– Tak szybko? Myślałem, że zostaniesz dłużej. Powiedziałaś, że zamierzasz tu spędzić cały tydzień.
Zabrzmiało to tak, jakby mnie o coś oskarżał, pomyślała Kate.
– Donald niezbyt dobrze się czuje. Nie chce jeść. Ellie powiedziała, że Della podejrzewa, iż miał niewielki wylew. Przechodzi teraz badania. Muszę wracać do domu.
– Kate, naprawdę bardzo mi przykro. Moja nonszalancja o niczym nie świadczy. Staję się taki, kiedy znajdę się w towarzystwie kobiety, która mi się podoba. Z miejsca zaczynam myśleć, że powinienem być dowcipny i czarujący i… i w ogóle, żeby też się jej spodobać. Nie potrafię umiejętnie postępować z kobietami, a może to one nie umieją postępować ze mną. Chryste, jak nienawidzę tych wszystkich lokali i tego, co człowiek musi robić, by utrzymywać stosunki towarzyskie. Miałem chyba zostać pustelnikiem, żyjącym gdzieś na odludziu albo kimś w tym rodzaju.
Kate zsunęła jajka na talerz, obok boczku położyła idealnie przyrumienioną grzankę. Postawiła talerz przed Gusem, a drugi, dla siebie, naprzeciwko i usiadła. Była zaskoczona, kiedy zmówił modlitwę. Później zastanowi się nad tym, co przed chwilą powiedział.
– Jesteś dobrą kucharką – zauważył Gus, kończąc jajecznicę, kiedy Kate dopiero zabierała się do jedzenia. – Zawsze szybko jadłem – usprawiedliwił się. – Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Wśród jedenaściorga dzieci trzeba było mieć długie ręce, inaczej chodziło się głodnym. Jestem najmłodszy. Boże, chciałbym, żeby matka mogła zamieszkać w podobnym domku. Ma mieszkanie na Brooklynie. Nie chce wprowadzić się do żadnego z nas. Żyliśmy dzięki pomocy społecznej, poza tym matka dorabiała jako gosposia. Mój stary zwiał, kiedy się tylko urodziłem. Polubiłabyś moją matkę, jest jak Della.
Nie rób tego, Kate. Nie angażuj się. Pod żadnym pozorem.
– Szukam lokatora do tego domku – powiedziała, unosząc wzrok znad talerza. – Jest niby mój, a nie mój. Nie mogę go sprzedać. Jeśli twoja matka jest zainteresowana, jeśli gotowa jest płacić podatki oraz za prąd i ogrzewanie, może tu zamieszkać. Jak widzisz, nie ma tu za dużo mebli, ale podatek też jest niski, kilkaset dolarów rocznie. Zdaje się, że dla mieszkańców organizują mnóstwo zajęć. Sądzisz, że spodobałoby jej się tu? Będę się o wiele lepiej czuła wiedząc, że ktoś tu mieszka i troszczy się o ten dom.
Gus przestał jeść i gapił się na nią.
– Kate Starr, żartujesz sobie ze mnie? Chciałem spytać, czy to poważna oferta, czy też tak sobie to wszystko powiedziałaś?
– Mówię poważnie, jeśli o to ci chodzi. Dlaczego kiedy człowiek próbuje zrobić coś dobrego, z miejsca staje się podejrzany? – spytała.
– Jestem nowojorczykiem – oświadczył Gus, jakby się usprawiedliwiał. – Jeśli zdarzy ci się upaść na ulicy, ludzie przejdą po tobie albo cię ominą. Nikt nie chce się angażować. Ja taki nie jestem, ale widziałem, jak postępują inni. Nie chciałem cię urazić.
– Zdaje się, że ostatnio zrobiłam się przewrażliwiona. Nie wiem, co stałoby się ze mną i dziewczynkami, gdyby nie Della i Donald. Staram się odwdzięczyć innym, kiedy mam okazję.
– Kate, chcesz usłyszeć coś smutnego? – Kiedy skinęła głową, powiedział: – Nigdy nie mieliśmy prawdziwego domu. Zawsze gnieździliśmy się w jakichś mieszkaniach, spaliśmy na trzypoziomowych łóżkach, w sześcioro w jednym pokoju. Dziewczynki spały w piątkę, ale wiesz, o co mi chodzi. Jeśli mówiłaś serio, chciałbym skorzystać z telefonu i zadzwonić do swojej matki.
– Proszę bardzo. – Boże, co ona robi? Coś dobrego dla bliźniego. Rodzina ją pochwali. Słuchając rozmowy Gusa z matką, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
– Mamusiu, jesteś tam?’. – wrzasnął. – Mamo, słuchaj, mam dla ciebie niespodziankę. Znalazłem dla ciebie dom w Toms River… Nie, nie, mamo, to w New Jersey, nad morzem. Ma… – Kate podniosła cztery palce. – Cztery pokoje, werandę przed wejściem i drugą od ogrodu. Możesz tam postawić swój bujany fotel. Jest tu trawa, prawdziwa trawa, jak Pan Bóg przykazał, i kwiaty, które rosną w ziemi, a nie w doniczkach.
