Выбрать главу

– W takim razie to nie będzie kłamstwo. O której godzinie musisz być w domu?

– Kiedy włączą latarnie. Chyba o wpół do ósmej. A ty?

– O ósmej. Odprowadzę cię.

– Zgoda.

– Jeśli wygram wyścig w workach, dam ci swoją nagrodę.

– Dlaczego?

– Bo jesteś dziewczynką. Chłopcy nie bawią się pluszowymi zwierzątkami ani kukiełkami, tylko obdarowują nimi dziewczynki. Ty jesteś dziewczynką.

– To będzie mój pierwszy prezent od chłopca – powiedziała uszczęśliwiona Kate.

– Nie mów tak, Kate. To wygrana, a nie prezent. To różnica. Poza tym nikomu o tym nie mów.

– Czy to ma być tajemnica? Nie wiem, czy potrafię dochować i tajemnicy.

– Kurczę, oczywiście, że to tajemnica, i lepiej się przed nikim nie wygadaj. W przeciwnym razie nie będę się już z tobą kolegował.

– Dobrze, nic nie powiem. Patricku, masz jakieś tajemnice?

– Pewnie, że mam, kurczę. Chłopaki zawsze mają jakieś swoje tajemnice. Chcesz poznać jedną?

– Zdaje się, że powiedziałeś, iż nie wolno zdradzać nikomu tajemnic – zauważyła cierpko Kate.

– Tę mogę ci zdradzić, bo dotyczy mnie, a nie kogoś innego. Kiedyś zostanę lotnikiem – powiedział rozmarzonym głosem. – Jak będę przelatywał nad twoim domem, wybiegnij na podwórko. Zakołyszę skrzydłami, żebyś wiedziała, że to ja.

– Och! – wykrzyknęła Kate. Oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdumienia. – To wielki sekret.

– Nie chcesz się podzielić ze mną jakimś swoim sekretem?

– Chciałabym zostać matką. Najlepszą matką na świecie.

Patrick zrobił lekceważącą minę.

– Wszystkie dziewczynki zostają kiedyś matkami. Nie chciałabyś zostać kimś wyjątkowym?

– Bycie najlepszą matką na świecie to coś wyjątkowego. I właśnie tylko tego chcę. Uważasz, że to za mało? – spytała Kate, robiąc czubkiem bucika dziurę w ziemi.

– To znaczy, że brak ci wyobraźni – skrzywił się Patrick.

– W takim razie, kim według ciebie powinnam zostać?

– Gwiazdą filmową. To coś wyjątkowego. Kiedy dorośniesz, będziesz piękna. Możesz być moją dziewczyną.

– Naprawdę, Patricku?

– Naprawdę. Tylko nikomu o tym nie mów.

– Och, obiecuję, że nie powiem. Ile będziemy wtedy mieli ląt?

– Piętnaście.

– Będziesz mnie zabierał na szkolne zabawy?

– Oczywiście.

– I będziesz mi dawał bukieciki?

– Oczywiście, z tych małych, białych kwiatków, przypominających dzwoneczki. Ślicznie pachną.

– Och! – wykrzyknęła Kate. Patrick sięgnął po jej dłoń.

Kiedy zawlekli go z powrotem do celi, jego twarz przypominała krwawą miazgę. Ale on wciąż widział dwójkę dzieci, trzymających się za ręce i idących na festyn.

Od tamtego dnia Kate była jego.

Nieważne, co z nim zrobią, i tak nigdy nie odbiorą mu Kate.

Skulił się w kącie, podtrzymując zdrową ręką lewą, złamaną. Wyszeptał imię swej żony.

– Obiecuję ci jutro, Kate… i jakoś dotrzymam słowa. Nigdy cię nie okłamałem, Kate – wymamrotał.

5

Był kwiecień 1973 roku. Upłynęło blisko dwa i pół roku od dnia, kiedy w progu jej domu stanął Nelson Collier, a Kate nadal nie wiedziała o losach Patricka więcej, niż owego dnia.

Nie była już tamtą dawną Kate. Uważała się za nową, ulepszoną wersję Kate Starr. Trochę przytyła, zniknęły cienie pod oczami, stała się bardziej zdecydowana. Zrezygnowała z pracy w księgarni i zatrudniła się na niepełny etat w firmie architektonicznej. Pisała na maszynie z prędkością pięćdziesięciu słów na minutę, stenografowała. Czasami, kiedy architekci potrzebowali jakieś szkice budynku przed zakończeniem prac budowlanych, Kate wykonywała rysunki za dodatkowym wynagrodzeniem. Lubiła swoją pracę, bo miała wolne ranki. Mogła być z Ellie, nadal udzielać się w pracy społecznej na rzecz Ligi Rodzin i spotykać się z innymi kobietami, znajdującymi się w podobnej sytuacji jak ona. Stopniowo odzwyczaiła dziewczynki i siebie od codziennego pisania listów do Patricka, bo zajęcie to zbyt je przygnębiało. Pisały list raz w tygodniu, w niedzielne popołudnie.

