Выбрать главу

– Patrick nie jest jeńcem, figuruje na liście zaginionych. Bill, gdzie jest mój mąż? Wy go tam wysłaliście, więc wy powinniście go odszukać. Przez jedenaście lat karmiliście mnie tą samą starą śpiewką. Mam już tego dosyć. Oddałam wam swojego męża, a teraz mi mówicie, że nie możecie go znaleźć, że nie macie żadnych danych. Cóż, oświadczam, że nie zostawię tak tej sprawy. Wyślę list do prezydenta, do wszystkich na świecie, jeśli będę musiała. Chcę wiedzieć, co się stało z ojcem moich dzieci, z moim mężem. Zajmujecie się wyłącznie tymi swoimi ściśle tajnymi bzdurami i kłamstwami, którymi nas karmicie. Aż trudno mi uwierzyć, jak niegodziwie potraktowaliście mnie i dziewczynki. To nie fair. Zostałyśmy odstawione do lamusa. Nie widzisz, że niszczycie nam życie?

– Kate, jak tylko będę coś wiedział, zadzwonię do ciebie. Życzę a wesołych świąt.

– Ty sukinsynu! – Kate zasłoniła usta ręką i odwróciła się do swych przyjaciół. – Przepraszam, nigdy w życiu tak nie zaklęłam. Ale wprawia mnie w taką… w taką wściekłość. Myśli, że mną zawładnął, że nic nie zrobię. Życzył mi wesołych świąt. Zrzuciłabym mu prosto na głowę dziesięciotonową skałę!

– Uspokój się, Kate, wiedziałaś, że to powie – odezwał się Donald.

– Łudziłam się nadzieją, Donaldzie. Boże, jak łudziłam się nadzieją – powiedziała smutno Kate. – Myślałam, że jeśli go postraszę, otrzymam najmniejszy choćby okruch informacji. Ale nikt się tym nie przejmuje. Dlaczego?

– Nie wiem. Jutro wyślij swoje listy. Byłem w kościele, nabożeństwo zaplanowane jest na dwudziestego siódmego grudnia na dziesiątą. Razem z Dellą wybraliśmy ładne miejsce i zamówiliśmy nagrobek. Znajomy facet przyjedzie rano i zawiezie pudła z rzeczami osobistymi Patricka na cmentarz. Zamierzasz je otworzyć?

– Nie sądzę, bym się na to zdobyła, Donaldzie. Nie, nie, nie zrobię tego. Nie chcę, żeby Ellie jeszcze ciężej to przeżywała. Zadzwoniłam do adwokata, którego mi polecił mój dawny szef, spotka się ze mną jutro. Jest weteranem wojny wietnamskiej. Stwierdził, że nic mi nie policzy za poradę, dacie wiarę? Powiedział… powiedział, że to dla niego zaszczyt wziąć udział w nabożeństwie w intencji Patricka, jeśli chcę, może wygłosić kilka zdań. Zgodziłam się wiedząc, że nie wyduszę z siebie ani słowa. Ktoś powinien coś powiedzieć, nie jakiś obcy pastor, którego Patrick nigdy nie widział na oczy. Uważam, że słusznie zrobiłam. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. A co wy myślicie?

– Uważam, że dobrze postąpiłaś – uznał Donald. Della skinęła głową.

– W takim razie ustalone. Nad grobem Patricka przemówi Nicholas Mancuso. Jest bardzo miły, spodoba się wam. Mówił to, co należało: że wie, jak się czuję, jak pracują faceci w rodzaju Percy’ego. Powiedział również: „Nie wierz w te ich bzdury, kilku naszych chłopców nadal tam przebywa”. Nosi bransoletkę z napisem „Zaginiony”, jak my wszyscy. Podniósł mnie na duchu. Stwierdził, że ten pogrzeb nimi wstrząśnie.

– Ellie pracuje do późna – wtrąciła się Della. – Może nie powinnam ci tego mówić, ale ten dzieciak wziął dodatkowe godziny, by móc ci kupić coś ładnego na Gwiazdkę. Nie wydaj mnie tylko, że wiesz, ani się na nią nie gniewaj za te dodatkowe godziny pracy.

– Dobrze, Dello. Nie spodziewam się wprawdzie żadnej poczty od Betsy, ale mimo to ciekawa jestem, czy przyśle nam kartkę z życzeniami?

– Przykro mi, Kate, ale jest tylko zwykła poczta.

Kate wysłała listy nazajutrz z samego rana. Nie łudziła się zbytnio, że prezydent Stanów Zjednoczonych lub redaktor poważnego „New York Timesa” odpowiedzą jej.

Jakoś przeżyła dni do Bożego Narodzenia, choć była przewrażliwiona, poirytowana i w złym humorze. Bardzo płakała, pakując rzeczy Patricka. Z własnej woli robiła to, co miliony ludzi robią po śmierci swych najbliższych.

