, przeszedł po ciele swojej żony i miał zrobić to samo z ciałem swojego syna. Zaprzedał duszę diabłu, wiążąc się tak mocno z Yesholem i jego zbiorowiskiem wariatów. Teraz pozostawał mu ostatni nieprzyjaciel, ten najważniejszy.

Na zewnątrz śmierdziało spalenizną. Dohor pełnymi nozdrzami wciągnął do płuc zapach pola bitwy, a potem wszedł do chatki. Jego smok leżał czujnie ze skrzydłami zwiniętymi pod ciałem, a łańcuchy między tylnymi łapami zwierzęcia a dwiema obręczami trzymającymi go na ziemi były napięte. Stojący na warcie giermek był biały ze strachu.

— Uwolnij go! — rozkazał król.

Chłopak usłuchał niezwłocznie i zaczął dłubać przy łańcuchach, trzęsąc się jak osika. Kiedy tylko Dohor został królem, postanowił zmienić rumaka. Smok, na którym latał w czasach Akademii, z pewnością nie był odpowiedni dla panującego. Był to byle jaki zielony smok i Dohor szybko oddał go Yesholowi.

— Posiedliśmy sekret, który pozwalał Asterowi tworzyć czarne smoki. Pozwólcie mi działać, a będziecie zadowoleni z waszego rumaka — odpowiedział mu wtedy.