Выбрать главу

– Nie muszę niczego przemyśliwać. Zaraz pójdę poszukać Donalda. Dziękuję, mamusiu.

– Nie ma za co. Po to są mamusie.

Betsy pobiegła do piwnicy i wybuchnęła potokiem słów.

– Donaldzie, Donaldzie, bardzo proszę, żebyś poszedł ze mną do szkoły w zastępstwie tatusia. Mamusia mi wszystko wytłumaczyła. Zgadzasz się? – Zacisnąwszy za plecami rączki w piąstki, czekała w napięciu na odpowiedź Donalda.

Donald udał, że się zastanawia.

– Czy potrzebna będzie tabliczka informująca, że jedynie zastępuję twojego tatę?

– Nie. Wszyscy wiedzą, gdzie jest mój tatuś. Wyjaśnię, że jesteś kimś w rodzaju dziadka. Donaldzie, ile masz lat? – spytała głosem pełnym obawy.

– Na pewno dość, by być twoim dziadkiem – zaśmiał się Donald. – Podoba mi się pomysł wystąpienia w roli dziadka. Wystarczy, jak się odszykuję, czy też wiążą się z tym jakieś specjalne obowiązki?

– Nie. Po prostu idź obok mnie, a kiedy będziemy jeść, usiądź razem ze mną. Kiedy cię będę przedstawiała, musisz wstać i powiedzieć, jak się nazywasz. Ile trzeba mieć lat, żeby umrzeć? – spytała niespodziewanie.

Donald, zaskoczony, poprawił okulary na nosie. To, co teraz powie, ma ogromne znaczenie, więc musiał uważnie dobierać słowa.

– Skarbie, ludzie umierają niezależnie od wieku. Czasami umierają niemowlęta. Czasami młodzież szkolna. Młodzi mężczyźni giną na wojnie. Umierają nie tylko ludzie starzy, tacy jak ja, którzy już swoje przeżyli. Czemu o to pytasz?

– Nie chcę być sierotą. Przyzwyczaiłam się do ciebie. Mam prawdziwych dziadków, ale nie interesują się mną i Ellie. Ojciec taty jest już bardzo stary. Mamusia mówi, że wszystko zapomina. Moi drudzy dziadkowie są zajęci opieką nad pradziadkami. Wszyscy o nas zapomnieli z wyjątkiem ciebie i Delli. Nie chcę, żeby coś się wam stało. Czasem się bardzo o was boję.

Donald wziął głęboki oddech, podniósł dziewczynkę i posadził ją sobie na kolanach.

– Skarbie, strach to ludzka rzecz. Ja też się czasem boję. Della również. Twoja mamusia od dawna żyje w wiecznym lęku. Ale musimy jakoś żyć, modlić się i nie tracić nadziei. Jesteśmy teraz rodziną, a członkowie rodziny troszczą się nawzajem o siebie.

Betsy wtuliła się w ramiona Donalda.

– Kiedy wróci tatuś, zostaniesz z nami? Nie chcę, żebyś nas opuszczał. Kocham cię. Kocham Dellę. Nie chcę tęsknić za tobą i Dellą tak, jak teraz tęsknię za tatusiem. Nie chcę drugi raz przeżywać tego uczucia. Donaldzie, przyrzeknij mi, że nie umrzesz. Proszę – powiedziała Betsy płaczliwym tonem.

– Skarbie, nie mogę ci tego obiecać. Nikt nie zna dnia swojej śmierci. Wie to tylko Bóg. Ale zapewniam cię, że nie umrę tak szybko. Prawdopodobnie nie opuszczę tego świata, póki nie skończysz studiów. A więc upłynie jeszcze niezły kawałek czasu. Zdążysz się mną znudzić i mieć mnie dosyć – zażartował.

– Nieprawda. Chcę, żebyś zawsze był z nami. Tatuś pokocha ciebie i Dellę. Założę się, że coś wam da za to, że się nami opiekowaliście. Jak myślisz, Donaldzie, co to będzie takiego?

Donald roześmiał się.

– Wielkie, czerwone taczki.

– Błyszczące – dodała rozbawiona Betsy.

– Z grubymi, zielonymi oponami – powiedział Donald.

– A na rączce przymocujemy dzwonek. W tę niedzielę napiszę do tatusia list, wspomnę w nim o Bożym Narodzeniu i o taczkach.

– To wspaniały pomysł, moja panienko – oświadczył Donald i przytulił dziewczynkę.

– Mamusia stała się teraz o wiele spokojniejsza. Donaldzie, czy umiesz dochować tajemnicy?