W maju, po kwietniowych deszczach, dzięki którym zakwitły różnobarwne, wiosenne kwiaty, posadzone przez dziewczynki wokół domu, Kate znalazła w skrzynce trzy listy bez adresu zwrotnego. W każdej kopercie był czek, wystawiony na nią, na czterysta dolarów, do zrealizowania w Wells Fargo Bank. Nie miała pojęcia, kto przysłał czeki ani dlaczego. Nazwisko było napisane bezbłędnie, koperty prawidłowo zaadresowane. Na białej kartce papieru bez żadnego nagłówka ktoś wystukał na maszynie: ZA WYŚWIADCZONE USŁUGI. PATRICK STARR 400 DOLARÓW. Koperty opatrzone były tym samym datownikiem, co świadczyło o tym, że listy wrzucono do skrzynki jednego dnia. Na kartkach papieru widniały daty: 1 marca, 1 kwietnia i 1 maja.

Przez chwilę Kate wydawało się, że serce wyskoczy jej z piersi. Patrick żył i wykonywał jakąś superpoufną misję dla rządu. Cóż innego mogło oznaczać sformułowanie: „wyświadczone usługi”? Marzec, kwiecień, maj – właśnie minęły. Tysiąc dwieście dolarów to mnóstwo pieniędzy, może zaszaleć – pójdzie do fryzjera, zapłaci w końcu Delli za to, że pomogła jej w krytycznym momencie życia. Kupi dziewczynkom nowe buty, a sobie – materiały malarskie. Albo – do głosu doszła jej przezorna natura – zainwestuje pieniądze, jeśli naprawdę należą do niej. Może część wyda, zapłaci Delli, a resztę zainwestuje.

Mając pod ręką notatnik z telefonami, Kate zadzwoniła do kilku kobiet ze swojej grupy pytając, czy kiedykolwiek dostały takie tajemnicze czeki. Tylko jedna, Bethany Warren. Bethany zawsze sprzeciwiała się propozycjom zwrócenia uwagi opinii publicznej na ich sytuację. Kate jej się specjalnie nie dziwiła: mąż Bethany figurował na liście jeńców, a nie zaginionych.

– Nic nie rozumiem – powiedziała cicho Kate. – Kto przysłał te czeki? Dlaczego akurat teraz, po tylu miesiącach? Czy to znaczy, że Patrick żyje? Błagam, Bethany, muszę to wiedzieć – zwróciła się do niej Kate.

– Kate, moja sytuacja różni się od twojej. Mam pięcioro dzieci i nie utrzymałabym się z żołdu Michaela. Uważam, że powinnaś skontaktować się z osobą, opiekującą się twoją sprawą. Jeśli chcesz, możemy pod koniec tygodnia pójść na kawę. – Ostatnie zdanie wypowiedziała tak zalęknionym głosem, że Kate spostrzegła, iż Bethany drży na całym ciele.

– Świetnie. W piątek po pracy, w Mabel’s Cafe.

– Kate – powiedziała z wahaniem Bethany – nie realizuj tych czeków, dopóki nie będziesz pewna, że słusznie robisz. Chodzi mi o to, że jakoś sobie radzisz, masz gosposię i pracę, która może ci kiedyś dać więcej pieniędzy, niż przeciętna pensja. Do zobaczenia w piątek.

Kate, zaintrygowana, zadzwoniła do Billa Percy’ego i poprosiła go o spotkanie. Obiecał, że wstąpi do niej wieczorem w drodze powrotnej do bazy na pustyni. „Przyjadę koło dziesiątej” – powiedział. Wsunęła czeki, koperty i pisemka za okładkę książki kucharskiej Betty Crocker.

To ważna sprawa, ale znacznie ważniejsze w tej chwili było uszycie atłasowego woreczka na „święto ząbka”. Wczoraj poszła do banku i poprosiła o nową, lśniącą ćwierćdolarówkę na „święto ząbka”. Dziś zanim Ellie położy się spać, wypadnie jej pierwszy mleczak. Kate skończyła szyć atłasowy woreczek i schowała go do szuflady. Ellie będzie taka szczęśliwa. Musi jej zrobić zdjęcie i wysłać je Patrickowi.

Dzisiaj Kate siedziała w domu, bo pracowała co drugą sobotę. Della i Donald zabrali Ellie do ogrodu zoologicznego. Zaproponowali, że zaczekają, aż Betsy wróci ze szkoły, ale dziewczynka oświadczyła, że nie znosi zapachu zwierząt. Oznaczało to, że Kate ma wolne do czasu, kiedy trzeba będzie odebrać Betsy ze szkoły. Musiała podzwonić, napisać kilka listów, ułożyć plany na jutro.