Выбрать главу

– Dla mnie to samo – powiedział Gus, oddając kelnerce menu. – Jak Ellie? – zwrócił się do Kate.

Pokraśniała.

– Zeszłego roku jesienią zdała w końcu ostatnie egzaminy na biegłą księgową. Jest prawdziwą księgową, byłam jej pierwszą klientką. A właściwie firma „Rysunki architektoniczne”. Jestem z niej taka dumna.

Gus roześmiał się.

– Wyobrażam sobie. Nadal mieszkasz w tym samym domu z pięknym ogrodem?

– Niestety nie. Trzy lata temu jakiś przedsiębiorca budowlany postanowił kupić cały ten teren, trzy czy cztery ulice. Wszyscy sprzedali swoją ziemię prócz Donalda. Przetrzymał go do ostatniej chwili, by wywindować cenę, i dostał masę pieniędzy – naprawdę masę – za dom, który wynajmowałam, swój dom oraz jeszcze jeden, który też wynajmował ludziom. Ponad rok gnieździliśmy się we czwórkę w mieszkaniu, a w tym czasie budował się nasz nowy dom. Jest śliczny, bardzo nowoczesny, wszędzie drewno sekwojowe i szkło. Donald kazał wybudować na działce również domek dla gości, myślałam, że zamieszkam w nim z Ellie, ale nawet nie chciał o tym słyszeć. A więc mieszkamy w wielkim domu, a on z Dellą w domku gościnnym. Mamy basen, przebieralnię i garaż na trzy samochody. – Kate pomyślała, jakim wdzięcznym słuchaczem jest Gus. – Ach, i jeszcze jacuzzi. Specjalnie dla Donalda. Zainstalowaliśmy takie… takie specjalne urządzenie, które przenosi go z wózka inwalidzkiego do wanny, w ubraniu i we wszystkim. Ubóstwia w niej siedzieć, przynosi mu to prawdziwą ulgę.

– Lubię jacuzzi. Mają jedną w ośrodku gimnastycznym, do którego chodzę. Czy kiedykolwiek z niej korzystałaś?

– Raz czy dwa. Zanim umieścimy w niej Donalda, a potem go wyciągniemy, jesteśmy zbyt zmęczone, by same z niej skorzystać.

Kelnerka nalała im piwo. Gus uniósł szklankę.

– Za co wypijemy?

Kate udawała, że się zastanawia.

– Za przypadkowe spotkanie? Za przyjaźń? Za lotniska? Czy też za to wszystko?

Gus skinął głową. Stuknęli się szklankami. Kelnerka przyniosła sandwicze – ciepłe, ociekające aromatyczną, brązową musztardą.

– No, wreszcie jest mi dobrze – powiedział Gus, pałaszując. Jest miły, pomyślała Kate. Lubię go.

– Powiedz mi teraz o sobie – poprosiła. Ostra musztarda sprawiła, że do oczu napłynęły jej łzy.

– Cóż, nie napisałem jeszcze artykułu na miarę nagrody Pulitzera. Ale wiesz, że pewnego dnia go napiszę. Mam na koncie kilka interesujących publikacji i swoją porcję wierszówek. Za swoją pensję na pewno nie kupię jacuzzi, by zainstalować na podwórku domu przy Czterdziestej Dziewiątej Ulicy. Moja matka mówi, że jeśli człowieka stać na kupno jednego garnituru rocznie, opłacenie czynszu, jedzenie oraz na to, by co niedziela położyć trochę pieniędzy na tacę, nie ma powodów do narzekań.

– Mądra kobieta – powiedziała uśmiechając się Kate. Ciekawa była, jak to jest, kiedy się ma przyjaciela, do którego można zadzwonić o każdej porze, by sobie porozmawiać.

– A jak tam twoja starsza córka Betsy? Kate odłożyła sandwicza.

– Rzadko z nią rozmawiam. Chce zrobić doktorat. Obecnie wykłada na uniwersytecie Villanova. Widzimy się raz do roku i mniej więcej raz do roku do mnie dzwoni. Nigdy mi nie wybaczyła tego… „pogrzebu”, który urządziliśmy. Aktywnie działa w kilku organizacjach. Nie rozmawia ze mną o tym, co robi. Skąpe informacje o niej zawdzięczam Ellie, która dowiaduje się wszystkiego od koleżanki Betsy. – Zawahała się. – Wiesz, kiedy wyprowadzaliśmy się z naszego dawnego domku, najbardziej mi było żal ogródka Betsy. Pamiętasz tę wspaniałą tęczę z kwiatów, które zasadziła wokół domku? W ciągu ostatnich trzech lat setki razy próbowałam odtworzyć tamten ogród, ale bez powodzenia. Ellie mówi, że Betsy sadziła je z miłością i czystym sercem, dlatego Bóg sprawił, że tak pięknie rosły. Zanim się wyprowadziliśmy, zrobiłam jego zdjęcie z dachu domu sąsiadów. Powiększyłam je i wisi teraz nad kominkiem. Sądzę, że w tej chwili to jedyna rzecz, której żałuję. – Kate wzięła sandwicza i znów zaczęła jeść.

