– Lody! – zawołała Lenka.
– Dziadek! – krzyknęła jednocześnie Martynka.
– Słucham? – Jakub nie zrozumiał. Za to Karolina od razu się wyprostowała i wystraszyła, jakby przeczuwała, że za chwilę miłe sobotnie popołudnie przerodzi się w katastrofę.
Martynka oderwała się od nóg taty i pobiegła w stronę zbliżającego się do nich starszego mężczyzny.
– Dzień dobry – przywitał się Zygmunt Michalski i pocałował wnuczkę w czoło. – Cieszę się, że tak aktywnie spędzacie czas.
– Spacerujesz? – zapytała Martynka. Była trochę zdziwiona, bo dziadek zawsze mówił, że szkoda czasu na takie głupoty. I choć po chorobie nieco zmienił swoje zwyczaje, to jednak nie do tego stopnia.
– Szukałem was – odparł. – W restauracji mi powiedziano, gdzie mam największe szanse. – Spojrzał uważnie na Jakuba. Jego wzrok nawet się nie prześlizgnął po twarzy Karoliny. – Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział do swojego niedoszłego zięcia. – To bardzo ważna sprawa, dlatego proszę cię, byś poszedł ze mną do nas na małą kawę. Wiem, że ostatnim razem nie chciałem przyjąć tego, co mówiłeś. To był błąd. Bardzo cię proszę, żebyś dał mi drugą szansę, zechciał mnie wysłuchać. To nie potrwa długo.
Wszyscy stali i słuchali w milczeniu. To było dziwne wrażenie, ten starszy pełen godności mężczyzna, który prosił z wielką pokorą o chwilę rozmowy.
– Dobrze. – Usłyszeli głos Jakuba i Karolina zadrżała. Wiedziała, że nie mógł dać innej odpowiedzi, a jednocześnie czuła, że oto następuje w jej życiu kolejny zwrot. Po rozmowie z Michalskim nic już nie będzie takie samo.
– Zabierzesz na chwilę Martynkę? – zwrócił się do Karoliny, a ona szybko kiwnęła głową.
– Nie ma potrzeby – jednocześnie odpowiedział Michalski. – Pójdzie z nami. U nas w restauracji też można się świetnie bawić.
– Czy ja też mogę? – Lenka nie chciała się rozstawać z koleżanką. Ostatnio były sobie bardzo bliskie.
Michalski nie odpowiedział, ale Karolina wyczytała jego intencje z ruchu zaciśniętych momentalnie warg.
– Potem się pobawicie. – Przygarnęła córeczkę do siebie. – Teraz musimy iść.
– Ale dlaczego? – Martynka również próbowała protestować, lecz dziadek pociągnął ją za rękę w przeciwnym kierunku. Jakub stał jak zamurowany. Przeszłość wróciła w pełnej krasie. Michalski grzecznie i pokornie proszący o chwilę rozmowy jednocześnie już podejmował za niego decyzje. Nawet dotyczące jego córki.
Mężczyzna zaciął usta, ale nie chciał robić sceny na środku ulicy.
Jedna rozmowa – pomyślał. – Tyle wytrzymam.
Nie miał specjalnej ochoty, ale poszedł. Jakby się jeszcze całkiem nie wyzbył dawnych nawyków. Dwa kroki z tyłu. Posłuszny i cichy.
Karolina patrzyła za nim i nie mogła uwierzyć. Nie znała go z tamtych czasów. Dopiero teraz zaczęła rozumieć, jak wyglądało jego życie, zanim się pojawił, by wypić u niej kawę.
Stała długo i mocno ściskała dłoń córeczki. Patrzyła, aż tamci zniknęli za zakrętem. Gdyby nie obecność Lenki, chybaby się rozpłakała. Sama nie wiedziała, dlaczego ta scena tak ją przeraziła. Jakub w obecności Michalskiego zmieniał się w kogoś zupełnie innego. Chciała go obronić, zakazać mu chodzenia do byłego szefa. Ale jakie miała do tego prawo? Byli tylko wspólnikami. Dał jej wszystko, czego tak bardzo pragnęła. Spokój, bezpieczeństwo, pracę, samodzielność, piękną przyjaźń. Nie mogła oczekiwać niczego więcej.
Podobnie jak on przed momentem opuściła ramiona i ruszyła parkową alejką. Szli przecież w tym samym kierunku. Ale nikt nie zaproponował wspólnej wędrówki.
ROZDZIAŁ 34
Zdumiona Agnieszka podjechała pod restaurację, by odebrać córkę. Nie była na to przygotowana. Jakub cenił sobie wspólny czas z Martynką i nigdy nie oddawał jej przed wieczorem. Ale zadzwonił tata i przyciszonym konspiracyjnym głosem poprosił, by zabrała małą do domu, bo on musi pogadać z jej ojcem. Powiedział, że już niedługo będzie szczęśliwa, a ona ucieszyła się, choć to zapewnienie wcale nie brzmiało realnie.