– Może… może źle robię, Dello – zapytała zduszonym głosem. – Równie dobrze mogłabym umieścić te pudła w piwnicy. Nigdy do niej nie schodzę, nie musiałabym ich oglądać, ale wiedziałabym, że tam są. Nadal byłabym Kate Starr, żoną zaginionego kapitana Starra. Czy naprawdę słusznie postępuję?

– Jeśli chcesz zacząć wieść normalne życie, to robisz dobrze. A co ty czujesz? – spytała cicho Della.

Kate kopnęła pudło, stojące u jej stóp.

– Że robię dobrze i źle. Mój Boże, jeśli jakimś cudem Patrick wróci? Jak mu to wyjaśnię? Pomyśli… Boże, nie wiem, co sobie pomyśli… – Zgarbiła się niedostrzegalnie. – Ale obawiam się, że już za późno, by się wycofać.

Della poklepała Kate po ramieniu.

– Przed chwilą użyłaś właściwego słowa. To byłby cud, gdyby Patrick wrócił, a ostatnio cuda rzadko się zdarzają. Oboje z Donaldem uważamy, że jesteś dzielna i trzeźwo patrzysz na życie. A więc słusznie robisz. Idź teraz na górę się ubrać. Zniosę te rzeczy do piwnicy i włożę do starego kufra Donalda. W każdej chwili mogą się po nie pojawić.

Nie musiała Kate prosić dwa razy. Ellie siedziała na górze i kończyła się czesać.

– Jak wyglądam, mamo?

– Ślicznie, Ellie. Twój ojciec byłby… byłby taki… Och, nie potrafię dziś logicznie myśleć – powiedziała z roztargnieniem Kate. – Chodź do mnie do pokoju, porozmawiamy, kiedy się będę ubierała.

Ellie przyglądała się, jak matka wkłada ciemnobrązową wełnianą sukienkę z rozkloszowaną spódnicą. Ścisnęła się w talii złoto – brązowym plecionym paskiem, który Ellie zrobiła dla matki na obozie, kiedy miała jakieś dziesięć lat. Kate uczesała się, umalowała usta i nałożyła odrobinę różu na policzki. Na koniec okręciła szyję jasnopomarańczową apaszką.

– Musimy pamiętać, że to nie pogrzeb, tylko nabożeństwo. A może jednak pogrzeb? – spytała Kate gwałtownie.

– Przypuszczam, że trochę jedno, trochę drugie. Chowamy wszystko, co pozostało po tacie.

Kate ściągnęła pomarańczową apaszkę.

– Właśnie tak to traktuję. Tak, tak powinnyśmy o tym myśleć. Kiedy wrócimy do domu, będzie… będzie po wszystkim.

Możemy przez kilka dni sobie popłakać. A w Nowy Rok… wstaniemy i… i zaczniemy od początku. Nie wiem, co się zdarzy tego dnia… prawdopodobnie ogarnie nas smutek i… prawdopodobnie będziemy miały poczucie winy. Nie wiem czemu zawsze, kiedy myślę o waszym ojcu, czuję się winna. Potrafisz to wyjaśnić? Ellie potrząsnęła głową.

– Jeśli mi wolno snuć przypuszczenia, powiedziałabym, że to dlatego, że nadal żyjesz, podczas gdy tata zginął. Czas wychodzić, mamo.

Wzięła matkę pod rękę.

– Betsy mi nigdy tego nie wybaczy – stwierdziła Kate. – Ani tobie, że brałaś w tym udział.

– Wiem. Czy wyglądam na zmartwioną? W ubiegłym tygodniu napisałam do niej list. Nie denerwuj się, bardzo miły list. Wyjaśniłam, co czuję i co według mnie ty czujesz. Zganiłam ją, że nie dała nam adresu ani numeru telefonu, pod którym mogłybyśmy się z nią skontaktować. Jej wyjazd na święta był niewybaczalny.

– Ellie, rozumiesz, że decydując się na ten krok rezygnuję z żołdu twojego ojca? Będzie nam trudniej, a nie mogę dłużej brać pieniędzy od Delli i Donalda.

– Nie przejmuj się tym. Jeśli będzie trzeba, mogę się żywić pieczoną fasolą i grzankami. Latem zatrudnię się na pełny etat, jeśli okoliczności mnie zmuszą – pójdę do miejscowego college’u. To dla mnie nieistotne. Ważne, że to, co teraz robimy, wywrze wpływ na całe nasze przyszłe życie. No, rozchmurz się nieco, bo inaczej Della wybuchnie płaczem, a kiedy Della płacze, do wycierania łez potrzebne są ręczniki – powiedziała Ellie, siląc się na lekki ton.