Выбрать главу

Kręciło mu się w głowie. Był w stanie tylko patrzeć na oparte na ziemi dłonie. Czerwone od krwi, drżące. Pod nim otwierała się rozległa czerwona plama. Podniósł głowę. Dohor leżał na wznak. Miecz Nihal nie wysunął się całkiem podczas upadku, wciąż wystawał mu do połowy z piersi. Król miał wybałuszone oczy i patrzył w niebo, nie widząc go. Ido trafił go w samo serce.

Podnieś się, idioto — powiedział do siebie. — Zapominasz o swoim smoku.

Kilkakrotnie próbował się podnieść, ale udało mu się dopiero za trzecim razem. Ziemia i niebo zmieszały się w jednej chwili i ogłuszyła go cisza, która teraz otaczała wszystko.

Przesuwał się po równinie. Próbował zawołać Oarfa, ale nie potrafił powiedzieć, czy naprawdę to zrobił, czy nie. Dzwoniło mu w uszach i ten dźwięk przykrywał wszystkie inne odgłosy.

Potem go zobaczył. Niewyraźny, zamglony. Szedł powoli, powłócząc nogą. Ido padł na niego, naciskając dłonią na jego pancerną skórę.

— Widzę, że tobie też się udało... — próbował powiedzieć, ale słowa zamarły mu w ustach. Oparł się o brzuch zwierzęcia i osunął na ziemię, a Oarf ciasno otoczył go swoim ciałem.

Ido popatrzył w jego rozżarzone oczy. Nie było w tym wzroku litości ani bólu. Tylko szacunek i pożegnanie. Gnom uśmiechnął się.

Zamknął oczy, ale nie zobaczył ciemności. Czuł, jak krew wypływa mu z rany, coraz wolniej. Za jego plecami potężny oddech Oarfa dyktował rytm jego coraz słabszemu sercu. Żałował, że nie ma ze sobą swojej fajki. Chciałby móc zapalić po raz ostatni. Pomyślał z uśmiechem o zdaniu, które Sennar napisał mu wiele lat temu: „Ty pewnie umrzesz z mieczem w dłoni”. Gdzie był jego miecz? Nawet nie mógł sobie tego przypomnieć.

Spróbował otworzyć oczy, ale na zewnątrz nie było już nic do oglądania. Wszystko było światłem, światłem ciepłym i uspokajającym.

Pomyślał o tym, ile jeszcze było do zrobienia: pomóc Lonerinowi i Sennarowi, na początek. Potem trzeba było uratować Sana, wyszkolić go. Zrobiłby z niego króla. Mógłby zostać jego następcą w Krainie Ognia. Trzeba było też odbudować cały Świat Wynurzony, znowu. To przy tej myśli zrozumiał, jak bardzo był zmęczony. Kiedyś tego typu sprawy powstrzymałyby go, kiedyś naprawdę jego obowiązkiem byłoby żyć dalej i zanurzyć się we wrzący chaos tego świata, który nie chciał słyszeć o pokoju. Ale nie teraz. Teraz był czas na odpoczynek. Niech inni pomyślą o Świecie Wynurzonym. On chciał zobaczyć się z Soaną, odzyskać to wszystko, co zostało mu zabrane podczas tych lat wściekłych walk.

Westchnął, i było to jego ostatnie westchnienie. Tak, to było piękne miejsce i dobry moment na śmierć. Światło rozproszyło wszystko.

30. Powroty

Pomiędzy dwoma światami panował spokój. Aster przestał się ruszać i nawet nic nie mówił. Zdążył powiedzieć wszystko, co go dręczyło, a teraz chciał już tylko odejść. Trwał pogrążony w tej oślepiającej nicości, z otwartymi ramionami i pogodnym spojrzeniem tego, kto zrobił wszystko, co musiał, bez żalu.

Lonerin był zagubiony. Nie czuł już własnego ciała, a nawet jego umysł zaczynał zanikać. Chwilami trudno mu było przypomnieć sobie, gdzie jest, ale przede wszystkim, dlaczego tam się znajduje. Jakie były słowa, które powinien teraz wypowiedzieć? Znał je, powtarzał je jak mantrę każdej nocy, tak, że w końcu stały się częścią jego ducha. Nauczył się tej kantyleny, jeszcze zanim był w stanie wywołać z ciała duszę przedmiotów. Słowa były przed wszystkim, ale teraz gdzieś uciekły.

