Выбрать главу

— A jak ty się nazywasz?

— Ja nazywam się Patałłach. Uważajcie! Patałłach, i to przez dwa ł. Istnieje młodsza linia Patałachów pisząca się przez jedno ł, ale to nie są nawet moi krewni, choć się chętnie do tego przyznają.

— Czy tak sławny jest ród Patałłachów przez dwa ł? Osioł przymknął oczy i ryknął przeraźliwie.

— Czego ryczysz, zamiast odpowiedzieć? - zapytał Jacek.

— Najpierw musiałem ryknąć z zachwytu nad tym sławnym rodem. A po raz drugi ryknąłem ze zdumienia, że wy nie wiecie o jego wspaniałości. Dowiedzcie się przeto, że jestem osłem-mędrcem. Niezmierna mądrość mego rodu stąd pochodzi, że ze skóry mojego prapradziada zrobiono pergamin, na którym napisano najmędrszą książkę świata: „O sposobie doskonałego gotowania bobu”, a ze skóry mego pradziada i dziada zrobiono grzbiety przy oprawie książek. Jak z tego widzicie, miałem w rodzinie samych filozofów.

— Czy ojciec twój także był wielkim uczonym? Osioł opuścił oba uszy ku ziemi i ryknął smutno:

— Nikomu bym o tym nie powiedział — rzekł — ale ludziom mądrym opowiem, choć z wielką żałością. Ojca mojego, który był melancholicznego usposobienia, spotkała wielka zniewaga. Od czasu jak wynaleziono papier, nikt nie chce pisać mądrych rzeczy na oślej skórze, toteż z mojego znakomitego ojca zrobiono kiełbasy, a z jego bielszej niż śnieg skóry zrobiono zwyczajny wór na wodę. Czy to nie wstyd.

— Straszne to jest zdarzenie! — rzekł Placek. - Ale będzie z tobą?

— Ja — zawołał osioł — mam wybitne zamiłowanie do filozofii, ale ponieważ obawiam się, że tak samo jak mój zarżnięty ojciec nie zrobię naukowej kariery, postanowiłem wzgardzić ludźmi, zerwać z nimi wszelkie przyjacielskie stosunki, i właśnie przed tygodniem uciekłem.

— A cóż na to powiedział twój pan?

— Młodzieńcze — ryknął osioł — cofnij czym prędzej to niebaczne słowo. Wolny duch takiego jak ja filozofa nie uznaje przemocy. Mało mnie to obchodzi, co powiedział tyran, który mnie zadręczał pracą, a którego ty nazywasz moim panem.

— Patrzcie, patrzcie! A dokąd ty dążysz?

— Idę w świat na poszukiwanie takiego kraju, w którym nie potrzeba pracować. Mam już dość pracy!

Jacek i Placek spojrzeli na siebie ze zdumieniem.

— Patałachu! — wykrzyknęli.

— Za pozwoleniem — przerwał im osioł. - Nieuważnie wymawiacie moje nazwisko. Słyszałem tylko jedno ł.

— Czy to nie jest wszystko jedno?

— Dla was może, ale nie dla mnie. Patałłach z podwójną literą ł oznacza, że pochodzę z mahometańskich krajów, a jak rozmaici uczeni dowodzą, to nawet z książęcego rodu. Przepraszam, że wam przerwałem. Dlaczego wykrzyknęliście z radością moje piękne imię, choć bez drugiego ł?

— Patałłachu — rzekł Jacek — chcieliśmy ci powiedzieć, że się przedziwnie to składa…

.- Za pozwoleniem — zawołał Patałłach — ale chciałbym zobaczyć, co się dzieje od tyłu. Czy mogę się odwrócić?

— Odwróć się i słuchaj!

— Za pozwoleniem — rzekł znowu osioł, zmieniwszy pozycję — widzę, że się nic nie zmieniło w okolicach mojego ogona. Nie ma nic ciekawego na tym świecie… Ale co to chcieliście mi powiedzieć?

— Bardzo radosną wiadomość — rzekł Jacek. - Otóż dowiedz się, Patałłachu…

— Za pozwoleniem! — wykrzyknął osioł. - Ale mnie zadziwiasz. Skąd mianowicie znasz moje imię?

— Przecież sam je nam powiedziałeś…

— Ach, prawda, przypominam sobie. Wtedy jednak głowę miałem tam, gdzie mam w tej chwili ogon, więc zapomniałem o tym. Chcecie mi tedy ogłosić radosną wiadomość. Wybornie! Jakaż to jest wiadomość?

