Выбрать главу

Kiedy zatrzymała się przed swym dawnym domem, przyszło jej do głowy słowo „pielgrzymka”. Natychmiast je wyrzuciła z myśli. Przyjechała tu tylko popatrzeć, przekonać się, jak wyglądają rodzinne strony. Dom wydał się jej zaniedbany, w szczelinach na podjeździe rosła trawa. Murawa w niektórych miejscach była brunatna, w innych widniała goła ziemia. W jednym z okien widniała pęknięta szyba, farba z drzwi wejściowych odłaziła.

W oknach na piętrze nie dostrzegła firanek. Nic nie czuła, kiedy skręciła za rogiem i znalazła się przed dawnym domem rodziców Patricka. Gapiąc się na fasadę domu przypomniała sobie Patricka, zbiegającego po schodkach, by się z nią spotkać na chodniku, pod klonem. Setki razy całował ją pod tym drzewem. Tam, gdzie na powierzchni sterczały korzenie, płyty popękały. Przypomniała sobie, że kiedy tulili się pod parasolowatymi gałęziami, chodnik był idealnie równy.

Kate odjechała, nie oglądając się za siebie.

Na lunch poszła do Burger Kinga; zamówiła podwójnego cheeseburgera i dużą porcję frytek. Powiedziała sobie, że musi się porządnie najeść, by mieć siły na wyprawę na cmentarz. Potem wypaliła dwa papierosy, wypiła letnią colę, starając się o niczym nie myśleć. Był to daremny trud. W końcu z piskiem opon ruszyła z parkingu i skręciła na szosę.

Cmentarz był mały, cichy i spokojny. Wśród krótko ostrzyżonej trawy wiły się kręte, brukowane alejki. Kate wiedziała, gdzie pochowani są państwo Starr, bo przychodziła tu z Patrickiem na grób jego matki, kiedy mieli po kilkanaście lat. Siedzieli razem na trawie, Patrick był smutny, a ona trzymała go za rękę. Mówił, że bardzo brak mu matki, ojciec jest zbyt pochłonięty własnym cierpieniem, by zwracać uwagę na syna. Patrick Starr senior nie należał do osób wylewnych. Był surowy, nieustępliwy.

– Niech pańska dusza spoczywa w pokoju, panie Starr – powiedziała Kate, kładąc wiązankę różowobiałych kwiatów w pobliżu nagrobka. W połowie brukowanej alejki zawróciła. Pochyliła się i rozplatała drut, którym związane były łodygi kwiatów. Wybrała siedem najpiękniejszych i położyła je pod kamieniem z napisem CHARLOTTE STARR. ŻONA. MATKA. Nagle spostrzegła obok puste miejsce. Nigdy przedtem go nie widziała, może nie zwróciła na nie uwagi. Czemu Starrowie je kupili? – zapytała samą siebie. Czy niektóre rodziny zawsze kupują dodatkowe miejsce na cmentarzu? Kogo zamierzali tu… Zesztywniała. Może chcieli tu pochować Patricka. O Boże!

Kate wstała pośpiesznie, przydeptując sznurowadło. Zaczęła biec, sznurowadło uderzało o bruk.

Wsunęła się do samochodu. Łapczywie chwytała powietrze. Mucha bzyknęła jej koło nosa i wyleciała przez okno po stronie pasażera. Trzęsącymi się dłońmi zapaliła papierosa, zaciągnęła się, krztusząc dymem. Cała drżała. Na czoło wystąpiły jej kropelki potu i potoczyły się do oczu. Czy zdobyłaby się na odwagę, by wykopać rzeczy, należące do Patricka, i przywieźć je tutaj? Czy miało to jakieś znaczenie? Wyrzuciła przez okno do połowy wypalonego papierosa i zapaliła następnego.

Nerwowo wychyliła się przez okno samochodu i obejrzała się pewna, że rodzice Patricka obserwują ją, czekając na jej decyzję. Należeli do siebie, tworzyli rodzinę. Ile miejsc kupiła na cmentarzu, kiedy postanowiła pogrzebać rzeczy Patricka? Jedno? Dwa? Nie mogła sobie przypomnieć. Jeśli kupiła tylko jedno, to znaczy, że nie będzie miejsca dla niej, kiedy… kiedy… Jeśli przeniesie rzeczy męża, kto spocznie obok niej, gdy nadejdzie jej czas? Jakiś cholerny nieznajomy, ot kto. O Boże, o Boże.

Wyrzuciła drugiego papierosa. Mucha wróciła i brzęczała jej nad głową. Spróbowała ją zabić, ale nie udało się jej.

– Cholera!

Znów wystawiła głowę przez okno i krzyknęła:

– Dobrze już, dobrze, oddam wam go… a raczej jego rzeczy. Może każę wykopać dwie skrzynie, które przekazały mi władze, i przywieźć tu dla… dla was. Zatrzymam kufer, byśmy miały gdzie z Ellie… przychodzić. Tak będzie sprawiedliwie.

