Выбрать главу

Kiedy zadzwonił telefon, podbiegła w stronę torebki, gnana głupią nadzieją, że może to Patryk. Wciąż się łudziła, że obudzi się ze złego snu i wszystko będzie jak dawniej. Że może istnieje jakieś wytłumaczenie koszmaru, w jaki nagle i bez ostrzeżenia została wrzucona. Przecież to było niemożliwe. Żyli spokojnie, mieli swoje problemy, ale wydawało się, że ich związek jest trwały, z tych, co na całe życie.

Dlaczego posypał się jak słaby mur i odsłonił jeszcze bardziej nędzne fundamenty?

Wyciągnęła aparat i odebrała. Dzwoniła Malwina.

– Jak się czujesz, kochana? – zapytała, po czym, jak to miała w zwyczaju, nie zrobiła pauzy na odpowiedź, lecz udzieliła jej sama: – Jeszcze pewnie czasem tęsknisz, ale już wiesz, że jesteś dzielna i samowystarczalna. Poradzisz sobie.

– W życiu nie chodzi o to, żeby być samowystarczalnym, ale szczęśliwym. – Karolina nie sądziła, by miała jakieś szanse przekonać przyjaciółkę, ale postanowiła chociaż spróbować.

– Nic się nie martw. Nad tym też popracujemy. Posprzątaj tylko swoje zaległe sprawy. Sprzedaj knajpę i możemy się zabrać za rozrywkę. Przygotuję ci świetny plan. Zobaczysz, na czym polega życie.

– Malwa, proszę cię, przestań. Wiesz, że ja tak nie potrafię. Poza tym nie chcę sprzedać restauracji.

– Bo zawsze byłaś zbyt romantyczna. Znam cię jak nikt na świecie. Przyjaźnimy się od pieluch. Zwykle mam rację, więc teraz też mi zaufaj.

To była prawda. Znały się od samego początku. Ich rodzice byli kiedyś sąsiadami. Wychowały się na jednym podwórku. Całymi dniami bawiły się w tej samej piaskownicy, potem siedziały w jednej ławce, wybrały to samo liceum i dopiero na studiach ich drogi nieco się rozeszły. Karolina wybrała florystykę, a jej przyjaciółka postawiła na karierę i zaczęła naukę na wydziale marketingu i zarządzania. Wciąż bardzo często się spotykały. Czasem codziennie.

I rzeczywiście Malwina była tą osobą, której Karolina najczęściej się zwierzała. Różniły się pod każdym względem, ale ponieważ znały się tak długo, dobrze się rozumiały. Kilka razy w życiu Karolina podjęła życiową decyzję, kierując się radą przyjaciółki. Zwykle potem okazywało się, że wybrała słuszną drogę. Malwina była pragmatyczna i twardo stąpała po ziemi. Umiała zobaczyć szansę nawet w przegranej i z każdych okoliczności stworzyć okazję do zmiany na lepsze.

A jednak teraz Karolina nie mogła tak po prostu jej zaufać. To był ten jeden jedyny raz, kiedy wszystko w niej wołało, by uczynić inaczej. Podjąć walkę. Nie poddawać się, póki jest choćby cień nadziei.

Na samą myśl, że miałaby złamać dane babci słowo, czuła dreszcze. Dręczyło ją przekonanie, że jeśli to zrobi, już nigdy nie zazna spokoju. Zawsze już będzie cofać się w pół kroku, rezygnować, przegrywać.

– Jeszcze nie wiem, co zrobię – powiedziała do przyjaciółki. – Na pewno nie mam teraz ochoty ani czasu na zabawę.

– Dobrze – odparła Malwina. – Rozumiem cię. Potrzebujesz czasu, by się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Ale uwierz mi, ona ma wiele plusów. Być singlem to fajna rzecz.

– Może. Ja nie zaprzeczam. Pewnie wielu się świetnie w tym stanie odnajduje i ja też będę musiała. Ale to nie jest mój świat.

– Szkoda, że tak się bronisz. Będzie ci tylko trudniej. Najgorzej, jeśli ktoś nie może się zdecydować. Jedną nogą jest sam, a drugą kogoś szuka, że się tak obrazowo wyrażę. Nigdy nie uzyska równowagi.

– To rzeczywiście było plastyczne porównanie – roześmiała się Karolina. – Ale nie martw się. Ja wbrew pozorom pozbyłam się złudzeń. Nie szukam nikogo. Nawet sobie wyobrazić tego nie potrafię, że mogłabym się z kimś umówić, że chciałby mnie dotknąć. Mowy nie ma. I proszę cię, nie składaj mi już więcej taki propozycji.

Malwina słyszała w jej głosie powagę. Wiedziała, kiedy żarty się kończą i nie należy przeciągać struny.

– Dobrze, kochana. O nic się nie martw. Będę czekać, aż zmienisz zdanie. Wbrew pozorom dobrze cię rozumiem. Ja też nie szukam faceta i nie wierzę w żadne związki. Rozejrzyj się wokół. Same rozwody, stres, kłótnie. Po co to komu?

Karolina westchnęła. Nie chciała tak myśleć, ale ciężko było zaprzeczyć. Wśród jej znajomych rozwiodła się już trzecia para. Może naprawdę dorosłość oznaczała nie tylko stratę niepotrzebnych złudzeń, lecz także umiejętność przyznania się do tego?

– Dam sobie radę sama – powiedziała, jak tysiące kobiet przed nią. – Mam dziecko i powód, by żyć. Będę najlepszą singielką, jaką widział świat – zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, powtórzyła wczorajsze słowa Malwiny. – Taką pozbawioną złudzeń. Mocno stojącą na dwóch nogach.

– Na mnie zawsze możesz liczyć. Jeśli nie chcesz iść dzisiaj na miasto, to może przyjadę do ciebie. Posiedzimy razem, pogadamy. Łatwiej ci będzie w towarzystwie podjąć ciężką decyzję o sprzedaży. Pomogę ci napisać ogłoszenie.

– Dziękuję – odparła Karolina bez chwili namysłu. – Dzisiaj spotykam się z mamą Mikołaja. Może jutro? Nie gniewaj się, ale strasznie słabo ogarniam teraz kalendarz. A założę się, że za chwilę pojawi się u mnie mama, żeby się upewnić, że zrobię to, na co ona ma ochotę.

– Karolka, słońce moje, nawet mama czasem ma rację. Co możesz innego wymyślić? Nauczysz się w tydzień prowadzenia restauracji? Bądź poważna. Masz dziecko, a własny biznes wymaga czasu.

– Wiem.

– Ale jakoś nie czuję, żebyś się ze mną zgadzała. Dlaczego?

– Bo coś mi mówi, że powinnam zrobić inaczej. Że od tego, czy się teraz poddam, zależy dalsze moje życie.

– Nie wierzę w takie rzeczy. Może w uczuciach takie podszepty serca się sprawdzają, ale uwierz mi, nie w finansach. Tu się liczy twardy rachunek. Opłaca się albo nie. Patryk się rzucił z motyką na słońce i widzisz sama, jak to się skończyło.

– Widzę.

– Co ty mi tak po jednym słowie odpowiadasz? Zwykle nie można się przy tobie do głosu dorwać. Nie baw się jak dziecko. Sprzedaj spadek i żyj spokojnie.

– Chciałabym.

– To zrób to. Jesteś jedyną osobą, która może podjąć tę decyzję.

– Jestem.

– Kończę tę rozmowę, bo ciężko z tobą gadać teraz. Ale przypomnij sobie. Czy ja ci choć raz w życiu źle poradziłam?

Karolina znała odpowiedź. Przez jej głowę błyskawicznie przemknęły wspomnienia. Pierwsze przepychanki w przedszkolnej grupie i wesoła rezolutna Malwinka, która zawsze umiała zdobyć przyjaciół i podzielić się nimi. Wiedziała, z kim warto się bawić i jak uciekać przed agresorami, których nie brakowało w państwowej placówce na dużym osiedlu. Potem szkolne lata. Miłości, klasówki i intrygi między koleżankami czasem godne świata politycznego pod względem przebiegłości i skomplikowanej konstrukcji. Malwina poruszała się w nich swobodnie. Zawsze umiała przejrzeć innych i ochronić najlepszą przyjaciółkę przed potencjalnym cierpieniem.

Od początku nie przepadała za Patrykiem. To był jeden z tych przypadków, kiedy Karolina podjęła decyzję sama. Oczywiście po to, by teraz ponieść jej przykre konsekwencje. Statystyki stały mocno po stronie Malwiny, a jednak opór wobec jej rady nie ustępował nawet na chwilę.

– Wiesz, że jesteś najlepsza, nie muszę ci tego mówić – powiedziała Karolina. – Pewnie zrobię, co mi wszyscy radzą. Ale to nie jest łatwe.

– Pamiętaj tylko, co jest ważne w razie kryzysu. Trzeba minimalizować straty. Czas działa na twoją niekorzyść.

– Wiem.

– Dobra, na razie. Ja się rozłączam. Zadzwonię jutro, może ci się słownik nieco poszerzy. Gdybyś jednak zdecydowała się spędzić wieczór lepiej niż w towarzystwie ponurych myśli, to dzwoń. Jestem do dyspozycji.

– Dzięki – pożegnała się Karolina. Odłożyła telefon. Było już późno. Napiła się jeszcze szybko wody i zaczęła zbierać do przedszkola. Dłonie jej drżały ze zdenerwowania. Starała się zachować spokój, ale nie szło jej dobrze. Ciągle chciało jej się płakać, a nawet nie miała warunków, by to porządnie zrobić.