Выбрать главу

– Nie sądzę. – Malwina była innego zdania. – Myślę, że mają jakiś tajemniczy składnik, którego nie ujawniają. Nie mam pojęcia, co by to mogło być.

Karolina wiedziała, że to niemożliwe. W dobie powszechnych alergii wszyscy kelnerzy znali składniki potraw. Ale nie chciała się kłócić. Miała teraz większe zmartwienia. Zamknęła restaurację i stanęła na chodniku. Świat był taki piękny. Majowa zieleń nietknięta jeszcze krakowskim kurzem i spalinami błyszczała na tle jasnego nieba. Wisła z daleka sprawiała wrażenie czystej, a wawelskie wzgórze kusiło swoim tajemniczym urokiem. Karolina znała tu każdy kamień.

Bywała w pracowni babci jako dziewczynka i bawiła się, spacerując po okolicy. Dotykała murów, leżała na trawie i patrzyła, jak obłoki płyną leniwie w sobie tylko znanym kierunku. Marzyła i myślała o przyszłości. Nie tak ją sobie jednak wyobrażała.

– Chodź. – Malwina pociągnęła ją za ramię. Kiedy była głodna, szybko się niecierpliwiła. Uspokajała się dopiero po solidnym posiłku.

ROZDZIAŁ 10

– Ożeż, kurczę! – Patryk podniósł się gwałtownie znad szuflady i uderzył się głową w otwarte drzwiczki szafki. – Przepraszam cię. Myślałem, że pojechałaś na noc do mamy. W oknach było całkiem ciemno – dodał i pomasował bolące miejsce.

Karolina stała w progu sypialni i po raz kolejny tego dnia miała kłopoty, by dojść do siebie po sporym zaskoczeniu. Była zmęczona. Malwina przeciągnęła ją przez kilka kultowych jej zdaniem krakowskich miejsc i teraz nie czuła nóg, a w głowie miała kompletny chaos, pogłębiony przez dwie lampki wina musującego, na które dała się namówić. To był zły pomysł.

– Jest dziesiąta. Mogłam spać – powiedziała odruchowo.

– Nie kładziesz się nigdy tak wcześnie.

Westchnęła i weszła do środka. Cokolwiek się stało, nic nie mogło im odebrać siedmiu wspólnych lat. Znali swoje zwyczaje. Wydawało jej się nawet, że znają się najlepiej na świecie. Ale chyba się myliła.

– Miałam ciężki dzień. Wiesz? – Usiadła na brzegu łóżka. Nadal jeszcze wspólnego. Kupionego na raty w pierwszym roku znajomości. Pogładziła dłonią pościel. Wciąż pachniała dwojgiem ciał. Smutek chwycił ją za gardło. Zakaszlała gwałtownie.

– Mnie też nie było łatwo – powiedział Patryk.

Karolina złapała się za głowę. Jeśli miała jeszcze jakieś złudzenia, to teraz pozbyła się ich całkowicie.

– To jest tekst stulecia! – powiedziała rozgoryczona. – Może jeszcze powinnam ci współczuć? Problem polega na tym, że to ty zawiniłeś! – zawołała. – Więc jeśli cierpisz, to wyłącznie na własne życzenie.

Patryk podniósł się z podłogi i zasunął nogą przepastną szufladę, w której trzymali rzadko używane rzeczy.

– Wpadłem tylko na chwilę – powiedział. – Nie chcę się kłócić. Przypomniało mi się, że w szufladzie na samym dnie zostały moje buty trekingowe. Takich już nigdzie nie kupię. Adela uwielbia górskie wyprawy. Ma kilka całkiem trudnych tras na koncie.

– A my z Lenką tylko Morskie Oko – podpowiedziała Karolina. Wszystko powoli stawało się jasne. Miała wrażenie, że od nadmiaru wniosków zaraz pęknie jej głowa.

– No właśnie. – W oczach Patryka pojawiła się iskra nadziei, że jest zrozumiany.

Karolina miała ochotę zamrugać oczami, bo nie mogła dać wiary, że to się rzeczywiście dzieje.

– Naprawdę to powiedziałeś? – zapytała, a broda zaczęła jej drżeć. – Nie mogę w to uwierzyć. Jakby cię ktoś zaczarował! – zawołała z płaczem.

Patryk pohamował ochotę, by podejść do niej i ją przytulić. Nie chciał krzywdzić Karoliny. Od miesięcy poszukiwał sposobu, by się z tego związku wyplątać polubownie. Nie udało mu się jednak znaleźć żadnego dobrego pomysłu. Tylko czas płynął nieubłaganie i pogarszał sprawę. Karolina miała sporo racji. Czuł się trochę, jakby ktoś go zaczarował. To, co jeszcze rok temu wydawało się bardzo ważne, teraz nie miało znaczenia.

