Выбрать главу

– Przybrana matko – oświadczył z uczuciem – proszę, przyjmij moje podarunki, nie odrzucaj ich.

Wieczorem matka zaryglowała drzwi i zawołała do izby najstarszą córkę, Laidi. Położyła mnie na kangu obok Yunü. Sięgnąłem rączką i podrapałem siostrzyczkę w twarz. Dziewczynka, płacząc, skuliła się w kącie kangu. Matka nie miała czasu się nami zająć, ponieważ właśnie mocowała się z ryglem. Najstarsza Siostra stała przed kangiem w swoim kunim futrze, opatulona lisim kołnierzem. Jej postawa wyrażała dystans przyprawiony odrobiną dumy. Matka wdrapała się na kang, wyciągnęła srebrną szpilkę z koka i podkręciła knot lampy, by zaświeciła nieco jaśniej. Następnie usiadła prosto i przemówiła z drwiną w głosie:

– Miła panienko, usiądź, proszę, nie bój się pobrudzić swojego pięknego futra.

Siostra poczerwieniała, wydęła wargi i opadła raptownie na stołek przed kangiem. Trzymając swój gładki podbródek wysoko ponad lisim kołnierzem, patrzyła na matkę lśniącymi zielonkawo oczyma.

Na naszym podwórku rządził Sha Yueliang. Odkąd rozbił obóz we wschodnim skrzydle domu, brama naszego obejścia nigdy się nie zamykała. Dziś wieczorem we wschodnim skrzydle panował gwar jeszcze większy niż zwykle. Białe światło gazowej lampy przenikało przez papierowe pokrycie okna, oświetlając całe podwórze i zamieniając wirujące płatki śniegu w migotliwe iskry. Co kilka minut rozlegał się odgłos kroków, skrzyp bramy; z ulicy dobiegał tętent oślich kopyt. W izbie co chwila wybuchał głośny, nieopanowany śmiech mężczyzn, którzy grali w zgadywanki: „Trzy ogrody brzoskwiniowe! Pięciu znamienitych mężów? Siedem kwiatów śliwy i osiem koni!" Aromat pieczonego mięsa i ryb wabił pozostałe siostry, które tłoczyły się przy oknie, oblizując się łakomie. Oczy matki miotały błyskawice, a nieugięta Najstarsza Siostra odwzajemniała ich ataki. Wokoło tryskały niebieskie iskry zderzających się spojrzeń.

– I co ty o tym myślisz? – spytała matka surowo. Najstarsza Siostra gładziła puszysty ogon lisiego kołnierza.

– A ty co masz na myśli? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– Nie rób ze mnie idiotki – odparła matka.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi, matko.

– Laidi – rzekła matka smutno – jest was dziewięcioro, a ty jesteś najstarsza. Jeśli wpakujesz się w jakieś kłopoty, nie będę miała na kogo liczyć.

Siostra zerwała się gwałtownie z miejsca.

– Czego ty ode mnie wymagasz, mamo? – spytała z oburzeniem, którego nigdy wcześniej nie słyszałem w jej głosie. – Zależy ci tylko na Jintongu, a my, dziewczęta, jesteśmy dla ciebie warte tyle co psia kupa!

– Laidi, nie zmieniaj tematu – odparła matka. – Jeśli Jintong jest Złotym Chłopcem, to znaczy, że wy jesteście dla mnie co najmniej równie drogocenne jak srebro. Nie chcę słyszeć gadania o psich kupach! Dziś musimy porozmawiać szczerze, jak matka z córką, bez owijania w bawełnę. Ten człowiek, Sha, jest jak łasica, co przychodzi do kurnika składać życzenia noworoczne. On nie ma dobrych zamiarów. A ja wyraźnie widzę, że wpadłaś mu w oko.

Siostra spuściła głowę, bawiąc się nadal lisim ogonem. Kilka kryształowych łez zalśniło na jej policzkach.

– Chciałabym móc poślubić takiego człowieka jak on – oznajmiła.

Matka podskoczyła niby rażona gromem.

– Laidi, wychodź sobie za mąż, za kogo chcesz, pod warunkiem, że to nie będzie Sha Yueliang!

– Dlaczego?

– Dlatego.

Cynicznym tonem, niestosownym i zaskakującym u dziewczyny w jej wieku, Laidi oświadczyła:

– Tyle lat harowałam jak wół dla rodziny Shangguan, dziś już mam tego dosyć!