– Dokąd zamierzasz jechać? – spytał Gus. – Może zjedlibyśmy razem kolację?

– Przecież już jemy – roześmiała się Kate. – Zamierzałam jechać do Westfield i odgrzebać stare wspomnienia, ale skoro spotkałam ciebie, sądzę, że pojadę prosto do Toms River. Chciałabym tam dotrzeć przed zmrokiem. – Opowiedziała mu o domu swego teścia. – Niemniej jednak dziękuję za zaproszenie. Ten olbrzymi sandwicz wystarczy mi do jutrzejszego ranka.

– Kocham plażę, słońce, błękitne niebo – powiedział tęsknie Gus.

– Nie obawiasz się czerniaka? – spytała Kate.

– Stosuję krem z filtrem ochronnym numer piętnaście. Latem udaje mi się trzy, cztery razy wyrwać do Point Pleasant. Zawsze lubiłem plaże.

Kate wiedziała, że przymawiał się o zaproszenie. Wypada jej czy nie? Zdecydowanie nie. Bezwzględnie nie.

– Może przyjedziesz na weekend. W sobotę rano albo w niedzielę, jeśli wolisz. Przygotuję obiad. – Śniadanie. Zdecydowanie nie. Bezwzględnie nie. – Albo, jeśli odpowiednio wcześnie wyruszysz, nawet śniadanie.

– Naturalnie, że przyjadę. Dziękuję za zaproszenie. Czy byłaś kiedyś w Atlantic City?

– Nie, nigdy. Nie jestem hazardzistką.

– Ja też nie, zbyt ciężko pracuję, by zarobić pieniądze. Ale to przyjemny sposób spędzenia sobotniego wieczoru.

– Tylko we dwójkę? – spytała Kate i mało nie ugryzła się w język.

– Z parą przyjaciół. Wydaje im się, że wygrają majątek. Ja się im tylko przyglądam.

– Nie masz dziewczyny? – spytała Kate. Poczuła, że uszy zrobiły jej się czerwone. Cóż, u diabła, się z nią działo? To szczeniak, sympatyczny szczeniak. Miał najwyżej trzydzieści jeden lat. Między nimi było przynajmniej czternaście lat różnicy.

– Umawiam się od czasu do czasu z dziewczynami, ale to nic poważnego. Podobnie jak ty, mam bardzo mało czasu. Przeważnie pracuję nad jakimś artykułem. Ejże, cóż to za ponura mina? Słuchaj, mam referencje. Nie jestem nieznajomym, już się kiedyś spotkaliśmy. Lubią mnie dzieci i psy. Starsi ludzie uważają, że jestem sympatyczny. Mam przyzwoitą pracę. Nie palę i nie piję. No, prawie nie. – Uśmiechnął się, kiedy Kate zapaliła papierosa i poczęstowała go. Wziął bez wahania. – Okropny nałóg.

– Najgorszy z możliwych. Ale jeśli traktować je jako środek antystresowy, a picie jako sposób na polepszenie nastroju, nie wygląda to tak źle. To mój pierwszy urlop od pięciu lat.

– Niedobrze – powiedział. – Trzeba sobie robić przerwy, nawet jeśli miałby to być tylko weekend spędzony w hotelu. Pilnuję, by co roku gdzieś wyjeżdżać. Wracam pełen energii i jadu. Wstydź się – zganił ją żartobliwie.

– To nie takie proste, kiedy się ma własną firmę. Trzeba nad wszystkim czuwać. Zatrudniłam dwie osoby, przeniosłam się do większego biura. Ale nie zdobyłam jeszcze mocnej pozycji na rynku. Nie mogę powiedzieć, że klienci walą drzwiami i oknami, ale cieszę się dobrą opinią, moje ceny nie są wygórowane. Możesz wierzyć lub nie, ale nie przyjmuję zlecenia, jeśli nie mam stuprocentowej pewności, że właściwie się z niego wywiążę. Mam pieniądze na koncie, oddałam dług Delli i Donaldowi, stać mnie było na college zarówno dla Ellie, jak i dla Betsy, teraz płacę czesne za studia doktoranckie starszej córki – powiedziała z dumą Kate.

– A kiedy cię poznałem, głowiłaś się, skąd wziąć pieniądze na szkołę dla Ellie. Powinnaś być z siebie dumna.

– Jestem. Chociaż sama nigdy bym tego nie osiągnęła. Codziennie dziękuję Bogu za tych dwoje.

Pojawiła się kelnerka z rachunkiem. Gus wręczył jej dwadzieścia dolarów.

– Zdaje się, że chce nam dać do zrozumienia, byśmy zwolnili stolik. Kate uniosła głowę i zobaczyła ludzi, stojących przed wejściem.