Dzięki ci, Boże.
– Zgoda, panie Abbott. Wprowadzimy się pierwszego lutego. Czy chce pan depozyt, czy też wystarczy moje słowo?
– Zadowolę się pięcioma dolarami. Dobrze by było, gdybym wiedział, jak się pani nazywa. I pani śliczna towarzyszka – powiedział Abbott, uśmiechając się do Delli.
– Jestem Kate Starr, a to Della Rafaella. Dziewczynki mają na imię Betsy i Ellie.
– A czy jest również pan Starr?
– To nie pana interes – odparła oschle Della.
– Owszem, jest również pan Starr, ale…
– Wyskoczył z samolotu i się zgubił – wtrąciła się Ellie.
– Rozumiem – rzekł Abbott. – Proszę posłuchać, nie musi mi pani teraz dawać depozytu. Wystarczy, jeśli zapłaci mi pani pierwszego lutego, kiedy się pani wprowadzi. Mój chłopak zginął w Korei. – Zgarbił się i oddalił, szurając nogami.
– Wszystko będzie dobrze – uspokajała je Kate w samochodzie w drodze powrotnej do bazy. – Zrobimy z tego mieszkania cacuszko, poczekajcie, to się przekonacie.
Della przeżegnała się.
– Mówią, że Bóg czuwa nad głupcami. Nie mam żadnych złych przeczuć, Kate. Może uda mi się znaleźć pracę przy pilnowaniu dzieci. Pomogę ci finansowo, a Ellie będzie się miała z kim bawić.
– Dello, w tym tygodniu podjęłam kilka decyzji. Muszę mieć… nie wiem, jak to nazwać, może terminarz. Nie jestem pewna, czy to odpowiednie słowo. Jestem szczerze przekonana, że Patrick wróci. Nie wiem kiedy. Do jego powrotu będę się starała dać sobie jakoś radę sama. Zamierzam zrobić dla Patricka wszystko, co w mojej mocy, nawet jeśli miałoby to polegać na codziennym pisaniu listów i gromadzeniu ich w jakimś nie znanym mi teraz miejscu. Muszę zachować Patricka żywego dla dziewczynek. Bo on żyje, Dello, wiem o tym. Na razie muszę mieć cierpliwość, bo nie mam innego wyjścia, a kiedy moja cierpliwość się wyczerpie, zrobię… to, co będę uważała za właściwe. Jak myślisz? – spytała wstrzymując oddech.
– Czy naprawdę przeprowadzimy się do tej nory? – spytała Betsy z tylnego siedzenia.
Kate serce podeszło do gardła.
– Tylko ci się wydaje, że to nora. Zobaczysz, ile będziemy miały radości urządzając to mieszkanie. Możecie wybrać kolor farby do waszego pokoju i pomóc go malować. Kiedy wszystko skończymy, zrobimy zdjęcia i wyślemy je tatusiowi. Będzie z was bardzo dumny.
– Różowy i czerwony – odezwała się Ellie.
– Jeśli pomalujesz ściany na różowo i czerwono, pokój będzie wyglądał jak piec i spocisz się w nim – odparła Betsy. – Uważam, że należy go pomalować na żółto, wtedy nawet podczas chłodnych, deszczowych dni będzie w nim słonecznie. Pani w szkole powiedziała, że żółty to słoneczny kolor. Prawda, mamusiu?
– Tak, żółty to słoneczny kolor, ale różowy i czerwony dają poczucie przytulności. Może pomalujemy ściany na różne kolory albo uszyjemy nowe narzuty na łóżka. Musimy to wszystko przemyśleć i rozplanować.
– Dobrze – zgodziła się Ellie.
– Co będzie na obiad?
Kate czuła, jak dziewczynka świdruje ją oczami na wylot. Już miała powiedzieć, że makaron z serem, ale w ostatniej chwili zadecydowała inaczej.
– Hamburgery z frytkami – zakomunikowała.
– Hura! – zapiszczała Betsy.
– Hura! – zawtórowała jej siostra. Och, Patricku, gdzie jesteś?
Betsy zacisnęła powieki. Już dawno powinna spać. Otworzyła oczy słysząc, jak jej siostra przewraca się na drugi bok.
– Ellie – szepnęła. – Śpisz?
– Obudziłaś mnie – odezwała się Ellie płaczliwym tonem. Palec natychmiast powędrował jej do buzi. – Teraz się boję. Mogę zapalić nocną lampkę, Betsy? I pozwolisz mi przyjść do ciebie?
Betsy nie znosiła lampki nocnej, abażur rzucał na ściany wzbudzające grozę cienie.