– Każdy ma prawo do szczęścia – powiedział podniesionym głosem. – Także człowiek, któremu urodziło się dziecko. Też może zacząć od nowa.

Karolina spojrzała mu w oczy. Próbowała odnaleźć drogę do bliskiego człowieka. Ale chyba mimo majowej pogody zasypała ją lodowa lawina. Nie było bowiem widać nawet ścieżynki. Żadnej szansy na porozumienie.

– Owszem, masz prawo do szczęścia – powiedziała, starając się zachować spokój. – Ale przecież nie w ten sposób. Nie za wszelką cenę. Trzeba być odpowiedzialnym.

– Tak, jasne. – Patryk prychnął z lekceważeniem. – To jest twoje ulubione słowo. A ja jestem młody. Chcę żyć pełną piersią.

– O czym ty mówisz? Dziecko ci w tym przeszkadza?

– Żebyś wiedziała, że tak – powiedział.

– Jak możesz? – Karolina rozpłakała się. Tego już było za wiele. – Przecież to była wspólna decyzja. Mówiłeś, że też tego chcesz.

– Faceci mówią różne rzeczy, kiedy chcą się z dziewczyną przespać. Na litość boską, nie musicie być przecież takie naiwne!

Nie odpowiedziała. Starała się otrzeć łzy z policzków, ale ciągle napływały nowe. Swoje cierpienie była w stanie w miarę godnie znosić, ale na myśl o córeczce, która mogłaby się domyślić, co czuje wobec niej ojciec, cierpła jej skóra. Jak można tak jawnie przyznać się, że się odrzuca własne dziecko?

Milczała dłuższą chwilę. Patryk też się nie odzywał. Niepewnie przestępował z nogi na nogę. Chyba było mu trochę głupio. Czuł, że przeholował.

– Masz rację. – Karolina wstała z łóżka. – Z tego, co teraz usłyszałam, wynika, że moja głupota jest bezgraniczna. Jak mogłam ci uwierzyć, zaufać, pokochać? Patrzę na ciebie jak na obcego człowieka, a żyłam z tobą przez siedem lat.

Patryk podszedł do niej i objął ją, choć solennie sobie postanawiał tego nie robić, żeby niepotrzebnie nie komplikować i tak już trudnego rozstania. Ale nie mógł patrzeć, jak Karolina cierpi. Lubił ją ciągle, choć od dawna już nie kochał.

– To też moja wina – powiedział do niej. – Przyznaję. Nie powinienem był cię oszukiwać.

– A robiłeś to? Kłamałeś? – Odsunęła się od niego ze wstrętem. Przypomniały jej się wszystkie chwile bliskości. Pielęgnowała te wspomnienia jak skarby, a teraz usłyszała, że są jedną wielką fikcją.

– Nie zawsze – odparł Patryk. – Na początku było pięknie. Oboje wierzyliśmy, że nam się uda. Ale już od dłuższego czasu czułem się jak w pułapce. Dawno bym odszedł, ale chciałem wyprostować sprawy restauracji. Spłacić długi. Nie zostawiać cię w ten sposób.

Karolina podeszła do okna. Ciche osiedle już spało. W większości okien było ciemno. W pomarańczowym świetle ulicznych latarni pięknie wyglądały stare drzewa. Ich korony kołysały się na wietrze. Karolina poczuła nagle wielkie znużenie. W jednej chwili ciężar wydarzeń tego dnia położył jej się na ramionach i sercu.

– Widzę, że nic nie zostało do dodania. – Nie patrzyła już na Patryka. – Podjąłeś decyzję i naprawdę jesteś jak zaczarowany. Niewiele do ciebie dociera. Żadne argumenty. Może to miłość, ale nie sądzę.

– Skąd możesz wiedzieć?

– Powiedziałeś Adeli – to imię wypowiedziała z trudem – że tak nie lubisz dzieci?

– Owszem. Ona też nie przepada za zobowiązaniami.

– Dzisiaj, bo jest młoda. A jeśli za jakiś czas zmieni zdanie? Co wtedy?

Zaskoczyła go i wyraźnie nie był przygotowany na odpowiedź.

– Zostawisz ją dla innej, tak jak mnie, i pójdziesz dalej? – zapytała.

– Przestań. To nie twoja sprawa – zdenerwował się.

– Masz rację. – Usiadła znowu na łóżku. Nie miała już siły. – Nie jestem w stanie cię zatrzymać. Po tym, co usłyszałam, nawet już nie wiem, czy chcę. Ale proszę cię tylko o jedną rzecz. Lenka nie musi wiedzieć, co między nami zaszło. Jesteś jej ojcem, potrzebuje cię.

– Wiem. O nic się nie martw. Będę ją odwiedzał i zapraszał do siebie. Jak tylko uda mi się stanąć finansowo na nogi, pomogę wam. Na razie twoja restauracja mnie wykończyła. Pożyczałem też prywatnie i teraz muszę spłacić.