– Bingo i imprezy – szepnęła Kate.
– Bingo, mamo. Chyba codziennie. I różne zajęcia. Mogę przyjeżdżać na weekendy, by przystrzyc trawę i zebrać liście. Są tu dwa drzewa, wielkie, przypominające parasole…Nie wiem, jak się nazywają, mamo, są zielone i mają brązowe pnie. Jesteś zainteresowana? Możesz się wprowadzić pod koniec przyszłego tygodnia… Będzie cię stać na zamieszkanie, mamo, bo nic nie trzeba płacić za wynajęcie. – Głos Gusa zmienił się, stał się łagodniejszy. – Mamo, czasem dobrzy ludzie robią takie rzeczy dla innych. Należy do mojej znajomej, bardzo dobrej znajomej. Będziesz musiała płacić tylko za elektryczność… Mamo, mówiłem, że nie trzeba płacić za wynajem, nie powiedziałem, że prąd jest za darmo. – Do Kate szepnął: – Będę regulował podatki i rachunki za ogrzewanie. – Słuchał, uśmiechając się do słuchawki. – Tak, możesz zabrać swoje poduszki i kołdry, i szklanki, i lampę. Zdjęcia też. Wszystko, co chcesz. Jest też miejsce na twoją maszynę do szycia. – Spojrzał na Kate, która skinęła potakująco. – Dobrze, mamo, zadzwoń do wszystkich i zacznij się pakować.
Kate uśmiechnęła się. Czuła, że słusznie postąpiła.
– Szalę przeważyło bingo – powiedział radośnie Gus, odkładając słuchawkę. – Jak się mówi dziękuję?
– Właśnie powiedziałeś. Nie sądzę, by mój teść czuł się tu szczęśliwy. Należał do odludków, żył zupełnie sam. Nie wydaje mi się, by wiedział, jak się zaprzyjaźnić z ludźmi, a może nie potrafił się zdobyć na taki wysiłek. O ileż łatwiej siedzieć przed telewizorem.
– Musiał bardzo kochać swego syna, wszędzie są jego zdjęcia.
– Tak, choć nigdy tego nie okazywał, nigdy nie powiedział tego Patrickowi.
– Uważam, że nadeszła odpowiednia pora, by wrzucić naczynia do zlewu i sobie stąd pójść – rzucił lekko Gus.
– Chyba masz rację – zgodziła się Kate. – Słuchaj, a właściwie czemu mamy wkładać naczynia do zlewu? Nie możemy ich… po prostu zostawić?
– Świetny pomysł. Panie przodem – powiedział, kłaniając się nisko. Przez całą drogę na plażę śmiali się i chichotali, żartowali i wygłupiali się. Boże, jaki był miły, jak dobrze się przy nim czuła.
– Nigdy w życiu nie widziałam w jednym miejscu tyle… tyle golizny. Uważam, że noszenie połowy tych kostiumów plażowych powinno być zabronione prawem. Nie obchodzi mnie, czy zabrzmiało to pruderyjnie – stwierdziła Kate, kiedy minęła ich młoda, może siedemnastoletnia dziewczyna, ubrana w dwa kawałki sznurka i niewiele ponad to.
– Może się zdziwisz, Kate, ale zgadzam się z tobą. Szczerze mówiąc wolę bardziej zabudowane kostiumy. Według mnie są bardziej seksowne.
– Mhm – mruknęła jedynie Kate.
Minął ich brązowy adonis w biało-czerwonych slipkach.
– Ładne muskuły – powiedziała Kate i zachichotała. Na widok miny Gusa spoważniała. – To również powinno być zabronione – oświadczyła skromnie.
– Facet prawdopodobnie zażywa steroidy i przez całe życie nie przepracował uczciwie ani jednego dnia. Ja też mam niczego sobie pośladki.
– Ach, tak – mruknęła jedynie Kate.
– Wiesz, że jestem w kwiecie wieku.
– Ach, tak – powtórzyła Kate i spytała ostrożnie: – A właściwie ile masz lat?
– A jak sądzisz? – spytał przezornie Gus.
– Gdybym wiedziała, nie pytałabym – odparła Kate. – Sądzę, że dwadzieścia dziewięć, może trzydzieści. – Boże, był taki młody.
– Skończyłem trzydzieści jeden.
– Kiedy?
– Dwa tygodnie temu – odparł zawstydzony.
No tak, zaraz zapyta, ile ja mam lat. Czekała. Ponieważ się nie odzywał, wypaliła: