Przetarł twarz dłońmi. Otrząsnął się i wszedł do biura pracowników.
– Pani Agnieszko – zwrócił się do niej służbowym tonem. – Proszę mi przesłać wszystko mailem i ruszać. Czas jest w takich przypadkach na wagę złota.
Nie namyślając się ani chwili, Agnieszka skorzystała z jego zachęty. Pozbierała swoje rzeczy i wyszła. Czuła, że już więcej tutaj nie wróci.
ROZDZIAŁ 26
Malwina siedziała w restauracji przyjaciółki i z bardzo niezadowoloną miną popijała koktajl z selera. Jednak nie to mało romantyczne, ale za to bardzo zdrowe warzywo było odpowiedzialne za jej kiepski nastrój.
– Każdemu się wydaje, że jeśli jestem singielką, to mam czasu jak lodu – narzekała zawzięcie. – Można mnie wkręcić w każde dodatkowe zadanie, bo przecież młode mamy muszą pędzić na weekend do domciów kaszkę warzyć. Akurat! – zawołała, wymachując zielonym pędem włożonym do szklanki dla ozdoby, nie zważając na to, że klienci przy sąsiednich stolikach ciekawie nadstawiali uszy. – Będą siedziały na plotkach, kawę sobie piły, co najwyżej któraś zerknie, jak się dziecko w kulkolandii bawi. A ja w tym czasie co? – Spojrzała pytająco na Karolinę, jakby to ona była osobiście odpowiedzialna za zmianę, która się dokonała u Malwiny w pracy.
– W biurze?… – próbowała zgadnąć.
– A skąd! To jeszcze nie taka straszna opcja. Na szkolenie mam iść, wyobraź sobie. Na jakieś cholernie nudneee… – Nagle zaczęła mówić wolniej, przeciągając samogłoski. Dziwnie usiadła, tak że lepiej było widać zgrabne nogi i mocno odsłonięte kształtne udo.
Do sali wszedł Jakub, niosąc świeżą dostawę gratisowych czekoladek z buźką.
Karolina przez moment pomyślała, że przez niego Malwa tak się zachowuje, ale miała ochotę palnąć się w czoło z powodu tak głupiego przypuszczenia. Ponad wszelką wątpliwość Malwina nie była kokietką. Lubiła się bawić, często flirtowała, ale zawsze jawnie i z jasno określoną regułą, że traktuje spotkanie wyłącznie w kategoriach zabawy. Nie posuwała się do niskich zagrań typu: głębokie dekolty, opięte sukienki czy przykrótkie spódnice. A teraz dyskretnie, ale wyraźnie podciągała dół tuniki.
Jakub spojrzał na nią i od razu odwrócił wzrok.
– Cześć, dziewczyny – przywitał się. – Może czekoladkę?
– Przytyję u was. – Malwina się uśmiechnęła, ale wyciągnęła dłoń w kierunku słodkiego poczęstunku.
Karolina miała ochotę przetrzeć oczy, bo jej się zdawało, że ją mylą. Ale nie. Ewidentnie jej przyjaciółka robiła tak zwane maślane oczy do Jakuba.
– Wracam do pracy – powiedział mężczyzna, chyba zupełnie nieświadomy tych zabiegów. W każdym razie nie dał nic po sobie poznać.
– Może byś ze mną poszedł na ten kurs – zaproponowała niespodzianie Malwa Jakubowi.
Karolina omal nie spadła z krzesła.
– Słucham?! – wyrwało jej się. – Co ty mówisz?!
– Nie wiem, czemu się tak dziwisz. Razem będzie nam weselej. Pośmiejemy się w ostatnim rzędzie, jak za szkolnych czasów. Nie martw się o miejsca. Jakoś go wkręcę. Mój urok osobisty jest niezawodny.
– Dzięki za zaproszenie. – Jakub nie odpowiedział od razu, chyba też się nie spodziewał takiej propozycji. – Ale w sobotę pracujemy.
– Daj spokój. Już raz się wykazaliście kompletnym brakiem podejścia marketingowego i zamknęliście na weekend. Jeden raz więcej czy mniej nie robi chyba aż takiej różnicy.
– Nie jedziesz w tym tygodniu do córki? – zapytała Karolina, a Malwa się wyprostowała. Na jej twarzy rysowała się wyraźna ciekawość.
– Zostaję – powiedział Jakub. – To dziewczyny przyjeżdżają do Krakowa. Dostałem wiadomość. Ponoć jakieś kłopoty domowe ściągają je wcześniej.
– Masz dziecko? – zapytała Malwina i kopnęła przyjaciółkę pod stołem. Nie rozumiała, dlaczego dowiaduje się o tym dopiero teraz.