— Otóż dowiedz się, że ja i Placek…

— Za pozwoleniem! — ryknął osioł po raz siódmy — czy to, co mi macie powiedzieć, jest sprawą wielkiej wagi?

— Oczywiście!

— W takim razie muszę opuścić oba uszy, aby lepiej słyszeć. Słucham zawsze bardzo uważnie, czego mnie nauczył mój dostojny ojciec.

W tym miejscu ryknął przeraźliwie.

— Czemu ryczysz?

— To z wielkiej żałości, bo znowu sobie przypomniałem, że z mojego ojca zrobiono kiełbasy. Ale powiedzcie mi wreszcie, o co idzie, gdyż płonę z ciekawości!

— Słuchaj więc… Otóż ja i Placek…

— Za pozwoleniem — przerwał osioł — czy ty i Placek, czy Placek i ty?

— Czy to nie wszystko jedno?

— Być może, że wszystko jedno, ale wzniosły umysł zawsze dostrzeże subtelną zawiłość nawet tam, gdzie jej nie ma. Lubię być dokładny i ścisły w myśleniu. Ale zgódźmy na ten porządek, jaki obrałeś; przeto ty i Placek…

— Ja i Placek chcieliśmy ci oznajmić, że się tak szczęśliwie zdarzyło…

— Za pozwoleniem — przerwał Patałłach — ale dlaczego wciąż zaczynasz mówić, a nigdy nie kończysz?

— Bo mi ustawicznie przerywasz — rzekł zniecierpliwiony! Jacek — ciągłymi zapytaniami i nie pozwalasz mi dojść dój słowa.

— Jest to moda w rodzinie osłów: lubimy wiele mówić i o wszystko pytać. Jeden z moich przodków tym się na cały świat wsławił, że umiał zadawać tyle pytań, iż dziesięciu filozofów nie mogło na nie odpowiedzieć. Cóż więc takiego wydarzyło się szczęśliwego?

— Nadzwyczajna to jest rzecz — rzekł Jacek — ale my także szukamy tego kraju, w którym nikt nie pracuje!

— Więc to i wy uciekliście od swego pana?

— Uciekliśmy, a od kogo, to do sprawy nie należy. Jeśli mnie o to będziesz pytał, ugryzę cię w ucho. Dość, żeśmy uciekli i szukamy tego błogosławionego kraju. Nie chcemy pracować. Chcemy pić i tańczyć. Czy pragniesz tego-samego?

— Za pozwoleniem — ryknął osioł — w naszych pragnieniach jest niejaka różnica: chcę jeść i pić, ale wcale nie myślałem o tańcu. Jestem zbyt poważnym uczonym na takie swawole.

— Ale jeść chcesz?

— Chcę bardzo, byle dużo, a nawet jeszcze więcej.

— Pić chcesz?

— Chcę, chociaż w mniejszym stopniu pragnę napoju niż jedzenia.

— A pracować nie chcesz?

— Gardzę pracą, gdyż jest to złośliwy wynalazek istot nierozumnych. Zawsze też doprowadzało mnie to do głuchego gniewu, że takiemu jak ja filozofowi kazano wozić wodę. Czy pozwolicie, że ryknę na znak protestu?

— Rycz zdrowo.

Patałłach rozwarł paszczę i wydał głos tak straszliwy, że z drzew posypały się liście. Potem rzekł nieco mniejszym głosem:

— Cały świat musi zadrżeć, słysząc mój wspaniały ryk, ale wy się nie bójcie, bo jestem bardzo dla was łaskawy i uprzejmy.

— Więc pójdziemy razem?

— Cóż robić? W podróży nie jestem wybredny i byle jakim zadowalam się towarzystwem. Raz musiałem iść w zaprzęgu nawet z koniem, ale wtedy uległem przemocy. Pójdę z wami, ale stawiam jeden warunek.

— Jakiż to warunek?

— Od czasu do czasu nachodzą mnie niezmiernie głębokie myśli, które muszę wszechstronnie rozważyć. Wtedy przystaję w drodze i oddaję się rozmyślaniom.

— A czy to trwa długo?

— To zależy od rodzaju myśli. Przystaję czasem na dwa, czasem na trzy tygodnie, często jednak już po dwóch dniach namysłu rozwiązuję tajemnicę. Pewnego razu udało mi się rozwikłać bardzo trudne zagadnienie w ciągu jednego jedynego dnia.

— Nad czym wtedy rozmyślałeś?

— Nad tym, dlaczego mam cztery nogi…

— Trudne to było zagadnienie… I cóż wymyśliłeś?

— Rozwiązanie jest bardzo proste, jeżeli bowiem miałbym tylko trzy nogi, nie mógłbym chodzić.