– Nikt na świecie nie potrafi lepiej ode mnie dotrzymać sekretu – odparł Donald z poważną miną.

– Alice Baker powiedziała, że kiedy człowiek umrze, wkłada się go do pudła i zamyka. Potem umieszcza się to pudło w dole w ziemi i zasypuje. Nie można się z niego wydostać. Człowiek już nigdy się nie budzi i zamienia się w proch. Ludzie sadzą w tym miejscu kwiatki, a potem umieszczają posąg anioła, na którym wypisane jest imię i nazwisko zmarłego. Alice jest bardzo zdolna, ma same piątki. Jest również pupilką nauczycieli. Powiedziała, że była świadkiem tego wszystkiego po śmierci swej babci. Czy naprawdę tak się dzieje?

Donald zasępił się. Zamiast odpowiedzieć dziewczynce, sam zadał pytanie:

– Czy niepokoi cię to?

– Uhm. Mamusia nie wstawała z łóżka. Dziwnie wyglądała, nie uśmiechała się. Nie potrafię być sierotą. Nie chcę być sierotą. Ellie cały czas by płakała. Tatuś powiedział, że powinnam się nią opiekować. Jeśli… Jeśli zostałybyśmy sierotami, nie mogłabym się nią opiekować.

– Nie musisz się tym martwić. Twoja mamusia świetnie daje sobie radę. Przez jakiś czas jakby nie była sobą, ale teraz jest już wszystko w porządku. Musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie będziesz się zamartwiała takimi rzeczami. Jeśli znów coś cię zaniepokoi, przyjdź do mnie, to o tym porozmawiamy. Kiedy się rozmawia, wszystkie problemy przestają być takie poważne. Założę się, że lepiej się teraz czujesz.

Betsy uśmiechnęła się, objęła go rączkami za szyję i przytuliła z całej siły.

– Kocham cię, Donaldzie. Kocham cię prawie tak, jak tatusia. Nie mogę cię kochać tak samo, jak jego, bo on… on… jest mój własny.

– Rozumiem – odparł Donald, tłumiąc śmiech. – Skoro rozwiązaliśmy wszystkie poważne problemy, przejdźmy do spraw naprawdę istotnych, na przykład, co zrobić, by twój wulkan buchał dymem.

– Czy to będzie najlepszy model wulkanu w całej klasie?

– Niewykluczone, Betsy. Niewykluczone.

– Kocham cię, Donaldzie. Naprawdę.

Później, kiedy rozsiadły się już przed telewizorem, Della oświadczyła:

– Donald jest w siódmym niebie. Chodzi rozpromieniony. Nie chcę wiedzieć, co powiedziałaś Betsy, ale cokolwiek to było, dziewczynka znów jest taka, jak dawniej. Nigdy nie widziałam Donalda równie szczęśliwego. Naprawdę pragnie iść z Betsy do szkoły. Wypastował buty, jutro wybiera się do fryzjera. Chce, żebym zrobiła im zdjęcie, kiedy będą wychodzili z domu.

– Betsy boi się, że Donald umrze, bo jest stary – powiedziała Kate – i nie będzie nikogo, kto by ją tulił i śpiewał jej piosenki. Oto cały sekret, Dello. Kocha go i boi się, że zacznie go kochać więcej, niż własnego ojca. Wytłumacz to później Donaldowi, dobrze?

– Jeśli to zrobię, nie da się z nim żyć. Już puszy się jak paw. Jednak powiem mu to, bo jest takim wspaniałym człowiekiem. Kate, tworzymy jedną, szczęśliwą rodzinę.

– Wiem. Jeszcze chwila i się rozczulimy. Minął kolejny kryzys. Chciałabym, żeby wszystkie problemy dawało się tak łatwo rozwiązywać.

– Pora na kakao – powiedział Donald, podchodząc do kobiet. – Prawie dziewiąta.

– Zawołaj dziewczynki, zrobimy ciągutki.

Della wskazała na kominek, gdzie leżały już długie kije.

– Donald wszystko przygotował.

Kiedy na ekranie telewizora pojawiła się twarz prezydenta Nixona, Kate spuściła głowę i zmówiła krótką modlitwę.

– Słyszeliście? – spytała dziesięć minut później. – Dwudziestego siódmego stycznia podpiszemy traktat pokojowy. To już za cztery dni. Pierwsza grupa jeńców wojennych wróci do kraju za dwa tygodnie. Dwa tygodnie, Dello! Do marca wszyscy już będą w domach. Patrick też wróci, prawda? Boże, musi z nimi wrócić!