– Tak – odparł Jakub. – Ale przepraszam was, muszę wracać. Sos mi się przypali.
Karolina wiedziała, że to tylko zwykła wymówka. Nigdy nie zostawiał sosu na ogniu. Prędzej sam by na nim usiadł, niż naraził tak delikatną potrawę na jakiś wstrząs termiczny.
– Czyś ty oszalała? – zwróciła się do Malwiny. – Co ty pleciesz? Dlaczego Jakub miałby chodzić z tobą na szkolenia?
Liczyła na szybką, konkretną i bezpośrednią odpowiedź. W stylu przyjaciółki. Ale się nie doczekała. Malwa włożyła sobie czekoladkę do ust. Jadła denerwująco długą chwilę, po czym jakby nigdy nic wróciła do poprzedniego tematu.
– Mówię ci. Każdy marzy, żeby być singlem. Te wszystkie zapracowane żony i matki skrycie mi zazdroszczą. Nawet na tym szkoleniu wolałyby siedzieć. Ciesz się z tego, co masz – powiedziała do niej. Była trochę zdenerwowana.
– Wszystko w porządku? – zapytała Karolina.
– Jasne. – Malwina wstała. – Ale pójdę już. Mam dużo roboty. Jedyny minus bycia samemu to zakupy. Wszystko trzeba osobiście do domu przytachać. Na nikogo nie możesz przerzucić tego obowiązku.
Karolina pomyślała jeszcze o paru innych sprawach, ale nie odezwała się. Wiedziała, że Malwina nie mówi serio. Odprowadziła przyjaciółkę do drzwi. Stolik pod oknem natychmiast został zajęty przez oczekujących gości. Prawie nigdy nie było tam pusto. Kelnerka od razu podeszła. Nie było dużo czasu na pogawędki, bo sala wymagała obsługi, a jedna osoba nie mogła sobie z tym poradzić. Karolina spojrzała czujnie w stronę klientów. Pospieszyła Malwinę.
– Dlaczego ty mi o nim nic nie mówisz? – zapytała Malwa szeptem, przeciskając się między stolikami.
– Nie wiem, o co ci chodzi! – broniła się Karolina. – Nie pytałaś, a to przecież jego prywatne sprawy.
– No wiesz? Jakbyśmy się znały od wczoraj.
– Jeślibym wiedziała, że tak ci zależy… – Karolina spojrzała na nią czujnie i Malwina nagle zaczęła się spieszyć.
– A skąd! – powiedziała. - Zwykła ciekawość. Muszę lecieć. Pa.
Pożegnała się i zniknęła, zanim Karolina zareagowała. Chciała jeszcze o coś zapytać, ale nie zdążyła. Weszli nowi goście i szybko ruszyła w ich stronę z kartą. Wdrożyła się już do obowiązków kelnerki. Podobnie jak pozostałych funkcji. Pomagała tutaj we wszelkich pracach. Zajmowała się wszystkim. Od pucowania podłogi przez dekorację sali po podawanie potraw i doprawianie słynnego rosołu. Była wszędzie tam, gdzie jej potrzebowano. Szybko zdobyła szacunek pracowników. Umiała bowiem stanąć obok nich, równie dobrze wykonać każdą robotę i żadnej nie unikała.
A tego dnia wiele było okazji, by to pokazać. Ruch był wyjątkowo duży. Nie wiedziała, czy to za sprawą coraz bardziej popularnych zwłaszcza wśród studentów czekoladowych gratisów, czy też zapachu żurku, który dzisiaj w kuchni warzył Jakub według jakichś tajemnych staropolskich receptur, a może miękkiego wilgotnego sernika w truskawkowej polewie. Dość powiedzieć, że wszystkie stoliki były zajęte.
Karolina uwijała się szybko. Miała czas do piętnastej, by jak najwięcej pomóc. Potem musiała odebrać córeczkę z przedszkola. Dzisiaj miał się też u nich bawić Mikołaj. Postanowiła więc wziąć dzieciom trochę ciastek przygotowanych przez Jakuba. Jedną z niezaprzeczalnych zalet nowej pracy był dostęp do posiłków. Nie musiała się już codziennie głowić, co by tu ugotować na obiad.
Było też wiele innych pozytywnych aspektów. Minęło trochę czasu i Karolina ze zdumieniem zauważyła, że po katastrofie jej życie zmieniło się na lepsze. Była sama, to znaczy nie w związku, ale czuła się o wiele mniej samotna niż wcześniej, gdy przynajmniej teoretycznie Patryk był obok niej. Polepszyły się jej stosunki z rodzicami, zwłaszcza z tatą, została jej cudowna córeczka. Wiernie stanęły obok niej przyjaciółki. Malwina i Janka.