Выбрать главу

– Chyba masz rację, mam również nadzieję, że nie myliłeś się odnośnie do naszego bagażu. Wzdragam się na samą myśl, że miałabym iść na plażę w tym kostiumie i w szpilkach.

– Nie martw się. Pożyczyłbym ci gatki i podkoszulek – powiedział Gus, biorąc jej podręczną torbę. Kate potknęła się pewna, że ma twarz równie czerwoną, jak dywan, po którym stąpała.

Walizka Kate stała razem z sześcioma innymi na końcu taśmy.

– W takim razie do zobaczenia w sobotę, Gus. Dziękuję za lunch, bardzo mi smakował.

– Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się Gus. – Do zobaczenia – powiedział i pocałował ją lekko w policzek, zanim pobiegł, by złapać autobus.

Kate uśmiechała się przez cały czas, kiedy załatwiała wypożyczenie samochodu. Uśmiechała się, kiedy składała podpis i odbierała kluczyki. Nagle jakieś gwałtowne poruszenie za nią sprawiło, że się odwróciła. Nigdy w życiu nie widziała nikogo tak skonanego: kręcone włosy miał zmierzwione, ciężka torba zsunęła mu koszulę z ramienia, oczy przepełniało… czy to było przerażenie?

– Co się stało? – spytała z niepokojem Kate.

– Zapomniałaś mi dać adres! – wysapał Gus. Po twarzy płynęły mu strużki potu.

– Och. Nie spytałeś – próbowała się tłumaczyć Kate. – Zaraz ci zapiszę.

– Jezu, tylko nie to. Będzie to znaczyło, że muszę postawić wszystkie te torby, a w życiu nie uda mi się znów ich pozbierać. Powiedz mi, gdzie to jest.

Kate roześmiała się.

– Rosemont Road 88.

Gus pobiegł truchtem z powrotem do autobusu, torby obijały mu się o nogi, a on mruczał w kółko pod nosem:

– Rosemont Road 88. Rosemont Road 88.

Kate na zmianę to się uśmiechała, to chichotała, kiedy wyjeżdżała wynajętym samochodem, kierując się na autostradę.

Jakie zabrała ze sobą ubrania? Za nic nie mogła sobie przypomnieć. Cóż, zawsze może iść do sklepu i coś sobie kupić. Co wkłada na plażę czterdziestoczteroletnia kobieta, która umówiła się z mężczyzną czternaście lat od siebie młodszym? Nie była wprawdzie brzydka, ale nie mogła się równać z tymi wszystkimi plażowymi ślicznotkami, opalonymi na brąz, w skąpych kostiumach bikini. Jęknęła, czując brzemię każdego ze swych czterdziestu czterech lat.

Może pobiegają sobie po plaży. Bieganie to dobra rzecz. Czy ma wystarczająco jędrne uda? Nie, bieganie to nie najlepszy pomysł. Spodenki do joggingu z cienkiej bawełny. Obszerna bluza, też z cienkiej bawełny. Przynajmniej nie będzie widać jej białej skóry i… lekkiej odwagi. Może zdecyduje się na tę jedną z indiańskich, bawełnianych szat, które kobiety wkładają na plażę. Zakrywały wszystko.

Boże a co będzie, jeśli Gus zacznie się do mej… zalecać? Jak powinna się zachować? Czyżby ponosiła ją fantazja? Zawsze miała bujną wyobraźnię. Przyjedzie tylko na jeden dzień. Żeby się wyrwać z miasta i… i tyle. To nic złego, kiedy dwoje ludzi spaceruje sobie plażą, je razem, rozmawia, idzie się czegoś napić. I co z tego, że on ma koło trzydziestki a ona skończyła czterdzieści cztery lata? Wiedział, ile ona ma lat. Wiedział o mej wszystko. Ellie powiedziałaby „Rany, ale on jest słodki”. Kate wybuchnęła śmiechem, skręcając na podjazd.

Do soboty pozostał tylko jeden dzień.

11

Był to schludny, mały, czteropokojowy domek w osiedlu dla emerytów. Ojciec Patricka należał do ludzi niezwykle pedantycznych, podobnie jak jego syn. Stały tu stare, zniszczone, dawno niemodne meble. Kate przesunęła dłonią wzdłuż oparcia kanapy i poczuła łzy w oczach. Ile razy siadali na niej z Patrickiem i oddawali się pieszczotom? Kanapa musiała mieć przynajmniej pięćdziesiąt lat, ale nie sprawiała wrażenia grata, choć ten stary, zniszczony, poplamiony mebel trudno byłoby również nazwać antykiem.

