Выбрать главу

– Rzeczywiście byłoby dobrze. Czy go polubiły?

– Ellie na pewno. Betsy odnosiła się do niego z pewną rezerwą. Słyszałam, jak pan Abbott mówił jej, że ma rower, który zamierza wyszykować i czy przypadkiem nie zna kogoś, komu by się przydał rower.

Odparła, że ona jest właśnie tym kimś i z chęcią przyjmie rower. Zaśmiał się cicho, kiedy to usłyszał. Wydaje mi się, Kate, że on szuka rodziny, i jeśli jesteś gotowa go zaakceptować, będzie ci wdzięczny po wsze czasy.

– Nie popełniłyśmy błędu, sprowadzając się tutaj, prawda, Dello?

Della potrząsnęła głową.

– Niektóre rzeczy są nam pisane. Trzeba je po prostu zaakceptować.

– Myślę, że Patrick pochwaliłby to wszystko. Źle mówię, jestem pewna, że by pochwalił. Niemal słyszę go, jak mówi: „Słuszna decyzja, Kate”‘

Była niedziela, dla Kate dzień odpoczynku.

Jutro jej życie potoczy się dalej, ale nowymi torami.

3

Był grudzień 1971 roku. Minął rok od czasu, kiedy Patrick katapultował się z samolotu, dwadzieścia jeden miesięcy od dnia, kiedy opuścił ich małe mieszkanko w bazie na pustyni. Kate nadal nie miała konkretnych wiadomości o losie swego męża. Wciąż figurował na liście zaginionych. Kate codziennie wydzwaniała do Billa Percy’ego, a on w kółko mówił jej to samo: „Robimy wszystko, co w naszej mocy. Nie zapomnieliśmy o pani mężu. Proszę zachować cierpliwość, pani Starr, i dla własnego dobra nie działać pochopnie”.

Zauważyła, że jej język stał się dosadniejszy, a przyczyniły się do tego złość, frustracja i rozpacz.

– Do diabła z panem i proszę mi dłużej nie wciskać kitu! Powtarza mi pan, że rząd czyni wszystko, ale nie chce mi pan powiedzieć, co właściwie robi. Mam prawo to wiedzieć. Zamierzam zadzwonić do redakcji gazety i napisać list do prezydenta Nixona.

– Proszę tego nie robić – odparł Percy ostrym tonem. Zazwyczaj w tym punkcie ich rozmowa kończyła się, bo Kate rzucała słuchawkę.

Modliła się o powrót Patricka na Boże Narodzenie świadoma, że modli się o rzecz nierealną. Władze twierdziły, że nie jest jeńcem, więc jak mógłby być przekazany stronie amerykańskiej? Nadal widniał na liście zaginionych i musiałby dosłownie zadzwonić do kogoś i poprosić, by go zabrali, albo wyjść z dżungli i oświadczyć: „Oto jestem, chodźcie i weźcie mnie”.

Kate należała do rozmaitych grup samopomocy, została członkiem Ligi Rodzin. Nadal czytała wszystko, co jej wpadło w ręce, o Wietnamie, wysyłała listy w imieniu poszczególnych grup. Nie było to zajęcie dające zadowolenie. Często płakała, schudła, zgorzkniała, łatwo się złościła nie tylko na córki, ale również na Dellę. Wciąż nie udało jej się znaleźć pracy, która zapewniłaby jej godziwy zarobek. Tak jak przypuszczała, jej ziemista cera i zdesperowana mina skutecznie zniechęcały do niej potencjalnych pracodawców. Znalazła zajęcie na niepełny etat w antykwariacie; siedziała na zapleczu, katalogując i wyceniając książki. Jej stosunki z pozostałymi pracownikami, oferującymi książki klientom, były bardzo ograniczone. Lubiła zamykać się w swej skorupie, czasami podczas czterogodzinnej zmiany z nikim nie zamieniła ani słówka. Realizując co piątek swój skromny czek, nie mogła się powstrzymać od płaczu.

Była wiecznie zmęczona, pod presją Delli zażywała olbrzymie dawki witamin, które nic nie pomagały. Za namową Delli i Donalda Abbotta zapisała się na kurs sekretarek. Wieczorne zajęcia w szkole i ranki wypełnione nauką wyczerpywały cały zapas jej sił.

Zanim się Kate zorientowała, nadeszły święta. To Della i Donald ustawili choinkę, Della i Donald pakowali prezenty dla dziewczynek, Della upiekła świąteczne ciasteczka. Kate leżała w łóżku, przestała chodzić do pracy i na kurs. Zaczęła zaniedbywać dziewczynki, ale sprawiała wrażenie osoby, która nie potrafi się otrząsnąć z apatii. Jeszcze bardziej schudła, stała się jeszcze bardziej zrzędliwa. Coraz częściej Della musiała siłą wyciągać ją z łóżka i zmuszać, by wzięła prysznic.

