– Ja mam czterdzieści cztery. Od przyszłego miesiąca czterdzieści pięć.
– Ach, tak – powiedział Gus. – Wiesz co? To dla mnie nic nowego. Mówiłaś, ile masz lat, kiedy pisałem ten artykuł, który nigdy nie został opublikowany. Przeszkadza ci twój wiek? – spytał zaciekawiony.
Kate unikała jego wzroku.
– To zależy. Jak się ma czterdzieści pięć lat, do pięćdziesiątki zostaje tylko pięć lat. A pięćdziesiątka to półmetek. Czasami wydaje mi się, że nie żyłam, tylko istniałam. Wiele mnie ominęło. Pewnego dnia zostanę za sprawą Ellie lub Betsy babcią. Nie wiem, jak to przyjmę. Ale jednocześnie doświadczyłam rzeczy, o których inni czytają jedynie w gazetach. Sądzę, że w ogólnym rozrachunku daje to remis.
– Nie mogę się doczekać, kiedy będę miał czterdzieści lat – powiedział Gus. – Spodziewam się, że wtedy w jednej chwili stanę się mądry, sławny, bogaty i w ogóle. Dostanę Pulitzera. Ej, lubisz horrory?
Kate zamrugała powiekami.
– Ubóstwiam.
– Dobra, wypożyczmy sobie mój ulubiony film, „Inwazja łowców ciał”.
– Też go lubię. Kiedy go oglądamy, Della gryzie palce. Ale w domu mojego teścia nie ma magnetowidu.
– Możemy wypożyczyć.
– Zamierzasz się ożenić, kiedy osiągniesz czterdziestkę?
– Jeśli spotkam odpowiednią kobietę, może. Kawalerski stan ma swoje plusy. Według „Cosmopolitan” jest na mnie duże zapotrzebowanie. Ale zachowuję daleko idącą ostrożność. I jestem zwolennikiem bezpiecznego seksu. A ty? AIDS to straszna rzecz. Człowiek ze strachu gotów zostać mnichem. Znam dziewczynę, która wstąpiła do zakonu – wiesz, do jednego z takich miejsc, gdzie rezygnuje się ze wszelkich przysługujących praw, ubiera się na czarno i nawet się nie myśli o seksie.
– Ach, tak – zamruczała Kate. – Słuchaj, uważam, że powinniśmy zmienić temat.
– Dlaczego? Co takiego powiedziałem? Ach, chodzi ci o to, że zapytałem cię o zdanie. To skrzywienie zawodowe. Przez cały dzień nic nie robię, tylko zadaję ludziom pytania. Według mnie twoja reakcja świadczy, że jesteś skryta.
– Czy to dla ciebie takie ważne wiedzieć, co myślę?
– Owszem. Lubię cię, Kate Starr. Kiedy się kogoś lubi, chce się o nim wszystko wiedzieć. Znów zepsułem ci nastrój. Przepraszam. Może już stąd pójdziemy? Po drodze wypożyczymy parę kaset, magnetowid, kupimy prażoną kukurydzę. Podczas gdy ty będziesz szykowała kolację, ja wszystko zainstaluję.
Kate, zadowolona, że rozmowa zeszła na inny temat, uśmiechnęła się.
– Gus, to był wspaniały dzień, cieszę się, że przyjechałeś. Kiedy Kate wiązała tenisówki, Gus powiedział:
– Kate, jesteś śliczna. Byłaś dziś na słońcu tyle, ile trzeba. Do twarzy ci z opalenizną. Nie jestem bezczelny i wcale nie próbuję cię podrywać. To tylko przypuszczenie, ale podejrzewam, że od lat nikt ci nie prawił komplementów. Czy twój mąż często cię chwalił?
– Niezbyt. Za to potrafił krytykować – odparła Kate.
Gus wsunął stopy w tenisówki i pobiegli razem, by odebrać nagrody, które wcześniej wygrali.
Jest miły, pomyślała Kate. Nawet bardzo. I szczery. Z rodzaju „widzisz, co dostajesz”. Lubiła to. Ale miał zaledwie trzydzieści jeden lat.
Nie miała pojęcia, która godzina, kiedy skończyli oglądać ostatni horror. Wcześniej zdjęła zegarek, by pozmywać, a w pokoju nie było ściennego zegara. Zauważyła, że Gus nie nosi zegarka. Ciekawa była dlaczego i już miała spytać, kiedy powiedział:
– Według zegara w magnetowidzie jest wpół do drugiej. Dobrze, że nie musimy wstawać z kurami. A może pospacerowalibyśmy sobie na bosaka?
Była to najgłupsza propozycja, jaką kiedykolwiek słyszała. Wykluczone.
– Dobrze – zgodziła się.
– Zuch dziewczyna. Wiedziałem, że jesteś w moim typie – powiedział Gus, pomagając jej wstać.
