Выбрать главу

– O Boże – jęknęła Kate. – Dello, co się ze mną dzieje?

Z ust Delli popłynął potok hiszpańskich słów. Kiedy doszła do puenty, jak zwykle przerzuciła się na angielski.

– Dostałaś się w szpony diabła i nie starałaś się z nich uwolnić, ot, Co się stało – oświadczyła tryumfującym tonem, pomagając Kate wstać z krzesła.

Kate odwróciła się do Delli i powiedziała:

– To nie diabeł, tylko to cholerne wojsko i rząd. Jak się nad tym zastanowić, chyba są w zmowie z diabłem.

Della cmoknęła zgorszona, słysząc język Kate. Donald zachichotał.

– Zdaje mi się, że podziałało – szepnęła Della, kiedy Kate nie mogła słyszeć ich głosów. – Wiem, że jestem cudowną istotą, ale czy nie kłamałeś mówiąc, że mnie kochasz? I czemu ktoś tak wspaniały jak ja miałby chcieć poślubić takiego starego chudzielca, jak ty?

Donald podrapał się w brodę.

– Cóż, jesteś gruba, a nie widzę nikogo lepszego ode mnie, dobijającego się do twych drzwi. Jestem dobrym, uczciwym człowiekiem, mam kapitalik w banku, otrzymuję przyzwoitą emeryturę. Wyszykowałem ten dom dla ciebie. Nie musiałem tego robić. Zabieram cię na bingo i oddaję ci swoją kartę, kiedy wygrywam, a ty nie. Chodzę do kościoła i daję na tacę. Jestem uczciwym człowiekiem, panno Dello. Kiedy chce mnie pani poślubić?

– Czemu miałabym…

– Proszę nie udawać teraz takiej skromnisi. Zadałem pytanie i oczekuję szczerej odpowiedzi. Przyznaj się, że nigdy nie proszono cię o rękę i nie wiesz, jak się zachować.

– Przypuszczam, że mogłabym gorzej trafić. Przysięgnij, Donaldzie, że zaopiekujesz się mną i tą nieszczęsną rodziną. Nie chciałabym kiedykolwiek znaleźć się na ulicy, bez własnego domu. A groziło mi to, gdyby nie Kate.

Donald uniósł ręce do góry.

– Spójrz na mnie, kobieto – wykrzyknął. – Kto, do cholery, opiekuje się wami wszystkimi, odkąd Kate wpadła w tarapaty? Dobrze, skończmy z tym. Kiedy ślub?

– W czerwcu – oświadczyła kwaśno Della. – Powiemy Kate, że przestraszyłeś się i odłożyłeś ślub do czerwca. W ten sposób uratujemy twarz, a Kate niczego się nie domyśli. Udało nam się nią nieźle potrząsnąć. Donaldzie, a teraz zabierz się lepiej do wieszania lampek. I pamiętaj, żeby poprowadzić je wzdłuż dachu i powiesić też kilka mrugających światełek na drzewie.

– Zrzędzisz, Dello.

– I nie zapomnij zrobić czerwonych strzałek. W przeciwnym razie Ellie będzie mazała się dzień i noc. Czy uwierzysz, że ten mały brzdąc martwi się, że święty Mikołaj nie wie, gdzie się przeprowadziła? Boi się, że Mikołaj do niej nie trafi. Donaldzie, zrób czerwone strzałki, bo inaczej to biedactwo będzie miało zepsute całe święta.

– Zrobiłem je wczoraj w warsztacie. Teraz muszę jedynie ułożyć na ziemi. Pomalowałem je wieczorem.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Della zrobiła kilka piruetów. Kate otrząsnęła się z apatii, a jej oświadczył się kawaler, posiadający własny dom i emeryturę. Święta Bożego Narodzenia to rzeczywiście okres cudów.

* * *

Jest ciemno, ale nie aż tak, żeby się bać, pomyślała Betsy, wysuwając się spod kołdry. Podeszła na paluszkach do drzwi, starając się nie obudzić siostry. Wyjrzała na korytarz, sapiąc z przejęcia. Święty Mikołaj jak zawsze zostawił zapalone trzy światełka. Była już w połowie korytarza, kiedy zatrzymała się, zastanowiła chwilkę i doszła do wniosku, że nie wierzy w świętego Mikołaja. Odwróciła się na pięcie, by wrócić do pokoju. Posuwając się cicho w ciemnościach, wymacała oprawione zdjęcie ojca. Przytuliła je do piersi i ponownie udała się do pokoju dziennego.

Choinka była tak piękna, że aż chciało jej się płakać. Zaczęła głęboko wdychać powietrze, rozkoszując się zapachem igliwia.

