Выбрать главу

Wyciągnęła rączkę, by dotknąć ramienia matki. Cofnęła się gwałtownie, kiedy Kate otworzyła oczy.

– Przepraszam… Mamusiu, chciałam cię obudzić – powiedziała Betsy. – Czy ty umierasz? Ellie chce, żebyś ją przytuliła. Czy jesteś leniuszkiem?

Chciała uciec, nie patrzeć na tę kobietę, która była ponoć jej matką. Tatusiowi też nie spodobałoby się, że mamusia wygląda tak okropnie.

Kate patrzyła na swe wylęknione córeczki, nie rozumiejąc, co robią w jej pokoju. Nie miała pojęcia, która godzina ani nawet jaki dziś dzień.

– Dziś wieczorem przyjdzie święty Mikołaj – powiedziała zapłakana Ellie.

Kate ujrzała jak przez mgłę Patricka. Ładnego, rezolutnego chłopczyka z zardzewiałym rowerkiem, na którym wszędzie jeździł.

– Och, Patricku – jęknęła. – Bóg uczynił cię aniołem. – Czy ty umierasz? – pisnęła Ellie.

Betsy czekała na odpowiedź matki. Sprawa była za poważna, by jej mama skłamała. Usłyszała, jak Ellie powtarza pytanie. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Nagle matka powiedziała z rozbawieniem w głosie:

– Nie wydaje mi się.

– Och, jak dobrze – krzyknęła uradowana Ellie.

Betsy wybiegła z pokoju. Kamień spadł jej z serca. A więc Bóg nie zamierza uczynić ich sierotami.

– Gdybyśmy zostały sierotami, tatuś nie wiedziałby, gdzie nas szukać – szepnęła. – Wiedziałam, że nie zrobisz nam czegoś takiego w same święta.

Kate wcisnęła głowę w poduszkę. Wigilia. Znów się zdrzemnęła. Śnił jej się mały chłopczyk z twarzą aniołka na zardzewiałym rowerku, skrzydła szeleściły mu na wietrze, gdy mijał jej dom.

– Patricku.

* * *

Kate obudziła się ze straszliwym bólem głowy. Wiedziała, że to wciąż Wigilia, bo słyszała, jak dziewczynki śpiewają „Jingle Bells”. Ellie paplała coś o świętym Mikołaju, wchodzącym przez komin. Musi wstać i wziąć udział w tym, co się działo w drugim pokoju. Udało jej się narzucić szlafrok. Weszła chwiejnym krokiem do kuchni. Della, Donald i dziewczynki spojrzały na nią szeroko otwartymi oczami. Della wysłała dzieci do pokoju dziennego, wręczywszy im słodkie ciasteczka w kształcie choinki.

– Cieszę się, że wstałaś – oświadczyła Della cierpkim tonem. – Mam ci coś do zakomunikowania. Przykro mi, że powiem ci to akurat dziś, bo to Wigilia. Zaraz po świętach odchodzę. Donald poprosił mnie o rękę, a ja… zgodziłam się.

Gdyby Kate nie patrzyła na Dellę, zauważyłaby zdumienie, malujące S1? na twarzy właściciela domu.

7 – Ale… nigdy nie wspomniałaś, że chcesz odejść – zawołała. – Nie możesz… co bez ciebie zrobią dziewczynki?

Serce jej biło, w głowie czuła pulsowanie.

– Kate, jestem tylko twoją gosposią. To ty jesteś ich matką. Gdzieś po drodze o tym zapomniałaś. To ciebie potrzebują, nie mnie. Są święta, a nie ruszyłaś palcem, by w czymś pomóc, dziewczynki stały ci się tak obojętne, że nie potrafisz się zmobilizować do jakiegokolwiek działania. Zapamiętają to. Jeśli nie umiesz się nimi zająć, opieka społeczna umieści je w rodzinach zastępczych. Jak wytłumaczysz to swemu mężowi, kiedy wróci? Zostawił dzieci pod twoją opieką wierząc, że… że będziesz czekała na jego powrót. Tymczasem ty wylegujesz się w łóżku, nie chcesz jeść i wszystko zostawiasz na moich barkach. To nie może dłużej trwać. Starzeję się, jeśli tego nie zauważyłaś. Donald obiecał, że uczyni moje życie lżejszym.

– To egoistyczne podejście – wymamrotała Kate.

– Może powinnaś spojrzeć w lustro, wtedy zobaczyłabyś, kto tu jest egoistą. Przestałaś płacić rachunki. Wiesz, że zaraz po świętach elektrownia odetnie nam dopływ prądu? Nie mamy drewna, by rozpalić w kominku, Donald kupuje dla nas żywność. Płacz nic tu nie pomoże. Mam już dosyć twoich łez i użalania się nad sobą. Twój mąż byłby bardzo rozczarowany twoim zachowaniem.

