– Oczywiście – powiedział Gus i spojrzał na nią zaciekawiony.
– Po ceremonii wręczania dyplomów zatrzymałam togę i biret na jeden dzień dłużej. Tamtej nocy, koło czwartej nad ranem – właściwie było już rano – pojechałam do college’u, poszłam na dziedziniec, gdzie odbywała się cała uroczystość, i… włożyłam biret oraz togę i przeszłam przez cały dziedziniec. Potem usiadłam na krześle, na którym siedziałam podczas ceremonii, i… odegrałam ponownie całą scenę odbioru dyplomu, wróciłam na swoje miejsce, usiadłam, a na koniec rzuciłam biret w górę i krzyknęłam na cały głos: „No i co, Patricku, kto jest głupiutką gąską?” Potem poryczałam się jak bóbr. Uważam, że głupio zrobiłam. Boże, dlaczego ci to mówię?
– Ponieważ czułaś potrzebę wypowiedzenia tego głośno. Ufasz mi i czujesz się ze mną dobrze. Jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli zaczynasz żałować, że mi to powiedziałaś, zawierzę ci swoją największą tajemnice, byśmy byli kwita. Usiądźmy na krawężniku. Masz ochotę na papierosa?
Kate spodziewała się czegoś wstrząsającego, niezwykłego, czegoś, co jeszcze bardziej zbliży ją do tego dziwnego, młodego człowieka. Objęła się za nogi i czekała.
Gus wypuścił kółeczko dymu.
– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nasz stary porzucił nas? No więc pracowałem już jakiś rok w redakcji, kiedy postanowiłem odnaleźć drania. Moja matka nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Każde z nas, dzieciaków, miało swoją własną historyjkę na jego temat, ale fakt pozostawał faktem, że nas zostawił. Z pomocą przyjaciela wykorzystałem źródła „Timesa”, by go odnaleźć. Zajęło mi to dwa lata, ale wpadłem na ślad tego łobuza. Zmienił nazwisko, założył nową rodzinę. Mieszka w… w posiadłości. Powinnaś zobaczyć jego dom. Musi mieć ze czterdzieści pokoi. Zatrudnia lokaja, pokojówki, guwernantkę dla dzieciaków. Ma basen, korty tenisowe, należy do klubu. Ten drań ma wszystko. Żona jest o połowę od niego młodsza, gra w tenisa wystrojona w brylanty, wciera w ciało wodę Evian, leżąc na słońcu. Ma garaż na sześć samochodów, bynajmniej nie pusty. Stoją tam dwa rollsy, benz, jaguar, porsche i lamborghini. W przystani trzyma jacht. Wiesz, jak go nazwał? „Matilda”. Tak ma na imię moja matka. Jest przedsiębiorcą budowlanym, ma powiązania ze światem przestępczym. Wszystkiego tego dowiedziałem się z raportu.
Kate ścisnęła jego dłoń i przysunęła się trochę bliżej. Wpatrywał się w ciemną ulicę, ledwo świadom jej obecności.
– To straszne – szepnęła.
– Redakcja otrzymała rachunek na tysiące dolarów za sporządzenie dossier. Okropnie się czułem i zamierzałem w jakiś sposób oddać te pieniądze. Ale wpadłem na lepszy pomysł. Pewnego dnia pojechałem do Connecticut, do jego książęcej rezydencji. W raporcie podano, że pan Ronald Wedster – tak się teraz nazywa – - czwartkowe wieczory zawsze spędza w domu. Kilka miesięcy zajęło mi zebranie się na odwagę i udanie się tam, ale w końcu się wybrałem. Śmiało podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Byłem w garniturze i krawacie, dasz wiarę? Wręczyłem zarozumiałemu lokajowi swoją wizytówkę. Polecono mi usiąść na kanapce i czekać. Czekałem trzydzieści minut. Potrzebował aż tyle czasu, by się otrząsnąć z szoku na wieść, że się pojawiłem. Kiedy w końcu przyszedł, by się ze mną zobaczyć, miałem ochotę go zabić. Nigdy nie widziałem u nikogo równie zimnych oczu. Zabawne, że też był w garniturze i krawacie. Spytał „Czego chcesz?”
– O Boże, Gus, co mu odpowiedziałeś? – szepnęła Kate.
– Oświadczyłem – ciągnął Gus, przełknąwszy ślinę – „Chcę to, co masz”. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Chciałem mówić coś o mamie, o swych braciach i siostrach, ale nie zrobiłem tego. W ułamku sekundy domyśliłem się, że podczas tych trzydziestu minut wykonał kilka telefonów, by mnie sprawdzić. Nikt nie ma odwagi zadrzeć z „New York Timesem”. Rozumiesz, odszukałem go, więc musiał mnie wysłuchać. Jeśli ja wpadłem na jego ślad, mogło się to udać również innym.