Pod wieloma względami dom ten przypominał pomnik ku czci Patricka. Wszędzie stały i wisiały jego zdjęcia. Kate poczuła wyrzuty sumienia, że tak mało uwagi poświęcała teściowi, ale starszy pan Starr był samotnikiem, nie lubił okazywać nikomu zainteresowania ani miłości. Wysyłała mu kartki, drobne upominki na Dzień Ojca, na urodziny i Gwiazdkę. Regularnie wysyłała mu szkolne zdjęcia dziewczynek, choć nigdy jej nie odpisywał.

Chodząc po domu czuła się jak intruz, mimo że należał teraz do niej. Może nie powinna go wynajmować. Co zrobiłaby z rzeczami swego teścia? Wysłała je do Kalifornii? Trzymała w piwnicy lub garażu do swej śmierci? Lepiej niech dom stoi pusty, będzie płaciła podatki oraz ubezpieczenie i dzięki Bogu, że ją na to stać.

Zajęła się pracą. Wypakowała walizkę, uprała pościel, starła kurze. Naczynia, które jak przypuszczała, przydadzą jej się tu podczas pobytu, włożyła do zmywarki. Była jedenasta wieczorem, kiedy schowała odkurzacz do szafki.

Kate przyjrzała się sobie krytycznie w lustrze, wiszącym w łazience. Wyglądała wystarczająco dobrze, by iść do Pizza Hut na kolację, a do 7-Eleven na śniadanie. Zjadła, wzięła prysznic i o wpół do pierwszej była już w łóżku, ale nie mogła usnąć. Uliczne latarnie wypełniały pokój żółtawą poświatą, mimo że białe rolety opuściła do samego dołu. Z komody spoglądał na nią ze zdjęcia Patrick. Wstała, położyła ramkę ze zdjęciem tak, żeby go nie widzieć, i wróciła do łóżka. Ale sen wciąż nie nadchodził. Znów wstała i wsunęła zdjęcie do górnej szuflady komody. Kiedy się ponownie położyła, natychmiast usnęła. Spała twardo do samego rana. Obudził ją o szóstej świergot ptaków.

Dobry Boże, co ze sobą zrobi przez cały dzień? O ósmej może pójść do sąsiadów i poprosić, by pozwolili jej skorzystać z telefonu. Zadzwoni do spółki telefonicznej, by włączyli jej aparat. Potem może porozmawiać z Dellą i Ellie, później zatelefonować do firmy i porozumieć się z sekretarką. Może iść na zakupy albo pospacerować plażą, ale to wiązało się z koniecznością jazdy samochodem. „Jesteś leniwa, Kate Starr” – mruknęła, nalewając kawę do glinianego kubka.

Patrick siadał za tym stołem do posiłków od czasu, gdy stał się wystarczająco duży, by jeść razem z dorosłymi. Blat był porysowany i zniszczony. Ona też jadła kilka razy przy tym stole, kiedy Patrick zapraszał ją do dawnego domu swych rodziców w Westfield. Teraz pozostały jedynie wspomnienia. Szkoda, że nie ma żadnego męskiego potomka, który podtrzymałby tradycję rodu Starrów. Kiedy chodziła w ciąży z Ellie, była tak pewna, że urodzi chłopca. Udało jej się nawet przekonać Patricka. Jak wyraźnie pamiętała jego rozczarowaną minę, kiedy dowiedział się, że ma drugą córkę. Może dlatego Betsy stała się jego ulubienicą. Może złożyło się na to wiele przyczyn, pomyślała smutno.

– Ciekawa jestem – powiedziała na głos – jakie to uczucie pocałować innego mężczyznę. – Podparła brodę rękami próbując sobie przypomnieć, co czuła, kiedy całował ją Patrick. Musiało być cudownie, bo było im dobrze w łóżku, czasami. Lubiła rozmowy do poduszki, ale Patrick zazwyczaj od razu usypiał, a kiedy miała mu to za złe, mówił: „Skarbie, powinnaś się z tego cieszyć. Było wspaniale i kompletnie mnie wyczerpałaś”. Wspomnienie, nic więcej.

– Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek cię lubiłam, Patricku. Wiem, że byłam w tobie zakochana, ale nie wydaje mi się, bym cię lubiła – wymamrotała Kate, przełykając kawę. – A odkrycie tego zajęło mi osiemnaście lat. – Zrobiła błąd przyjeżdżając tutaj; powinna zostać w Kalifornii, a dla odprężenia chodzić do biblioteki. Nie potrzebowała tych wypraw szlakiem wspomnień. Wszystko to miała już za sobą.

W łazience wciągnęła parę dżinsów, trochę za szczupłych w pasie, i włożyła kolorowy bawełniany podkoszulek. Bose stopy wsunęła w adidasy. Było coś, czym mogła się zająć; mogła wrócić do Westfield, kupić kwiaty, a potem pójść na cmentarz, na którym pochowano jej teścia. Zatrzyma się przy pierwszej napotkanej budce telefonicznej i zadzwoni do spółki telefonicznej. W ten sposób nie będzie musiała niepokoić sąsiadów.