Z któregoś pokoju dobiegły ją melodie kolęd. I jakieś szepty. A może to tylko złudzenie? – pomyślała. Ostatnio niczego nie była pewna. Może jeśli poleży wystarczająco długo, umrze. Czuła się taka zmęczona, taka wyczerpana. Patricku, gdzie jesteś? Obiecałeś mi jutro. Oto nadeszło. Ukryła twarz w poduszce, jej chudymi ramionami wstrząsnęły spazmy.

W korytarzu dziewczynki szeptały do siebie.

– Chcę ją tylko zobaczyć. Może obudzi się, jak się wślizgniemy. Będę cicho, Betsy, obiecuję – mówiła Ellie błagalnym tonem.

– Mamusia nie chce nas widzieć. Dziś wieczorem przyjdzie święty Mikołaj, a nawet nie upiekła nam ciasteczek. Della powiedziała, że nie wolno nam do niej wchodzić.

– Nie obchodzi mnie to – zapiszczała Ellie. – Proszę, Betsy, pozwól mi spojrzeć na nią tylko jeden raz. Tylko trzymaj mnie za rękę. Czy mamusia nadal będzie leżała w łóżku, kiedy przyjdzie wielkanocny zajączek? To jeszcze dużo czasu, prawda?

– Wiele dni – oświadczyła obojętnym tonem Betsy. – Obiecaj, że nic nie powiesz Delli i Donaldowi, dobrze? Tylko na nią spojrzymy. Musisz mi obiecać, Ellie.

Ellie przestępowała z nóżki na nóżkę.

– Obiecuję – powiedziała i Betsy oblizała usta. Tatuś mówił, że tylko próżniaki leżą bez powodu w łóżku. Serduszko biło jej jak oszalałe, kiedy podprowadziła siostrzyczkę do łóżka matki. Chciałaby, żeby żaluzje były podniesione, by mogła ja lepiej widzieć. Nagle ogarnął ją lęk i zaczęła żałować, że tu weszła. Czuła w swojej dłoni wilgotną rączkę Ellie.

Podeszły na paluszkach do łóżka. Betsy spojrzała na leżącą na nim nieznajomą kobietę. Rączka sama sięgnęła do lampki nocnej. Pokój zalało różowe światło. Oczy jej zrobiły się okrągłe, kiedy spojrzała z bliska na matkę. Zrobiła krok do tyłu, ciągnąc za sobą Ellie. Matka wcale nie udawała lenia.

Lenie wyskakują z łóżka, kiedy włącza się światło, a potem się śmieją. Lenistwo to taka gra. Instynktownie wyczuła, tak jak potrafią to tylko dzieci, że przyszłość jej i jej siostry zapowiada się smutno.

– Co się stało z włosami mamusi? – szepnęła Ellie.

– Tak wyglądają włosy, kiedy się ich nie myje – odpowiedziała cicho Betsy.

– Dziwny tu zapach – zauważyła Ellie.

– Czuję – szepnęła Betsy.

– Jeśli mamusia na zawsze zostanie w łóżku, czy to znaczy, że już nie mamy mamusi? Jesteśmy bez tatusia. Jeśli zaczniemy płakać, czy nas przytuli i wstanie? – spytała płaczliwie Ellie.

Po policzkach Betsy płynęły łzy. Nie wiedziała, co odpowiedzieć siostrze. Co będzie, jak ich mama umrze, bo nie myje włosów i nie bierze prysznica? Co się stanie, jeśli tatuś nigdy nie wróci do domu? Zacisnęła powieki. Jest dużą dziewczynką i nie powinna płakać bez powodu. Tak mówił tatuś. Ale w tej chwili tak bardzo cierpiała, że nie wiedziała, co robić.

Zrobiła kilka kroków, aż znalazła się tuż obok łóżka. Padła na kolana. Jedną ręką złapała się materaca, w drugiej ściskała dłoń siostry.

– Mamusiu – szepnęła. Nie usłyszała odpowiedzi, więc znów szepnęła, zbliżywszy buzię na odległość kilku centymetrów do twarzy matki.

– Betsy, czy mama umarła? – spytała Ellie. – Chcę, żeby mnie przytuliła.

– Obiecałaś, że będziesz cicho – syknęła Betsy.

– I co z tego. Obudź ją.

Kiedy Betsy znalazła się tak blisko matki, ogarnął ją nagle lęk. Może rzeczywiście mama umarła. Kiedy człowiek nie żyje, nie porusza się. Potem idzie do nieba, gdzie przebywają wszyscy zmarli. Pragnęła obecności tatusia bardziej, niż prezentów, bardziej niż świątecznego indyka, bardziej niż choinki. Tatuś wziąłby mamusię z łóżka. Jej tatuś potrafił zrobić wszystko.