Karolina bez sił padła na łóżko. Zasłoniła twarz dłońmi. Postanowiła już się nie odzywać. Oburzenie podchodziło jej do gardła i miała ochotę wykrzyczeć temu głupkowi w twarz wiele oskarżeń. Ale wiedziała, że szkoda energii. Patryk zachowywał się jak zakochany nastolatek. Jakby go ktoś z dnia na dzień podmienił. A ona była niczym bezradna matka, która niespodziewanie straciła dostęp do najbliższej osoby i nie mogła znaleźć słów, by do niej dotrzeć. Wiedziała, że chłopak popełnia błąd, i gdy wróci mu rozum, będzie żałował tego, co zrobił, powiedział, zdecydował. Ale teraz nie było sposobu, by go o tym przekonać.
Był odległy o galaktyki, choć stał obok.
– Pójdę już – powiedział. – Przepraszam, że zostawiam ci w restauracji takie bagno. Jak tylko się odbiję od dna, wszystko ci oddam – obiecał pospiesznie i wyszedł.
– Jasne – wyszeptała. Nie wierzyła w to. Patryk uciekł do swojej wesołej i bezproblemowej Adeli, by cieszyć się życiem. Zachował się jak tchórz i nie zamierzała więcej pozwolić mu, by ją skrzywdził. Ale też miała świadomość, że zawsze będą ze sobą związani. Najcenniejszym skarbem, córeczką.
ROZDZIAŁ 11
Znów dudnienie do drzwi wyrwało Jakuba z płytkiego snu. Całą noc spędził, próbując dogadać się z Agnieszką. Ze zdenerwowania nawet przestał czuć zmęczenie. Nie szło mu jednak dobrze. Cokolwiek próbował wyjaśnić, w rzadkich chwilach, kiedy zniecierpliwiona odbierała jeden z dziesiątków telefonów, ona tylko pozbawiała go resztek nadziei.
Zapowiedziała, że jej decyzja jest nieodwołalna i nie zamierza w żaden sposób o niej dyskutować. Wyjechała i potrzebuje czasu, by wszystko przemyśleć. Próbował się dodzwonić jeszcze wiele razy. Jej wyjaśnienia zupełnie do niego nie przemawiały. Przecież w grę wchodziło także dziecko. Chciał się dowiedzieć, co z Martynką, jak się czuje i kiedy będzie się mógł z nią spotkać. Agnieszka ciągle kończyła rozmowę. A na koniec postraszyła Jakuba, że zachowa kopię tych połączeń i w razie czego oskarży go o nękanie. Rzeczywiście sprawa nie wyglądała dobrze. Dzwonił do niej przez całą noc średnio co dziesięć minut. Ostatnie połączenie o trzeciej trzydzieści. Po nim Agnieszka na dobre wyłączyła telefon.
– Nie szukaj nas. Straciłeś swoją szansę! – To były jej ostatnie słowa. Prosił, by nie krzywdziła dziecka. Przepraszał, brał całą winę na siebie, ale to wcale nie pomogło. Agnieszka była rozżalona, momentami wściekła. I zagroziła, że jeśli będzie jej się naprzykrzał, wystąpi o ograniczenie praw rodzicielskich.
Nie miał pojęcia, czy mówi poważnie. Ale nie mógł tego wykluczyć. To, co jeszcze tydzień temu wydałoby się mu absurdem, teraz na jego oczach stawało się ponurą rzeczywistością.
Wrócił do niej z trudem. Nad ranem zasnął na chwilę. Zmęczenie ostatnich dni sprawiło, że odpłynął w bardzo dalekie rejony. Gwałtownie rozbudzony nie mógł przez chwilę zrozumieć, gdzie się znajduje i dlaczego ktoś tak się tłucze niemiłosiernie gdzieś obok.
– Chwileczkę! – zawołał w stronę drzwi wejściowych. Łomot nie ustawał. Podejrzewał, że zwiastuje przybycie teściów, którzy zapewne zapragnęli z rana odbyć z nim kolejną wielce nieprzyjemną i dobijającą rozmowę. Wstał bez pośpiechu i mimo krzyków, by natychmiast otwierał, spokojnie poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, ogolił się, ubrał i nawet wklepał w twarz odrobinę kremu, choć zwykle tego nie robił. Trochę oprzytomniał.
Wziął głęboki wdech i poczuł, że o ile jest to w ogóle możliwe, to czuje się w miarę przygotowany, by stawić czoła państwu Michalskim.
– Ależ jesteś bezczelny! – Usłyszał natychmiast po otworzeniu drzwi. Ojciec Agnieszki prawie go zdeptał, z impetem wchodząc do środka. Tuż za nim dreptała malutkimi kroczkami małżonka. – Moja córka ma całkowitą rację, że cię pogoniła – powiedział Michalski.