– Dobrze, ale musisz zachowywać się bardzo cicho. Mamusia się gniewa, kiedy sypiasz ze mną. I nie zrób siku do łóżka – syknęła.
– Obiecuję – powiedziała Ellie i położyła się na wąskim łóżeczku obok swej siostry. – Znam sekret – szepnęła.
Betsy zaczęła się wiercić na swojej połowie łóżka, by zdobyć dla siebie więcej miejsca.
– Phi! Ja znam wiele sekretów.
– Ale mój dotyczy mamusi. Czy twoje też dotyczą mamy? – spytała Ellie sennym głosem.
Serce Betsy zabiło mocniej. Przekręciła się na bok.
– Jeśli zdradzisz mi swoją tajemnicę, pozwolę tatusiowi uściskać cię pierwszą, kiedy wróci do domu. Obiecuję. Narysuję nawet wielki, czerwony krzyżyk w twoim notesiku, żebyś nie zapomniała. Podziel się ze mną swoją tajemnicą – poprosiła głosem drżącym z niepokoju.
– Słyszałam, jak mamusia powiedziała dzisiaj brzydki wyraz. Ty byłaś w szkole. Powiem o tym tatusiowi, jak już się znajdzie.
– Jeśli to zrobisz, będzie to oznaczało, że jesteś papla. Tatuś nie lubi, kiedy skarżymy na innych.
– Sam też to robi.
– Nieprawda. Jestem starsza i wiem lepiej od ciebie. Kiedy się jest starszym, więcej się wie. Powiedział mi to tatuś. Poza tym ja chodzę do szkoły. Ale co to za tajemnica, Ellie?
– Mamusia powiedziała brzydki wyraz. Zajrzała do książki, w której trzyma pieniądze, i znalazła tam tylko trzy pieniążki. Powiedziała brzydkie słowo, a potem zaczęła płakać. Oto mój sekret. Jak ci się podoba, Betsy?
– Masz na myśli książkę kucharską?
– Mówię o tej, co wygląda jak szachownica i ma kieszonkę za okładką. – Ellie zaczęła płakać, pociągając głośno nosem. – Mamusia nie ma dosyć pieniążków i dlatego powiedziała brzydkie słowo. Może jutro nie dostaniemy nic na śniadanie. Czy będziemy głodować, Betsy?
– Nie – burknęła Betsy.
– Niema tatusia. Mamusia wszystko robi inaczej. Będziemy chodziły głodne. – Łkała, ściskając ramię siostry, by podnieść się nieco na duchu.
– Możemy jeść jagody i korzonki, jak króliki. Panna Roland przeczytała nam takie opowiadanie. Ludzie nie głodują.
– Betsy, kiedy tatuś się wreszcie znajdzie? Chcę, żeby wrócił do domu. Wszyscy oprócz nas mają tatusiów.
– My też mamy tatusia. Po prostu nie ma go teraz w domu. I nigdy tak nie mów. Jeśli kiedykolwiek tak powiesz, przestanę cię lubić.
– Pies Jackie Rosen zgubił się i go nie odnaleźli. Zginął na zawsze – odparła smutno Ellie.
– To zupełnie co innego. Pies Jackie był głupi. Tatuś nie jest głupi.
– Założę się, że jesteś najmądrzejszą siostrą na całym świecie. Kocham cię bardzo, przebardzo, Betsy. Opowiedz mi o tatusiu. Ale coś wesołego. Nie chcę słuchać smutnych historii. Nie lubię smutnych opowieści. Może zajączek wielkanocny sprowadzi tatusia do domu. Czy to głupie życzenie?
– Nie, wcale nie głupie. Ja też tego pragnę. Czy mamusia bardzo płakała i musiała wydmuchać nos, czy tylko miała łzy w oczach? – spytała Betsy zdławionym głosem.
– Położyła głowę na stole i wydawała dziwne dźwięki. Po tym, jak powiedziała to brzydkie słowo. Opowiedz mi coś, Betsy.
– Pewnego razu żyła sobie mała dziewczynka, która miała na imię Ellie…
Kiedy Betsy była pewna, że jej siostrzyczka śpi, wysunęła się z łóżeczka. Podeszła na paluszkach do komody, otworzyła cicho szufladę i wyciągnęła swoją skarbonkę. Dokładnie wiedziała, ile ma w niej oszczędności: pięć dolarów dwanaście centów. Dwa banknoty jednodolarowe, a resztę – w monetach. Ellie miała w swojej skarbonce tyle samo. Manipulując rączką grzebienia wydobyła ze środka banknoty. Potem wyciągnęła dwa dolary ze skarbonki Ellie. Przez chwilę siedziała na piętach, patrząc na banknoty, trzymane w ręku. Kradła pieniądze Ellie. To nie było w porządku.