Ta chwila należała do niej i do tatusia. Opadła na kolana przed jodłą i przebiegła wzrokiem po prezentach, leżących pod drzewkiem.

– Wesołych świąt, tatusiu – szepnęła. – Dla ciebie jest to i jeszcze tamto. Od Ellie ten z zieloną wstążeczką. Ja przewiązałam swój czerwoną, bo wiem, że lubisz czerwony kolor. Ten płaski zrobiłam dla ciebie w szkole – wymamrotała, biorąc do ręki pakunek wielkości notatnika. – Prezent od Ellie to ten z przyklejonym na wierzchu makaronem. Wiem, co to jest, ale obiecałam, że nie powiem. Nie powiedziałam nawet mamusi. Muszę jeszcze poszukać prezentu dla ciebie od mamusi. Schowamy je wszystkie do szafy i wręczymy ci, kiedy wrócisz. Jest dla ciebie wydzielona cala półka. Stoją tam też nasze koszyczki wielkanocne. Mamusia powiedziała, że kiedy zabraknie miejsca na półce, poprosimy Donalda, by zrobił drugą. Nigdzie go nie widzę, tatusiu – szepnęła. – Mamusia nie zapomniałaby. Musi być z tyłu, za innymi. – Zaczęła grzebać wśród pudelek, ale nie mogła znaleźć prezentu dla tatusia, podpisanego ręką mamy. Poczuła na dłoni gorącą łzę. Otarła oczy rękawem piżamki.

Betsy znowu sięgnęła po zdjęcie Patricka i przytuliła je do piersi.

– Wiem, że nie powinnam płakać, ale dziś wcale się nie czuję, jak duża dziewczynka. Tęsknię za tobą. Mamusia jest chora i dziwnie wygląda. Ellie powiedziała, że mamusia brzydko pachnie.

Z jej ust padały słowa jedno za drugim, niektóre niewyraźne, niektóre Pełne lęku i złości.

– Przed feriami panna Roland przeczytała nam historię sierotki, której nikt nie kochał. Wszyscy oprócz mnie płakali. Sierotka nosiła łachmany, nie miała co jeść. Ogrzać się mogła jedynie od pieska, którego znalazła. Był równie głodny, jak ona. Dziewczynka miała tyle lat, co Ellie. Straciła mamusię i tatusia. Jakiś dobry pan idąc ulicą zobaczył ją i jej pieska. Zabrał Marthę i pieska do swojego domu, dał dziewczynce gorącego kakao i dużą kanapkę z galaretką. Pieskowi też nalał do miseczki trochę kakao i dał mu kawałek mięsa. Do pokoju weszła pani i usiadła obok dziewczynki. Piesek wskoczył jej na kolana. Objęła i pocałowała dziewczynkę. Pieska też. Pozwoliła, by polizał jej twarz. Nie zważała na zarazki. Przede wszystkim myślała o dziewczynce i jej piesku. Kiedy już się najedli i rozgrzali, pani i pan zaprowadzili ich na górę, wykąpali i położyli do łóżeczka. Pocałowali na dobranoc i przez całą noc przy nich czuwali. Martha nie była już sierotą. Kiedy wrócę do szkoły, muszę umieć wyjaśnić morał tego opowiadania. To nasza praca domowa. Pulchnymi paluszkami powiodła po konturze twarzy Patricka, po policzkach płynęły jej łzy.

– Kocham cię, tatusiu. Wesołych świąt.

Kate stała w drzwiach do kuchni, nie mogąc oderwać wzroku od córki. Powinna podejść do swej pierworodnej, pocałować ją i przytulić, powiedzieć, że jest kochana, ale za długo zwlekała. Ściskając w rączkach zdjęcie tatusia, dziewczynka pobiegła do swojego pokoju.

– Mój Boże – szepnęła Kate. – Co ja zrobiłam temu dziecku?

Kate pobiegła korytarzem do pokoju córki i otworzyła drzwi. Betsy leżała zwinięta w kłębek pod kołderką.

– Betsy – szepnęła zdławionym głosem. – Betsy, kochanie…

Padła na kolana i pozwoliła płynąć łzom. Dziewczynka nie poruszyła się. Kate wyciągnęła rękę, ale zaraz ją cofnęła. Odpowiedni moment minął. Umarła też część Betsy; czuła to.

– Wesołych świąt, skarbie – szepnęła.

4

Nie wiedział, dzień czy noc, pada deszcz czy świeci słońce. Nie wiedział, jaki jest miesiąc, nie mówiąc już, jaki dzień. Jedyne, co wiedział, to że znajduje się w pomieszczeniu nie większym od trumny. Mógł stać lub siedzieć, ale nie miał możliwości położyć się ani nawet wyciągnąć nóg.