– Ja też z nią rozmawiałem i wydaje mi się, że pogoniła nas obu – odparł spokojnie Jakub i oparł się o ścianę, żeby pozwolić przyszłemu teściowi wejść do środka bez czynienia szkody w ludziach i mieniu.
– Jak śmiesz?! – krzyknął niedoszły teść, który od wczoraj swoim rosnącym zdenerwowaniem pracowicie starał się o zawał. – Między nami nie może być żadnego porównania! Kimże ty jesteś?! – zapytał i spojrzał na Jakuba z wściekłością.
No właśnie – Jakub od dłuższej chwili również zadawał sobie to pytanie.
Michalski nie czekał jednak na jego odpowiedź. Zaciskał szczęki i dłonie, chodząc po mieszkaniu czujny niczym inspektor sanitarny.
Odbył wczoraj w nocy krótką rozmowę z Agnieszką i wściekł się. Usłyszał wiele przykrych słów, którym nie był w stanie zaprzeczyć, choć bardzo chciał. Ale fakty były niepodważalne, parę spraw rzeczywiście ostatnio zawalił. Nie potrafił jednak tak po prostu przyznać się, że jako ojciec zawiódł, i to wiele razy. Wolał myśleć o sobie jako o rzutkim zdolnym biznesmenie, a nie egoiście pracoholiku. A tak go określiła Agnieszka i zagroziła, że nie poda mu miejsca swojego pobytu, a także nie pozwoli spotykać się z wnuczką. Bo ma do niego żal. Powiedziała, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by Martynka miała lepsze dzieciństwo. Bez dziadka, na którego i tak nigdy nie można liczyć.
Wściekł się. Jego urażona duma leżała właśnie w kurzu podłogi. Ale nie był zły na siebie. Absolutnie. Uważał, że padł ofiarą cudzych błędów. Głupiego Jakuba na przykład, który nie umiał dać szczęścia jego córce. Zatrzymać jej w domu. Uspokoić. I jeszcze mu teraz próbował dopiec. Jakim prawem w ogóle się wypowiadał w sprawach dotyczących rodziny? Nie był przecież jej częścią.
– Wynoś się z mojego mieszkania! – krzyknął. – Jeszcze nigdy w życiu nikt nie kazał mi stać na klatce schodowej piętnaście minut. W tej chwili oddawaj klucze, zwijaj swoje manatki i wynocha. Będziesz mógł tu wrócić tylko pod warunkiem, że sprowadzisz dziewczyny z powrotem.
Jakub kiwnął głową, a wściekłość na chwilę pozbawiła go zdolności rozumowania. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, jakby się szykował do ataku.
– Ty tego nie potrafisz, prawda? – zapytał, patrząc mu bezczelnie w oczy.
Zaraz potem zobaczył cały gwiazdozbiór, tak silny był cios. Złapał się za szczękę. Wstał i zaczerpnął powietrza. Ale nie oddał. Wpojone przez mamę zasady zadziałały automatycznie, bez udziału woli. Na słabszego ręki się nie podnosi, a Zygmunt, choć wymierzył mocny cios, teraz ledwo trzymał się na nogach.
– Już wychodzę – powiedział Jakub, łapiąc się za szczękę. Ciekła mu krew, ale nie zwracał na to uwagi. Pani Michalska chusteczką higieniczną ścierała plamy z pięknej podłogi. Nie odezwała się nawet słowem. Jakub szybko wyciągnął z szafy niewielką walizkę. Tę samą, z którą przyszedł do tego mieszkania ponad pięć lat temu. Błyskawicznie spakował trzy pary spodni, trochę osobistych drobiazgów, bieliznę, szczoteczkę do zębów i maszynkę do golenia. Kilka dobrych lat ciężkiej pracy nie przyniosło mu żadnego majątku. Wychodził, jak stał.
To była także jego wina, że do tego doszło. Zdawał sobie sprawę.
Nie upominał się nigdy o swoje prawa. Obietnica przekazania restauracji była dla niego darem, na który chciał uczciwie zapracować. Słowo przyszłego teścia wystarczającą gwarancją. Sam nie oszukiwał, nie przyszło mu więc do głowy, że inni mogą to robić z taką łatwością. Ale teraz na jego oczach obietnica odpływała w dal. Niknęła za horyzontem.
Włożył Zygmuntowi klucze do ręki, po czym stanął w drzwiach. Odwrócił się jeszcze i na koniec spojrzał mu w oczy. Ojciec Agnieszki nie wytrzymał jego wzroku.
– Z restauracji też zabierz swoje rzeczy – powiedział cicho. – Już u nas nie pracujesz. Nie ma co przeciągać sprawy. Agnieszka powiedziała, że ci nie wybaczy. A ja też już nie obdarzę cię zaufaniem na kredyt. Sprowadzisz dziewczyny z powrotem, to może znowu pogadamy.