– Naprawdę? – zdziwił się. To proste wyjaśnienie wydawało mu się o wiele mniej prawdopodobne niż odjechane teorie o narzeczonej szefa mafii czy prowadzącej postępowanie upadłościowe urzędniczce.
Jak to się łatwo można pomylić – pomyślał. – Dziewczyna sprawiała wrażenie inteligentnej, ciepłej, bystrej. Ale to stało w całkowitej sprzeczności ze sposobem organizacji pracy w tej restauracji.
– Mógłbym wyjść i nie zapłacić – powiedział, spoglądając na nią czujnie. Nic z tego nie rozumiał. – Nikt się mną tutaj nie interesuje. Chyba że pani rzuciłaby się mnie łapać.
– Nie – odpowiedziała i potarła czoło dokładnie takim samym gestem, jak on dzisiaj rano. Też sprawiała wrażenie bardzo zmęczonej. – Może pan spokojnie iść. Jajecznica na mój koszt. Sytuacji restauracji i tak to nie zmieni, a podejrzewam, że danie nie zasługiwało na specjalne względy.
– Nie rozumiem. – Zatrzymał się w pół kroku. Był zaintrygowany. – Dlaczego pani tak mówi o własnym biznesie? Specjalnie chce pani zbankrutować? Przepraszam, że tak się dopytuję. Proszę mnie wyrzucić, jeśli jestem zbyt natarczywy.
– Nie ma spawy. Ja wiem, że to może dziwić. Mnie samej niełatwo uwierzyć w to, co się dzieje. Ale wyjaśnienie jest banalne. Po prostu jestem tu od wczoraj – zaczęła opowiadać. Sama nie wiedziała, dlaczego czuje taką potrzebę zwierzyć się temu obcemu człowiekowi. Może właśnie dlatego, że nic o niej nie wiedział? Zobaczyli się przed chwilą i za moment rozejdą każde w swoją stronę. Nie wynikną z tej rozmowy żadne konsekwencje.
– Ktoś prowadził interes w pani imieniu? – Jakub wpadł wreszcie na prawidłowy trop. – Ktoś bliski i zaufany? – Od razu wiedział, że trafił celnie, bo w oczach dziewczyny pojawiło się cierpienie.
– Niestety tak – przyznała. – Jestem idiotką. Dłużej tego ukryć nie sposób. Wychodzi już po pięciu minutach rozmowy z nieznajomym.
– Proszę tak nie mówić. – Zrobiło mu się jej bardzo żal. Tym bardziej, że sam dostał w cztery litery od życia i wiedział, jak to boli. Każdy czasem się gubi. Tylko automaty i potwory nie popełniają błędów, bo nie mają uczuć. Człowiek zawsze się może pomylić. – Będziecie zamykać? – Rozejrzał się wokół. Lokal miał, jego zdaniem, swój potencjał. – Pytam z zawodowej ciekawości, bo też jestem z tej branży.
– Jest pan właścicielem restauracji?
– Nie, tylko kucharzem, ale kocham mój zawód.
– Rozumiem. Niech pan chwilę poczeka. – Podeszła kilka kroków w stronę zaplecza. – Taki gość zasługuje na uczciwe śniadanie. Spróbuję coś wykombinować z tych trzech składników na krzyż, które nasz zaopatrzeniowiec, szef kuchni i barman w jednym zdołał dzisiaj zakupić w sklepie za rogiem.
– Nie macie dostawców? – Wciąż nie mógł pojąć dziwnych reguł, według których funkcjonowało to miejsce.
– Ależ mamy – powiedziała dziewczyna. – Ale nie zadzwonię do żadnego z nich. Jeszcze nie podsumowałam tych zaległych faktur. Mogę tylko pomarzyć o takiej ilości pieniędzy, żeby to zapłacić. A zapewne i tak nie o wszystkim jeszcze wiem. Na pewno nie zaciągnę kolejnych długów.
Zrobiło mu się jej żal.
– Przyjdzie mi pewnie sprzedać lokal i rodzina się ucieszy, że wreszcie się poddałam – powiedziała.
Miał ochotę ją przytulić z zupełnie szczerym bezinteresownym uczuciem. – A ja obiecałam babci, że do tego nie dopuszczę – westchnęła. – Tylko że nikt tego nie rozumie.
– Ja dobrze wiem, jakie to uczucie. – Usiadł znowu przy stoliku, bo wciąż czuł zmęczenie ostatnich tygodni w mięśniach. – U nas w domu słowo babci też było święte. I jeszcze wiele lat po tym, jak wszyscy staliśmy się dorośli i samodzielni, babcia staruszeczka trzęsła całą rodziną. Zawsze, kiedy coś przegrywam, mam wrażenie, że za chwilę będę się musiał z tego przed nią wytłumaczyć, choć od dawna nie mogę już z nią porozmawiać. Zmarła siedem lat temu.
– Przykro mi – powiedziała ze współczuciem. – Choć to niezwykłe, bo i moja babcia właśnie wtedy odeszła i życie całkowicie się odmieniło. Zakochałam się, urodziłam córeczkę, a potem zostałam właścicielką restauracji. Ale tylko na papierze i bardzo słabą.
