– To wygląda naprawdę apetycznie – pochwalił szczerze i z przyjemnością zasiadł do stołu. – Dziewczyna z takim talentem zasługuje na miano właścicielki restauracji. Proponuję zamianę organizacyjną. Niech kucharz siedzi przy oknie i się zamartwia, a ty gotuj. Szybko wyjdziesz z długów.
– Sądzisz, że miałabym szansę? – zapytała z nadzieją. Chyba bardzo jej potrzebowała.
– Nie wiem – odpowiedział uczciwie. – To zależy od twojego samozaparcia i pracowitości. Ale o ile się orientuję w branży, dłużnicy raczej nie będą chcieli twojego upadku, każdy woli odzyskać pieniądze. Powinni dać ci szansę.
Karolina już wiedziała, dlaczego tak otwarcie zaczęła rozmawiać z nieznajomym człowiekiem. Może czuła, że powie jej dokładnie to, co od rana chciała usłyszeć? Że jest nadzieja.
Nikt nie chciał jej tego dać. Malwina prychała pięknie umalowanymi ustami i namawiała do sprzedaży lokalu. Matka tylko wznosiła do nieba wdzięczne okrzyki, że wreszcie spełni się jej pragnienie. Tylko Janka, choć była dość pobieżnie wprowadzona w sprawę w ciągu kilku chwil w przedszkolnej szatni, uśmiechnęła się ciepło i obiecała trzymać kciuki. Ale ona nie znała się przecież na gastronomii. Nie mogła ocenić szans Karoliny. Strach było słuchać tej być może mocno naiwnej zachęty.
Rozum wołał wielkim głosem o opamiętanie. Podsuwał myśl, że sprzedanie restauracji to jedyne sensowne wyjście. Ale Karolina tak bardzo tego nie chciała. Rozglądała się wokół i rozpaczliwie szukała kogoś, kto mógłby jej pomóc.
Jakub niczego już więcej nie dodał. Posilał się w milczeniu.
– Dziękuję. Uratowałaś mi życie, nawet się nie domyślasz, do jakiego stopnia dosłownie – powiedział na koniec i położył banknot na stole.
– Na koszt firmy. – Karolina się uśmiechnęła.
– Proszę tego nie robić – zaprotestował. – To jedna z tych rzeczy, których się właśnie boleśnie nauczyłem. Na romantyczne gesty można sobie pozwolić, kiedy człowieka stać. A w normalnej sytuacji trzeba dbać o siebie. To na dobry początek, żeby długi zniknęły. – Dołożył jeszcze jeden banknot i pożegnał się.
Patrzyła za nim długo. Ale minuty mijały i dobry nastrój, w który ją wprowadził Jakub, prysł. Nie wytrzymał zestawienia z liczbami zapisanymi w notatkach. Musiała do nich wrócić. Dług był bardzo wysoki.
ROZDZIAŁ 12
Agnieszka stała na plaży. Patrzyła na ciągnące się aż po horyzont morze i nie mogła uwierzyć, że naprawdę tutaj jest. Rzeczywiście to zrobiła. Odważyła się. Ucieczka, która początkowo wydawała się składać z samych komplikacji, w praktyce okazała się zadziwiająco prosta. Wszystko szło gładko. Właśnie zostawiła Martynkę w nowym przedszkolu. Prywatna placówka była niewielka, a miła pani dyrektor zapewniała, że kadra bardzo indywidualnie podchodzi do każdego dziecka. Pomoże malutkiej zaaklimatyzować się w nowym miejscu.
Agnieszka ściskała telefon w dłoni, gotowa natychmiast wrócić po córeczkę, gdyby płakała albo nie chciała się bawić. Ale na razie nikt nie dzwonił, a pięć minut temu przesłano jej nawet zdjęcie Martynki bawiącej się na specjalnej macie interaktywnej, z której to przedszkole było szczególnie dumne. Najwyraźniej nie bez powodu. Dziewczynka wyglądała na zadowoloną. Uśmiechała się, a wokół niej bawiły się inne dzieci. Być może stała się już częścią grupy.
Morze szumiało. Kolejny majowy dzień był tak upalny, że miało się ochotę rozebrać do kostiumu i położyć na plaży. I to właśnie był jej plan na to piękne przedpołudnie. Od rana się przygotowywała. Rozłożyła zabrany z mieszkania ręcznik, szybko zdjęła bluzkę i spódnicę, po czym zrzuciła sandałki. Wybrała sobie miejsce z pięknym widokiem. Znalazła je bez trudu. O tej porze w dzień powszedni było jeszcze prawie zupełnie pusto.
Położyła się z przyjemnością na miękkim piasku.