Ciałem Kate wstrząsał szloch, po policzkach płynęły jej łzy. Otarła oczy rękawem szlafroka.

– Okropnie mnie boli głowa – powiedziała. – Miałam sen… okropny sen… Śniło mi się, że byłam dzieckiem, mieszkaliśmy w Westfield. Do domu tuż za rogiem właśnie wprowadził się Patrick z rodzicami. Miał… miał ten swój stary, zardzewiały rowerek i przejeżdżał na nim obok naszego domu. W tym śnie… pochylił się nad moim łóżkiem, gdzie leżałam ja, taka, jaka jestem teraz. Powiedział, że jest sierotą czy coś w tym rodzaju. Chciałam go objąć ramionami, ale nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Miał dziwny głos, jakby płakał. Patrick nigdy nie płakał. Bardzo się tym szczycił. Nie rozumiem tego, Dello. Jak można nigdy nie płakać? Ja wciąż beczę. Przynosi to taką ulgę… Mężczyźni… mężczyźni też powinni płakać. Boże, ten ból głowy mnie zabije.

– Wiecznie boli cię głowa, a jak nie głowa, to brzuch, albo łapie cię skurcz, albo okazuje się, że zaatakował cię jakiś wirus. Litrami pijesz czarną kawę, palisz papierosy, na kupno których cię nie stać, nie jesz. Nic dziwnego, że wiecznie coś ci dolega… Zostanę na święta, bo nie mogę pozwolić, by dziewczynki znów przeżyły rozczarowanie. Przez cały tydzień szykowały dla ciebie prezenty. A co ty masz dla nich? – Della odwróciła się do kuchenki, mrugnąwszy porozumiewawczo do Donalda, któremu oczy wprost wyłaziły z orbit.

– Pierwsze święta nie były takie złe – powiedziała niepewnie Kate. – Miałyśmy listy od Patricka i wierzyłyśmy, że na następne Boże Narodzenie wróci do domu. Tymczasem nie ma go z nami…

– Ale ty jesteś. I musisz dać z siebie wszystko. Jestem już zmęczona twoim wiecznym zawodzeniem. Wiem teraz, po kim ma to Ellie. Betsy jest taka jak ojciec. Nie powinnaś zrzucać na Betsy odpowiedzialności za Ellie. 2marnujesz im życie – powiedziała cicho Della. Kate zgarbiła się.

– To prawda. Masz rację… Czy naprawdę Donald kupuje dla nas jedzenie? – Odwróciła się, by spojrzeć na niego i napotkała smutny wzrok Donalda. – Kocha pan Dellę?

Donald poruszył gwałtownie grdyką, sterczącą w jego chudej szyi. Nie spodziewał się takiego pytania, ale skoro już mu je zadano, odparł szczerze:

– To wspaniała kobieta. Mężczyzna, który ją dostanie, może się uważać za szczęśliwca. A odpowiedź na pani pytanie brzmi: tak, kocham ją.

– Jak to możliwe, że o tym nie wiedziałam? – spytała Kate, nie kryjąc zdumienia.

– Bo wyrzuciłaś nas wszystkich ze swego życia, oto dlaczego – odparła Della.

– Przepraszam. Czy dziewczynki mnie nienawidzą?

– Ależ Kate, skądże znowu. Tylko nie rozumieją, co się dzieje. One ciebie potrzebują. Chcą z tobą rozmawiać, chcą, byś je czasem przytuliła. Są takie wrażliwe. Betsy ma problemy w szkole, a Ellie… Ellie zaczęła okropnie kłamać.

Kate skinęła tylko głową, bo nie była w stanie powiedzieć ani słowa.

– Jest mnóstwo poczty, Kate. Od przeszło miesiąca nie przeglądasz korespondencji.

Kate znów skinęła głową.

– Przydałaby mi się pomoc przy indyku. Chcę dzisiaj upiec chleb. Obiecałam to Betsy. Donald zamierza powiesić kolorowe lampki na drzwiach. Zanim się wezmę do roboty, mogę ci przygotować późne śniadanie, jeśli jesteś głodna.

– Tak. Tak, bardzo proszę. Zrób mi jajka na boczku i nalej soku. Ale najpierw muszę wziąć prysznic. Pomogę ci przy indyku. I przy pieczeniu chleba. Chcę zagnieść ciasto.

Delli aż zaparło dech. Donald uniósł wzrok.

– Jak umyjesz głowę, może zwiążesz włosy wysoko wstążką? Zrobiła ci ją Betsy kilka dni temu – powiedziała Della, wyciągając z jednej z szuflad pomiętą, czerwoną wstążkę z zakręconymi końcami. – Na razie włóż ją do kieszeni, jest już tak pognieciona, że nic jej nie zaszkodzi. Pod koniec Betsy zniechęciła się mówiąc, że i tak cały jej trud na nic, bo nie wstaniesz z łóżka.