Grzebał w umyśle, dziko uczepiając się świadomości siebie samego. Było to wszystko, co mu pozostawało. Potem zobaczył, jak wyłaniają się powoli, po jednym, zmieszane, jak wyblakły atrament na starym pergaminie. Wykwitały w jego świadomości w przypadkowym porządku, ale wiedział, że nie może dać się ponieść panice: Sennar mu to powiedział.

„Przy tego rodzaju wyczynie najważniejszy jest spokój. Tak samo jak w bitwie. Ido zawsze był nadzwyczajnym wojownikiem właśnie dlatego: bo podczas walki potrafił zachowywać lodowaty chłód ducha i tego samego nauczył Nihal. To samo dotyczy czarodzieja. Jeżeli pozwolisz, by ogarnęła cię panika, przypomnienie sobie prawidłowej sekwencji formuł i prawidłowego bilansu mocy, jakich będziesz musiał użyć, okaże się niemożliwe. Duchy wyczują twoje wzburzenie, będą ci się wymykać i nie pozwolą ci się przekonać do wysłuchania twoich modlitw”.

Ale jak zachować spokój? Jego ciało było zagubione nie wiadomo gdzie, pośród chaosu Domu, i nie miał nawet pojęcia, co się z nim działo. A poza tym była jeszcze śmierć. Czuł jej oddech w tym miejscu, które z minuty na minutę stawało się coraz zimniejsze. A jeżeli nie wystarczy mu energii, aby stamtąd wyjść? A jeżeli jego przeznaczeniem było zakończenie życia w tym zawieszeniu?

Spokojnie. Nie myśl teraz o swoim losie, nie dlatego tutaj jesteś. Tego, co robisz, nie robisz dla siebie i prawdopodobnie właśnie to cię przeraża. Ale pamiętaj, że walczysz dla wyższego dobra, dla całego Świata Wynurzonego.

Spokój zstąpił na jego serce. Przecież było tak, jak gdyby już nie żył, powiedział sobie, i dlatego nie powinien się bać. Niech pójdzie, jak ma pójść, w końcu i tak już siedział w tym po uszy. Musiał tylko wypełnić, co do niego należało. Reszta nie miała znaczenia.

Słowa ułożyły się we właściwym szyku, tym razem wyraźne i przejrzyste. Lonerin wypowiedział je, rytmicznie skandując sylaby. A kiedy skończył, poczuł się pusty, znowu wolny i spokojny. Otworzył oczy i popatrzył na Astera.

Dziecko uśmiechało się, uspokojone.

— Dziękuję — powiedziało po prostu. Potem biel zaczęła przenikać jego esencję, a jego postać wyblakła stopniowo, jak dym, który rozwiewa się w pokoju.

Lonerin popatrzył w jego oczy i w jednej chwili pojął znaczenie śmierci. Nie przeraziła go i udało mu się zaakceptować ją tym, czym była. Zrozumiał jej urok i smutek, i przyjął jej spokój jako swój.

Skończyło się, na zawsze. Na zewnątrz świat mógł upaść i ulec zniszczeniu, ale Aster już nie powróci. Jego ciemny duch już nie zagrozi Światu Wynurzonemu. Udało mu się. Lonerin przypomniał sobie słowa Sennara: będzie jeszcze czas na inny ból, w przyszłości, ale teraz był czas spokoju. Jeżeli chodziło o niego, mogłoby się też i na tym zakończyć. W tym powolnym niknięciu było coś słodkiego, coś, co go oczarowało.

I w końcu, kiedy znalazł się sam w tej oślepiającej bieli, uśmiechnął się.

Learchos, Theana i San natychmiast rzucili się do ucieczki. Korytarze, które przemierzali, były puste, wypełnione tylko nieludzkimi wrzaskami. Za każdym razem, kiedy Learchos słyszał któryś z nich, wydawało mu się, że serce eksploduje mu w piersi.

Nie mogę, nie mogę, nie mogę!

Zatrzymał się nagle przy wejściu do otwartej celi. Wepchnął do środka dwójkę towarzyszy i zamknął drzwi.

— Zostańcie tutaj — powiedział drżącym głosem. — Ja muszę iść do Dubhe. — Uchybiał w ten sposób Idowi, wiedział o tym, ale tutaj byli bezpieczni. Gildia była zbyt zajęta walką z Bestią, aby zwrócić na nich uwagę. Już miał się odwrócić, kiedy jakaś dłoń złapała go za nadgarstek i przytrzymała go.

— Nie ma takiej potrzeby — powiedziała Theana. Była zmęczona, ale spojrzenie miała zdecydowane. — Ja wiem, jak ją ocalić.