Ostre słowa wytrąciły matkę z równowagi. Obserwując uważnie poczerwieniałą z gniewu twarz córki, a potem jej rękę, wciąż gładzącą lisie futro, macała wokół siebie, jakby czegoś szukając. Znalazłszy miotełkę do zamiatania kangu, uniosła ją wysoko nad głową, zamierzając się na Laidi.

– Jak śmiesz?! – wykrzyknęła histerycznie. – Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Strzeż się! Zamorduję cię!

Zeskoczyła z kangu z miotełką w ręku. Laidi trzymała głowę prosto, nie odsuwając się ani nie broniąc przed ciosem. Ręka matki zastygła w powietrzu; w końcu, zamiast uderzyć, opadła bezwładnie, wypuszczając oręż. Matka objęła moją siostrę za szyję.

– Laidi… – zaszlochała. – My jesteśmy z innej gliny niż ten cały Sha. Nie mogę patrzeć, jak moja ukochana córka skacze prosto w ogień…

Najstarsza Siostra rozpłakała się także. Gdy obie już się wypłakały, matka wierzchem dłoni otarła łzy córki.

– Laidi – rzekła błagalnie – obiecaj matce, że nie będziesz się zadawała z tym człowiekiem.

– Ależ ja tego pragnę, matko – odparła Laidi zdecydowanie. – W dodatku przynosi to korzyść całej rodzinie – kątem oka spojrzała na leżące na kangu futro z lisów i kurtki z rysich skór.

– Jutro wszystkie pozdejmujecie te futra – oznajmiła matka kategorycznie.

– Nie obchodzi cię, że pozamarzamy na śmierć?!

– Niech go diabli porwą, pospolity handlarz skórami!

Siostra odryglowała drzwi i nie oglądając się za siebie, poszła do swojej izby. Matka bezsilnie opadła na kang; słyszeliśmy jej przyspieszony oddech.

Odgłos chwiejnych kroków Sha Yuelianga rozlegał się coraz bliżej naszego okna. Sha poczuł, że język mu zdrętwiał, a wargi odmawiają posłuszeństwa. Jak zwykle chciał zapukać delikatnie w ramę okienną i serdecznym tonem poruszyć kwestie małżeńskie, lecz alkohol zakłócał pracę jego układu nerwowego, powodując, że czynności ciała niezupełnie odpowiadały zamiarom jego właściciela. Waląc hałaśliwie w okno, Sha podarł papierowe pokrycie, wpuszczając do izby chłodny powiew zmieszany z własnym, cuchnącym wódką oddechem.

– Matko!… – zawołał głosem pijaka, budzącym niesmak i sympatię zarazem.

Matka zeskoczyła z kangu, zastygła na moment, po czym weszła z powrotem na posłanie i przeniosła mnie spod okna w inne miejsce.

– Matko – bełkotał dalej Sha Yueliang – ja i Laidi… To kiedy będę mógł się z nią pobrać? Bo już nie mogę się doczekać…

– Sha – wycedziła matka przez zęby – podobno ropuchy śnią o łabędzim mięsie. Ty jesteś w takiej samej sytuacji – możesz sobie tylko pomarzyć.

– Co powiedziałaś?

– Że możesz sobie pomarzyć! – krzyknęła matka.

Sha Yueliang jakby nagle wytrzeźwiał.

– Przybrana matko – oznajmił zaskakująco wyraźnie – ja, Sha, nigdy w życiu nikogo o nic nie prosiłem.

– Ależ nikt ci nie każe o nic prosić.

Sha zaśmiał się szyderczo.

– Jeśli ja, Sha Yueliang, zapragnę czegoś bardzo mocno, to żadna siła mi nie przeszkodzi.

– W takim razie będziesz musiał mnie zamordować – rzekła matka.

Sha roześmiał się znowu.

– Chcę się żenić z twoją córką, jak mógłbym zabić własną teściową?

– Wobec tego nie możesz się ożenić z moją córką.

– Twoja córeczka jest już duża – odparł Sha Yueliang ze śmiechem. – Nie możesz decydować za nią. Pożyjemy, zobaczymy, moja droga teściowo…

Nie przestając się śmiać, podszedł do wschodniego okna, wydarł otwór w papierze i wrzucił do środka sporą garść cukierków.

– Moje małe szwagierki! – zawołał. – Skosztujcie trochę słodyczy. Póki szwagier jest tu z wami, możecie jeść smakołyki i pić najlepsze napoje!