Urodziła się bliżej gór. Zawsze zazdrościła tym, którzy mogą spontanicznie pójść na plażę i patrzeć sobie na morze. Miało dla niej wyjątkowe znaczenie. Było odległe i dlatego bardzo kusiło. Z rozkoszą wyciągnęła ciało. Zanurzyła bose stopy w ciepłym piasku.
To właśnie było życie. Prawdziwe. Nie wieczne czekanie na spóźniającego się ojca, na dokładnie takiego samego partnera. Niech teraz obaj spadają, martwią się, zachodzą w głowę. Dobrze im tak. Nie była pewna, na którego z nich jest bardziej zła. Obaj zlewali jej się w nieprzyjemną całość. Kiedyś została bardzo zraniona, jeszcze jako mała dziewczynka, ten żal wciąż żył w niej mocno i nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Dlatego nie zamierzała odpuścić Jakubowi. Jeśli on myśli, że to tylko zwykła sprzeczka, która minie i emocje opadną, myli się. Agnieszka już kiedyś ten błąd popełniła. Dała szansę. Czekała całymi latami. Drugi raz nie miała zamiaru tego zrobić, tak cierpieć. Była teraz lepiej przygotowana i mądrzejsza. Być może w końcu pozwoli Jakubowi spotkać się z Martynką, głównie ze względu na dobro dziecka i tylko w przypadku, kiedy dziewczynka będzie tego bardzo pragnęła. Ale o niczym więcej nie ma mowy. Miłość do Jakuba całkowicie się wypaliła. Zniknęła. Nie został po niej nawet ślad.
Jeśli towarzyszyły jej jakieś emocje, kiedy o nim myślała, to była to wyłącznie złość. Może jeszcze żal. Rozczarowanie.
Przecież nie o to chodziło, żeby walczyć o restaurację, tylko o miłość. A Jakub dał się bez reszty wkręcić w działanie, którego Agnieszka nienawidziła najbardziej na świecie. W biznes, który ukradł jej ojca, zniszczył dzieciństwo, a właściwie zabrał także mamę. Niełatwo żyć obok kobiety, która się poddała, nie ma już na nic nadziei. Spędza czas, funkcjonuje, ale nie żyje naprawdę.
Tego właśnie Agnieszce brakowało. Prawdziwego życia. Oddechu pełną piersią. Tak jak teraz na plaży, w słońcu, z ciepłym piaskiem pod stopami. Bez fikcyjnego związku. Udawania, że dziecko ma ojca. Od dawna już go nie miało i może też lepiej mu będzie, jeśli sprawa stanie się jasna.
Trzeba powiedzieć sobie prawdę. Mogły liczyć tylko na siebie. Czasem taka jasność jest lepsza niż wieczne szarpanie się pomiędzy nadzieją a rozczarowaniem.
Czuła trochę niepokoju, ale niewiele. Więcej miała dobrych przeczuć. Mogła zacząć życie od nowa, na własnych warunkach. Poszukać pracy, funkcjonować samodzielnie. Całe życie, także dorosłe, utrzymywał ją ojciec. To była przynęta, na którą dała się złapać mama. W zamian za wygodę finansową zaczęła grać rolę żony, którą tak naprawdę od lat nie była. Zygmunt Michalski funkcjonował w stałym związku ze swoją restauracją. Nie było tam już miejsca dla nikogo więcej. Mama zgodziła się na ten wygodny układ. Czy była zadowolona ze swojej decyzji? Tego nikt nie wiedział, bo w rodzinie nie było zwyczaju rozmawiania o tak osobistych sprawach.
Dlatego Michalscy byli zaskoczeni decyzją córki, choć przecież kryzys rozwijał się od dawna i gdyby tylko byli trochę bardziej uważni, bez trudu by go rozpoznali. Gdyby im zależało na dobru dziecka, może nawet mogliby w porę pomóc. Ale tak się nie stało. Nic nie wiedzieli o swojej jedynaczce.
Agnieszka marzyła o prawdziwej miłości. Dlatego wybrała chłopaka spoza grona znajomych, takiego, który nie miał pojęcia, kim są Michalscy z Krakowa. Ale to nie pomogło, Jakub szybko się dowiedział. Ojciec wciągnął go w strefę swoich wpływów bez problemu i już nie oddał.
Agnieszka przymknęła oczy i wyrzuciła obu mężczyzn ze swoich myśli. Nowe życie zamierzała zacząć bez nich. Jej skóra chłonęła promienie słońca. Była blada niczym mąka ze średniowiecznego młyna.
ROZDZIAŁ 13
Karolina wróciła do domu po południu. Miała jeszcze godzinę, by odebrać Lenkę z przedszkola. Zamknęła restaurację i zwolniła pracowników wcześniej, by dać im czas konieczny na szukanie nowej pracy. Było jej ciężko. Nie wiedziała, którymi kłopotami martwić się w pierwszej kolejności, tak wiele ich się nagromadziło.