W jego typie. Co to właściwie znaczyło? Miała ochotę zapytać. Przyszło jej do głowy wyrażenie „gra przedwstępna” i skuliła się nagle. Kiedy Gus wziął ją za rękę, przemknęło jej przez myśl słowo „uwodzenie”. Potknęła się, uderzając się boleśnie w palec. W milczeniu zniosła ból i pokuśtykała dalej.
Noc była ciepła, kojąca, jedynym źródłem światła okazały się gwiazdy, migoczące na niebie. Latarnia na końcu ulicy zgasła. Powinnam to komuś zgłosić, pomyślała Kate. Starsi ludzie potrzebują dużo światła; ostatecznie za nie płacą.
– To noc, o jakich piszą poeci – powiedział z rozmarzeniem Gus. – Spójrz na księżyc. Ma kształt idealnego sierpa. Lubię światło księżyca. A ty?
– O, tak. Księżycowe światło jest takie romantyczne. – W chwili, gdy to powiedziała, skrzywiła się, gdyż poczuła pulsowanie w bolącym palcu u nogi. Zaczęło jej burczeć w brzuchu, sama nie wiedziała czemu. – Zwracasz uwagę, którędy idziemy? Możemy zabłądzić. – Co za bzdury wygaduje.
– Trochę. Byłem kiedyś skautem. Wystarczy jedynie odszukać Gwiazdę Polarną i…
– Naprawdę?
– Nie, żartowałem. Patrzę na tabliczki z nazwami ulic, skręciliśmy tylko raz. Zaufaj mi, odstawię cię do domu całą i zdrową.
Kate zastanawiała się, czy Gus czuje, że jej dłoń jest wilgotna.
– Czy kiedykolwiek wypowiadałeś życzenie na widok spadającej gwiazdy? – spytała zadumana.
– Robię to zawsze, kiedy tylko mam okazję. Nowy Jork ciągle spowija smog, tak że nieczęsto widujemy gwiazdy. A ty?
– Zrobiłam to, kiedy zestrzelono samolot Patricka. Przez jakiś czas winiłam za to siebie. Zaczęłam czytać książki z dziedziny astrologii, wypowiadać życzenia na widok spadających gwiazd. Robiłam wszystko. Może powinnam się modlić, ale sądziłam, że Bóg chce mnie za coś ukarać. Przeżywałam bardzo trudny okres. Nie byłam wystarczająco silna. Nie miałam nikogo, kto mógłby mną pokierować, pomóc mi. Donald i Della robili, co mogli, ale upierałam się jak osioł. Dzięki Bogu, że się jakoś otrząsnęłam.
– A jak jest teraz? – spytał cicho Gus.
– Pod względem emocjonalnym wszystko w porządku. Ale w świetle prawa moje położenie jest okropne. Nick Mancuso, mój prawnik, powiedział, że mogę się rozwieść z Patrickiem, ale nigdy się na to nie zdobędę. Zorganizowanie tej… mszy żałobnej było nielegalne. Zrobiłam to dla siebie. Musiałam pochować Patricka. Wiem, że nigdy nie wróci. Nie ma w moim życiu nikogo, kto… Chcę powiedzieć, że nigdy nie myślałam poważnie o rozwodzie.
– Nie chcesz powtórnie wyjść za mąż, mieć jakieś życie poza pracą? – spytał cicho Gus.
– Może kiedyś.
– Dziewczynki dorosły, to wstyd, żebyś teraz została sama, Kate. Straciłaś najlepsze lata swego życia. Nie bierz tego dosłownie. Ale zastanów się nad tym. Mogłabyś mieć drugą rodzinę… zresztą sama wiesz, co próbuję powiedzieć.
– Ależ ja mam rodzinę, mam Dellę i Donalda. Mam na co dzień Ellie. Poza tym wciąż gnębi mnie to straszne poczucie winy. I prześladuje myśl, że Bóg ukarałby mnie śmiercią, gdybym odważyła się na rozwód czy coś w tym rodzaju. Naprawdę spodziewałam się Jego gniewu, kiedy grzebałam rzeczy, należące do Patricka. Zrobiłam się trochę odważniejsza, gdy nic się nie stało. – Urwała. – Dlaczego o tym mówimy?
– Chciałbym wiedzieć, jakim facetem był kapitan Starr.
– Nigdy nie rozmawiam o Patricku – wymamrotała Kate.
– Dlaczego?
– Bo kiedy o nim mówię, czuję wyrzuty sumienia, że ja żyję, a on nie. Miał tyle witalności, inteligencji. Gus, on był taki mądry. Czułam się przy nim jak ktoś gorszy. Tworzył coś nowego. Ja tylko istniałam.
– Cóż ma znaczyć to gadanie? – spytał Gus, przystając.
– Patrick tak często to powtarzał, aż mu uwierzyłam. Był egoistą. Ludzie dzielą się na tych, którzy biorą, i tych, którzy dają. Ja dawałam, Patrick brał. Żyłam w swoim małym światku. Patrick mnie odizolował od wszystkiego, może sama się odizolowałam. Sądzę, że najbardziej dumna byłam, kiedy dostałam dyplom. Chcesz poznać tajemnicę?