– Co nastąpiło potem?
– Ten skurwysyn spytał: „Ile?”
– O mój Boże! – wykrzyknęła Kate.
– Powiedziałem: „Pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie. Pierwszego każdego miesiąca w Chase Manhattan. Zaliczka pięć tysięcy, płatna teraz”. Natychmiast wypisał czek. Zadał mi jednak jedno pytanie.
– Jakie? – Kate ścisnęła go za rękę.
– Spytał „Co za to będę miał?”
– A ty co na to…
– Powiedziałem – odezwał się zachrypniętym głosem Gus – „Nic a nic, ty skończony draniu”, a on na to: „Tak myślałem, jesteś nieodrodnym synem swej matki”. Powaliłem go. Co sądzisz o mojej tajemnicy?
– Mój Boże – westchnęła jedynie Kate.
– Nigdy nie opowiedziałem o tym braciom, siostrom ani matce. Nie tknąłem tych pieniędzy. Leżą w banku. Wpływają regularnie każdego pierwszego. Wybrałem tylko tyle, by zwrócić „Timesowi” za raport, to wszystko. Reszta jest korzystnie ulokowana. Mam w banku masę pieniędzy. Prawie cztery miliony dolarów. Nie wiem, co z nimi zrobić. W tym roku zacząłem rozważać, czy nie rozdzielić ich między rodzeństwo i matkę, ale nie wiem, co wymyślić, kiedy spytają, skąd je mam. Nie chcę, by ktokolwiek z nich, a szczególnie matka, dowiedzieli się o ojcu. To by ją zabiło. Chyba uważasz mnie za niezbyt sympatyczną postać, co?
– Wprost przeciwnie. Według mnie jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Zrobiłeś, co musiałeś. Może potraktuj je jako pomoc dla dzieci, wykorzystaj na opłatę czesnego, zakup upominków na urodziny, Gwiazdkę i z okazji ukończenia szkoły? To z pewnością pochłonie sporą kwotę.
– Wziąłem pieniądze za milczenie. Jak to o mnie świadczy?
– Należy raczej spytać, jak to świadczy o twoim ojcu.
– Wiedziałem,, że jest jakiś powód, dla którego cię lubię. Zawsze mówisz to, co należy. Jesteś niesamowitą kobietą, Kate Starr. No, sądzę, że powinniśmy wracać. Wydaje mi się, że w naszym kierunku zmierza samochód patrolowy.
Kate w okamgnieniu zerwała się na nogi. Znów wzięli się za ręce. Nie była pewna, kto sięgnął po czyją dłoń. Dziwne, ale czuła, że to Gus ją podniósł na duchu.
Kiedy wrócili do domu, Kate zamknęła drzwi na klucz.
– Jest tylko jedna łazienka. Możesz zająć pokój po prawej stronie. Przygotowałam go dziś rano. Sprzątnę w kuchni, a ty możesz się w tym czasie umyć.
– Pomogę ci – zaoferował się Gus.
– Zaleję tylko naczynia wodą.
– Na pewno? Kate skinęła głową.
– Kate, czy po usłyszeniu mojej tajemnicy zmieniłaś o mnie zdanie?
Uśmiechnęła się.
– Ani trochę.
– Jesteśmy teraz jakby w zmowie, prawda?
– Tak. Nie zdradzę twojej tajemnicy.
– Ani ja twojej.
I co teraz? – pomyślała Kate, serce waliło jej jak młotem. No właśnie, co teraz?
Później, w mrocznym holu, Gus skinął na nią palcem.
– Zbliż się – powiedział.
Podeszła do niego niczym w transie. Kiedy stanęła obok Gusa, uświadomiła sobie, jaki jest wysoki, górował nad nią i musiał ją ująć pod brodę, by móc spojrzeć jej w oczy. Zaraz ją pocałuje, a ona wcale nie miała ochoty go powstrzymywać. Mimo woli zamknęła oczy i czekała. Jego usta były miękkie w dotyku, jednocześnie dawały i brały, skłaniając łagodnie do reakcji. Objął ją. Był silny, czuła się w jego ramionach bezpieczna. Dellkatnie dotykał palcami jej twarzy, przesuwając nimi po cieniach, ślizgających się na jej kościach policzkowych. Jego pocałunek wydawał się Kate najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem. Ale jaki pocałunek. Czuły gest, nakłaniający do odpowiedzi, niczego nie żądający.