Odpłynęła chmura, potem druga, aż w końcu ukazało się letnie, błękitne niebo, błękitne jak oczy Gusa Stewarta.

Kate wróciła do domu na krótko przed czwartą. Włączyła radio, telewizor, piekarnik, kuchenkę, toster. W chwilę później wszystko wyłączyła. Musiała się czymś zająć. Gdyby w domu było coś do jedzenia poza dmuchanym ryżem, zjadłaby to. Zawsze jadła, kiedy była przygnębiona. Nastawiła w imbryku kawę. Kiedy woda gotowała się, Kate zadzwoniła do Ellie do pracy.

– Kochanie, posłuchaj mnie i nie mów nic, póki nie skończę, dobrze?

– Oczywiście, mamo – zgodziła się Ellie swym słodkim głosem. Kate zdała jej relację z całego dnia, kończąc słowami:

– Nie wiem, czy słusznie robię, postanowiłam się więc zdać na intuicję. Czy możesz zadzwonić w moim imieniu, poprosić, by przewieźli skrzynie tak, aby znalazły się tu w poniedziałek? Zobaczę, czy uda mi się kogoś znaleźć, kto by je odebrał. Może zrobi to Gus.

– Jaki Gus? – spytała natychmiast Ellie.

Kate wyjaśniła, dodając:

– Przyjedzie jutro. Lubi wybrzeże Jersey.

Ellie roześmiała się.

– Cóż takiego słyszę w twoim głosie, mamo?

– Zdenerwowanie. Słuchaj, Ellie, tylko nic sobie nie wyobrażaj. Jak Donald?

– Bez zmian. Della okropnie się martwi. Przestał jeść. Wczoraj wieczorem siedziałam przy nim całą godzinę namawiając go, by zjadł trochę zupy. Nie znosi, kiedy się go karmi, mamo. Powiedział mi, że czuje się, jakby tracił resztki godności i wprost nie cierpi tego… tego, co mu Della zakłada. Ale się nie martw, troskliwie się nim opiekujemy.

– Wiem, wiem, to straszne, że wiecznie się czymś zamartwiam, ale taka już jestem.

– Jeśli już musisz się czymś martwić, to pomyśl, co włożysz jutro na swoją randkę. Bo to jest randka, mamo, bez względu na to, co powiesz.

– Ellie, to nie jest randka. To jest… to jest… to nie jest randka – powiedziała Kate, oburzona śmiechem córki. – Na litość boską, Ellie, przecież on ma zaledwie trzydzieści lat, a ja jestem czterdziestoczteroletnią kobietą!

– Uhm – mruknęła Ellie. – No więc co zamierzasz włożyć?

– To samo, co mam na sobie teraj, dżinsy i koszulę. To nie randka. Nie chcę też, byś powiedziała o tym Delli i Donaldowi – odezwała się kwaśno Kate. – Nigdy nie daliby mi spokoju.

– Przypadkowe spotkanie na lotnisku. Zdaje się, że nakręcili taki film z Ingrid Bergman czy inną aktorką – oznajmiła dramatycznym tonem Ellie. – Cześć, mamo, zadzwonię, kiedy wszystko tu załatwię.

– Dziękuję, skarbie. Porozmawiamy później.

– Mamo, pamiętasz ten film „Stąd do wieczności” z Frankiem Sinatrą? No wiesz, ten, w którym para, nie pamiętam ich imion, kochała się na plaży. Broń Boże tego nie rób, wiesz, jak nie znosisz, kiedy ci się dostanie piasek pod kostium kąpielowy.

– Ellie! – krzyknęła Kate czując, jak jej płoną policzki. – Nawet nie wzięłam ze sobą kostiumu kąpielowego… – Zorientowała się, że mówi do głuchej słuchawki.

Dlaczego, u diabła, w ogóle wspomniała o Gusie Stewarcie? Ponieważ, przekomarzał się z nią jakiś głos, sama tego chciałaś… Co takiego?

– Cóż za bzdura – mruknęła. Cholerna bzdura. To nie żadna randka. Nie umawiam się na randki. Nigdy nie umówiłabym się z mężczyzną o tyle młodszym od siebie. Dobry Boże, myślisz, że chcę, by ludzie gadali, że lubię młodych? – To nie randka! – jęknęła.

12

Kate siedziała na tarasie przed domem z filiżanką kawy w dłoni, czekając na Gusa. Oczy osłoniła przed słońcem ciemnymi okularami. Obserwowała spacerujące pary w tenisówkach i mokasynach, trzymające się za ręce z czułością lub by pomóc sobie nawzajem iść. Uśmiechnęła się. Park w osiedlu emerytów był ruchliwym miejscem, pomyślała na widok dziarskiego staruszka ubranego w zielono-białe, kraciaste spodnie i elegancki, biały blezer; przejechał obok na trójkołowym rowerze, z przymocowanego z tyłu drucianego koszyka sterczały kije golfowe. Nie mogła się powstrzymać od refleksji, czy oschły ojciec Patricka uczestniczył w zajęciach, organizowanych w osiedlu emerytów. Wątpiła.