Jakub spojrzał na wiszący nad ich głowami portret. Domyślił się, kogo przedstawia.
– Słabość nie jest chyba dominującą cechą kobiet w waszej rodzinie. – Uśmiechnął się. – Mam wrażenie, że pani babcia zaraz zejdzie z obrazu i oboje dostaniemy po łapach za marudzenie i obijanie się w biały dzień.
– Racja – roześmiała się dziewczyna i wyraźnie odetchnęła z ulgą. Czasem chwila rozmowy z nieznajomym może bardzo pomóc. – Mam na imię Karolina – przedstawiła się. – I potrafię zrobić dobre śniadanie. Proszę chwilkę poczekać.
Skierowała się w stronę zaplecza.
– Jakub – powiedział z uśmiechem i usiadł.
W pomieszczeniu nic się nie zmieniło. Nadal pachniało zjełczałym tłuszczem, stęchłą kapustą i innymi niezidentyfikowanymi, ale zdecydowanie nieprzyjemnymi produktami, w kątach wciąż chował się przed światłem stary kurz, a obsługa na zapleczu zapewne grała na telefonach, bo efektów ich pracy nie było absolutnie żadnych. A jednak poczuł się, jakby wpadł na chwilę do domu, choć doprawdy to porównanie nie miało żadnej racji bytu. Jego mama strzegła porządku niczym ochroniarze tajemnic rządu.
Coś jednak było na rzeczy. Dobrze wybrał miejsce, by uporządkować myśli. Odnalazł tutaj odrobinę spokoju, której poszukiwał. Niezbędną, by zrozumieć, jak bardzo tęskni za Agnieszką. Tak ogromnie chciałby jej powiedzieć, że zrozumiał swoje błędy już wcześniej, zanim jeszcze się dowiedział o jej wyjeździe. Że sam pojął, w jaką pułapkę dał się złapać i chciał z niej uciec. Do rodziny, do córeczki.
Dziś nie wahałby się poprosić Agnieszki o rękę i zorganizować skromnego wesela na miarę własnych możliwości, a nie wyobrażeń przyszłych teściów. Zaprowadziłby potem swoją żonę do skromnego, wynajętego zaledwie mieszkania, ale takiego, w którym czynsz płaciłby sam. To tam w atmosferze miłości przyszłoby na świat ich dziecko. Nie w luksusowym apartamencie należącym do teściów.
Gdyby dzisiaj mógł zacząć jeszcze raz, poszedłby do pracy, podejmując ją od zera, ale na własny rachunek. Nie bał się wysiłku i wciąż wierzył, że zdolnego, odważnego człowieka może on doprowadzić do spełnienia marzeń. Pod warunkiem jednak, że ten człowiek nie pozwoli się wkręcić w realizowanie cudzych. Ponieważ może mu już wtedy nie starczyć sił na własne.
Przypomniał sobie rozmowę z Zygmuntem Michalskim sprzed kilku lat. Przyszły teść marzył, by być najlepszym w tej części Krakowa, by od południa aż do wieczora w jego restauracji nie było jednego nawet wolnego stolika, a wielu dań nie dało się zjeść nigdzie indziej. Jakub pomógł mu zdobyć oba punkty tej listy. A potem został sam, przegrany i z pustymi rękami, a także poharatanym tęsknotą sercem.
Za błędy się płaci, a on czuł się winny. Wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz. Od rana ciągle sprawdzał, czy nie ma żadnych nieodebranych połączeń. Ale Agnieszka nie dzwoniła. Najwyraźniej wciąż była obrażona.
Rozumiał to i starał się cierpliwie czekać, ale to naprawdę nie było łatwe. Zwłaszcza że nie miał żadnych pewnych wieści. Dokąd dokładnie pojechały? Na jak długo? Co z przedszkolem Martynki? Czy malutka się nie boi? A może Agnieszka naopowiadała jej jakichś złych rzeczy o tacie?
To by było najgorsze. Zranieni dorośli często nie mają dla dzieci żadnej litości. Ci sami, którzy przysięgają, że kochają je ponad wszystko, w sytuacji konfliktowej nie mają oporów, by wciągać je w swoją brudną grę. Nie podejrzewał Agnieszki o tak niskie pobudki, ale też nie mógł mieć pewności, co ona teraz zrobi, do czego jest zdolna.
Tak rozzłoszczonej jeszcze nigdy jej nie słyszał. Dotąd też nie zdecydowała się na tak radykalny krok. Dlatego, choć kosztowało go to bardzo wiele wysiłku, postanowił uszanować jej prośbę i nie wydzwaniać co chwilę. Miał zamiar zacisnąć zęby i poczekać przynajmniej do wieczora.
– Proszę. – Karolina wróciła z zaplecza i przyniosła tacę z kilkoma talerzykami. Była tam świeża jajecznica o idealnej konsystencji, posypana szczypiorkiem, pokrojone pomidorki koktajlowe lekko grillowane, tosty pełnoziarniste i duży kubek porządnej, dobrze zaparzonej kawy.