Выбрать главу

– A po co mam wychodzić za mąż?

– Chyba nie myślisz, że będę się tobą opiekować do końca życia?

Mąż ciotki, Yu Wielka Łapa, łagodny hazardzista, poza domem był śmiałym, dumnym mężczyzną, lecz po powrocie zamieniał się w potulnego kociaka. Siedział właśnie przy kuchni, piekąc małe rybki w kształcie wierzbowych listków na zakąskę do wina. Jego wielkie dłonie, z pozoru niezdarne, w rzeczywistości były całkiem zręczne. Smakowity zapach skwierczących w ogniu rybek wciskał się do nozdrzy Xuan'er. Bardzo lubiła swojego wuja. Zawsze, gdy ciotka szła do pracy, jej leniwy mąż po kryjomu się objadał – smażył jaja na patelni albo podkradał suszone mięso. Xuan'er zawsze dostawał się jakiś smaczny kąsek, pod jednym warunkiem: nie zdradzić się przed ciotką.

Wuj paznokciem oskrobał rybkę z łusek, oderwał skrawek mięsa, położył na języku i pociągnął łyk wina.

– Twoja ciotka ma rację – powiedział. – Kobieta bez owijanych stóp staje się wielkonogą starą panną, której nikt nie chce.

– Słyszałaś? Twój wuj zgadza się ze mną – rzekła ciotka.

– Czy wiesz, Xuan'er, czemu ożeniłem się z twoją ciotką?

– Bo jest dobra! – odpowiedziała Xuan'er.

– Nie – zaprzeczył wuj. – Dlatego że ma maleńkie stopy.

Xuan'er spojrzała na drobne, wąziutkie stopy ciotki, a potem na własne.

– Moje też mogą być takie? – spytała.

– To zależy, czy będziesz posłuszna. Jeśli tak, mogą stać się nawet jeszcze mniejsze.

Wszystkie opowieści mojej matki o krępowaniu stóp stanowiły mieszaninę skarg, krwi i łez oraz dumy z chwalebnej przeszłości.

Matka opowiadała, że upór i pracowitość jej ciotki były słynne na całe Północno-Wschodnie Gaomi. Wszyscy wiedzieli, że w domu Yu Wielkiej Łapy rządzi jego żona. Hazard i polowanie na ptaki były jedynymi zajęciami wuja, a pięćdziesiąt mu ziemi, dwa osły, prace domowe i polowe oraz najmowanie robotników pozostawały w wyłącznej gestii mojej ciotki. Ciotka miała metr pięćdziesiąt wzrostu i nie ważyła więcej niż czterdzieści kilogramów. W jaki sposób tak drobne ciało potrafiło udźwignąć tyle obowiązków, pozostawało tajemnicą. Złożywszy przyrzeczenie, że wychowa swoją siostrzenicę na wzorową młodą damę, ciotka nie zamierzała ustąpić w kwestii krępowania stóp. Najpierw podwinęła jej palce i ścisnęła je za pomocą bambusowych listewek; dziewczynka piszczała jak zarzynane prosię. Następnie zabandażowała stopy wieloma warstwami nasączonej ałunem tkaniny, a na koniec ubiła drewnianym młotkiem. Wedle słów matki bolało to tak, jakby waliła głową w mur.

– Ciociu… nie tak mocno… – błagała matka.

– Owijam mocno, ponieważ cię kocham – rzekła ciotka, patrząc na dziewczynkę surowo. – Gdybym rozluźniła bandaże, uczyniłabym ci krzywdę. Kiedy już będziesz miała maleńkie „złote lotosy", podziękujesz mi za to, co dla ciebie zrobiłam.

– To może ja wcale nie wyjdę za mąż, ciociu? Będę się opiekować tobą i wujkiem przez całe życie…

– Może jednak rozluźnij, chociaż troszeczkę – wtrącił się wuj wzruszony wypowiedzią siostrzenicy.

– Precz stąd, leniwy psie! – Ciotka rzuciła w męża miotłą.

Wuj złapał sznurek monet leżący na kangu i wybiegł na ulicę.

Gdy nadeszły czasy republiki, Xuan'er miała szesnaście lat; jej skrępowane stopy były już odpowiednio ukształtowane.

Wuj zawiesił nad bramą domostwa tabliczkę z napisem „Salon wonnych lotosów". Był bardzo dumny z miniaturowych stópek Xuan'er i traktował swoją siostrzenicę, która nie tylko miała maleńkie stopy, lecz także odznaczała się wybitną urodą, jak drogocenny kapitał.

– Nasza Xuan'er poślubi młodzieńca, który zdobędzie pierwszą lokatę na egzaminie urzędniczym! – chełpił się.