Nie miała okazji, by go zapytać, co się stało. Daniel też nic nie wiedział, ale potwierdził równie zaskoczony, że Michalski zamknął się z Jakubem na zapleczu i gadają. Agnieszka poczuła przyjemny dreszcz. Pierwszy raz od rozstania pomyślała, że mogliby zacząć jeszcze raz. Jak z ojcem. Wciąż mieszkała w domu rodziców i dużo lepiej im się teraz układało. Wprawdzie choroba nie zmieniła całkowicie charakteru taty, ale sprawiła, że stał się nieco bardziej wyczulony na potrzeby innych. Wcześniej wracał z pracy i pilniej słuchał, kiedy do niego mówiono. I właściwie niewiele więcej trzeba do szczęścia.
Wszyscy odżyli. Stali się na powrót rodziną.
Agnieszka zapięła Martynkę w foteliku samochodowym i odjechała pełna nadziei. Ponoć nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo woda szybko odpływa. Ale czasem los daje ludziom kolejną szansę. Jej rodzice ją dostali i powoli próbowali z niej korzystać. Może ona też będzie mieć możliwość spróbować po raz drugi?
Mogliby z Jakubem wreszcie wziąć ślub. Zamieszkać w domu rodziców razem. Ojciec miałby swojego wymarzonego wspólnika w pracy, a dziecko ojca. Ta rozłąka pokazała wyraźnie, jak ważną postacią w życiu rodziny był Jakub. Trochę go na początku wszyscy lekceważyli. I ona też nie była w tej sprawie bez winy. Dała sobie wmówić, że jest kimś lepszym. Jedynaczką z zamożnego domu. Że czyni swojemu narzeczonemu łaskę, pozwalając mu stać się częścią klanu Michalskich. Tymczasem on sam najwyraźniej bardzo dobrze sobie bez nich radził. A w razie potrzeby potrafił ostro walczyć o swoje prawa.
Tymczasem Zygmunt bez niego znacznie osłabł. Czy to dlatego, że był już za stary, by samotnie prowadzić wielki biznes, łapać ducha czasu, wciąż się uczyć i wykazywać inicjatywą? Dawać energię? Nie miał jej. Szastał nią przez całe życie bez ograniczeń i nagle mu się skończyła. Nie wykształcił sobie następcy i w czasie choroby właściciela wiele spraw w restauracji szło słabo. Nadrabiał to, ale potrzebował wsparcia. Zdał sobie z tego sprawę i potrafił głośno powiedzieć.
Najgorsza była świadomość, że tym samym sprowadził nieszczęście na córkę i wnuczkę. Już wiedział, że Jakub miał rację. Agnieszka karała go za grzechy ojca. Niesłusznie. Może gdyby wtedy go posłuchał, obaj zdołaliby wszystko odkręcić? Kiedy zdał sobie z tego sprawę, załamał się wewnętrznie i trochę mu zajął powrót do dawnych sił.
Wciąż jednak był tym samym Zygmuntem Michalskim, człowiekiem, który nie boi się problemu. Odważnie stawia mu czoła i bierze sprawy w swoje ręce. Teraz też gotów był do walki. O wszystko. Rodzinę i pracę. Nigdy by nie uwierzył, gdyby ktoś jeszcze jakiś czas temu powiedział mu, że jego los do tego stopnia będzie zależeć od decyzji zwykłego chłopaka z ubogiej rodziny. Życie jednak jest nieprzewidywalne w swej naturze.
***
Kiedy Jakub przekroczył próg restauracji Michalskich, aż wstrzymał oddech. Ostatnio nie myślał wiele o tym miejscu. Gotował, pracował, bawił się z córką i cieszył życiem. Czasem spoglądał w tę stronę, ale skupiał się raczej na swoich sprawach. Teraz wspomnienia wróciły tak mocno, że aż poczuł dreszcze na karku.
– Zapraszam. – Zygmunt wskazał dobrze znane mu biurko. Zawsze panował tu wielki nieład. Wiecznie piętrzyły się faktury, zamówienia, przepisy, listy. Teraz było posprzątane. Jakub spojrzał jeszcze w bok, na wejście na zaplecze. Spędził tam tyle nocy, aż mu się zimno zrobiło na myśl, że naprawdę tak żył. Pozwolił się tak potraktować.
Usiadł jednak na miejscu wskazanym przez Zygmunta.
– Na początek chciałbym cię przeprosić – powiedział Michalski, a Jakub zastanowił się przelotnie, czy jednak nie powinien był wstać. Zrobiło się bowiem bardzo uroczyście. – Źle cię potraktowałem i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.