– Wielka Łapo, dynastia mandżurska upadła, nie ma już egzaminów urzędniczych!

– W takim razie wyjdzie za gubernatora prowincji, a jak nie, to przynajmniej za naczelnika powiatu! – odparł wuj.

Było lato tysiąc dziewięćset siedemnastego roku. Niu Tengxiao, wkrótce po mianowaniu na naczelnika powiatu Gaomi, wykonał następujące cztery posunięcia: zdelegalizował opium, zakazał hazardu, wydał wojnę bandytom i kazał kobietom zaprzestać krępowania stóp. Handel opium zszedł do podziemia, lecz hazard nadal kwitł, a bandyci grasowali w najlepsze. Zostało jeszcze krępowanie stóp, któremu generalnie nikt się nie sprzeciwiał, toteż naczelnik Niu zaczął osobiście odwiedzać wsie i nakłaniać ludzi do zmiany zwyczajów, czym zyskał sobie spory rozgłos.

Było to w siódmym miesiącu. Dzień był pogodny, co o tej porze rzadko się zdarzało. Do Dalanu wjechał kabriolet. Naczelnik powiatu wezwał naczelnika okręgu, który wezwał naczelników wiosek, którzy wezwali naczelników przysiółków, a ci ostatni zwołali wszystkich mieszkańców wioski. Mieli oni się stawić na wielkim klepisku: mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci – za nieobecność groziła grzywna w postaci miarki ziarna.

Gdy wieśniacy się zbierali, naczelnik Niu zauważył tabliczkę Yu Wielkiej Łapy nad bramą.

– Dziwią mnie takie upodobania w chłopskim domu – rzekł.

– W tym domu mieszkają piękne złote lotosy, panie naczelniku – odparł pojednawczo naczelnik okręgu.

– Wypaczone skłonności są chorobą tego narodu. „Złote lotosy" to nic innego jak śmierdzące stopy!

Wreszcie wszyscy zjawili się na klepisku, by wysłuchać przemowy naczelnika. Matka opowiadała, że miał na sobie czarną marynarkę w stylu Sun Yat-sena, a na głowie ciemnobrązową czapkę. Jego górną wargę porastały czarne wąsy, na nosie tkwiła para okularów w złotych oprawkach. Z przodu marynarki zwisała mu dewizka od zegarka, w ręku trzymał elegancką laseczkę. Jego ochrypły głos przypominał nieco gdakanie kaczki, lecz mówił gładko; w kącikach ust zbierały mu się bąbelki piany. Z jego nieskończonego potoku wymowy matka nic nie zrozumiała.

Zalękniona, trzymała się poły ubrania ciotki. Odkąd miała skrępowane stopy, praktycznie nie opuszczała domu, spędzając czas na tkaniu sieci bądź haftowaniu. Pierwszy raz w życiu znalazła się w takim tłumie i nie śmiała nawet podnieść wyżej głowy. Miała wrażenie, że wszyscy przypatrują się jej maleńkim stópkom. Matka wspominała, że tego dnia miała na sobie szmaragdowozielone jedwabne wdzianko o rękawach i lamówkach z najdelikatniejszej satyny i jasnoczerwone spodnie z lamówkami wokół nogawek. Czarny, lśniący, gruby warkocz sięgał jej do kolan. Na stopach miała buty na wysokiej drewnianej podeszwie, z haftowanym wierzchem z czerwonego jedwabiu, które od czasu do czasu migały pod długimi nogawkami, postukując przy każdym kroku. Nie potrafiła stabilnie stać, toteż ciągle opierała się o ciotkę.

W swoim przemówieniu naczelnik wprost skrytykował „salon złotych lotosów" Yu Wielkiej Łapy, nazywając krępowanie stóp „trującym przeżytkiem feudalizmu, zwyrodniałym obyczajem". Wszyscy zerkali na stopy matki, która stała ze spuszczoną głową. Naczelnik osobiście odczytał Manifest wolności dla stóp, po czym przywołał sześć młodych kobiet, które przywiózł ze sobą, by przeprowadziły występ pod hasłem „naturalne stopy". Dziewczyny zwinnie wyskoczyły z wozu – były gibkie, sprawne i wyglądały bardzo zdrowo. Naczelnik oznajmił:

– Drodzy mieszkańcy wiosek, dziadkowie, bracia i siostry! Otwórzcie szeroko oczy i przypatrzcie się!

Wszyscy bez wyjątku wpatrywali się w szóstkę kobiet. Krótko ostrzyżone, z grzywkami na czołach, miały na sobie błękitne koszulowe bluzki z kołnierzykami i białe krótkie spódniczki, obnażające zgrabne nogi, a na stopach – białe tenisówki marki Huili.