Выбрать главу

– Dobranoc, Kate Starr. Smacznie śpij – szepnął. Po chwili już go nie było, oddzielały ich drzwi. Przez chwilę miała ochotę przekręcić gałkę, ale się powstrzymała.

Gus czekał po drugiej stronie drzwi, wyczuwając jej niezdecydowanie. Kiedy usłyszał, jak otwierają się, a po chwili zamykają drzwi jej pokoju, miał w głębi duszy ochotę obdarzyć ją oklaskami. Tymczasem jęknął.

Jak dobrze było trzymać Kate w ramionach. Pocałunek był też dokładnie taki, jak się spodziewał. Ale jeszcze nie pora na cokolwiek więcej. Była taka wrażliwa, chociaż pod wieloma względami silna. Cieszył się, że mu się zwierzyła. Stali się teraz przyjaciółmi, szczerymi i otwartymi wobec siebie. Krok po kroku, Stewart, upomniał sam siebie. Żadnych gier. Gry są dobre dla dzieci, zresztą częściej sprawiają ból niż przynoszą przyjemność. Postępuj wolno i rozważnie, ostrzegł siebie. Za bardzo lubisz Kate, by przekroczyć linię, którą zakreśliła. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, Kate przekroczy ją z własnej nieprzymuszonej woli.

Rozbierając się Gus pomyślał, że pokój jest urządzony po spartańsku. Czy pomieszczenie to było traktowane jako zapasowe, jako pokój dla Patricka Starra, gdyby kiedykolwiek przyjechał tu z wizytą i chciał przenocować? Stało tu tylko jednoosobowe łóżko z granatową narzutą. A gdzie spałaby Kate i dziewczynki? Z ciekawości podciągnął prześcieradło, by obejrzeć materac. Sprawiał wrażenie nowego, obicie było lśniące, pikowanie nie zniszczone. Czy Patrick Starr był równie dziwnym człowiekiem, jak jego ojciec? Kate powiedziała, że nie prawił komplementów, wolał krytykować. Żałował, że nie poznał Kate, kiedy była młoda, a potem pomyślał, jaka szkoda, że nie jest w jej wieku. Kładąc głowę na twardej poduszce mruknął:

– Zdaje mi się, Kate, że się w tobie zakochałem. Naprawdę.

* * *

Kiedy nazajutrz rano Gus, odświeżony prysznicem, wszedł do kuchni, Kate smażyła właśnie boczek i rozmawiała przez telefon. Wskazała mu imbryk z kawą i szklankę soku pomarańczowego, który nalała dla niego. Chcąc nie chcąc przysłuchiwał się jej rozmowie.

– Wyjeżdżam jutro w południe. Nie przejmuj się, jeśli nie będziesz mnie mogła odebrać z lotniska, wezmę taksówkę. Jesteś pewna, że stan Donalda się nie pogorszył… Ellie, przykro mi to mówić, ale lekarze nie wiedzą wszystkiego. A co mówi Della? Jest przy nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Słuchała uważnie słów córki. – Zgadzam się z Dellą, Donald miał dosyć szturchania i poganiania. Uściskaj go i ucałuj ode mnie. Po południu wybieramy się z Gusem do Atlantic City. To tylko godzina i dwadzieścia minut jazdy stąd… Tak, Ellie, zagram po jednym razie za każdego z was i przywiozę wasze wygrane w srebrnych dolarówkach… Ellie, nie pisali… nie było dziś nic w gazetach o tym, no wiesz, że kazałyśmy wykopać tamte skrzynie, co…? Racja, zapomniałam o różnicy czasu. Cóż, nawet jeśli, i tak nic nie możemy na to poradzić. Po prostu wolałabym… Boże, kiedy to się wszystko skończy?

– Jutro rano – powiedział Gus bezgłośnie. Kate obdarzyła go promiennym uśmiechem. Usiadł za stołem, czując zawroty głowy. Zapragnął znów ją pocałować. Powiedział jej to i uśmiechnął się widząc, jak unosi do góry brwi. Niemal wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy upuściła łopatkę. Pochyliła się, by ją podnieść, czerwona na twarzy. Poczuł, że też się rumieni.

– Cześć, skarbie – powiedziała Kate i odłożyła słuchawkę. Odwróciła się do niego.

– A więc pod jaką postacią chcesz jajka – odwracane, sadzone czy jajecznicę? – spytała rzeczowo.

Żadnego wygłupiania się dziś rano, pomyślał. Na jej nastrój musiała wpłynąć rozmowa z córką. Spostrzeżenie to ucieszyło go.

– Odwracane. Lubię moczyć w nich pieczywo.

– Ja też – powiedziała Kate. – Kiedy jem jajka, zawsze nalewam sobie dwie filiżanki kawy. W jednej moczę tost z żółtkiem, drugą wypijam.

– Ja też, ale bałem się przyznać – oświadczył uradowany Gus. – Moja mama mówi, że tak jedzą tylko ludzie niewychowani.

Kate roześmiała się i nalała cztery filiżanki kawy. Maczali grzanki i chrupali je, uśmiechając się do siebie.

– Czy dzisiaj też zostawimy brudne naczynia? – spytała Kate, chichocząc.

– Oczywiście. Ruszajmy w drogę. Poczekaj – powiedział, wyciągając portfel. – Muszę sobie zostawić na benzynę i opłacenie autostrady. – Położył na stole banknot dziesięciodolarowy. – Zostało mi czterdzieści. Kopnij mnie w kostkę, jeśli przekroczę trzydzieści dziewięć dolców.

– Dobra – zgodziła Kate i zajrzała do portmonetki. – Potrzebne mi będą pieniądze na taksówkę i kilka czasopism, lubię mieć przy sobie trochę drobnych. Zostaje mi pięćdziesiąt trzy dolary. – Położyła na stole banknot dwudziestodolarowy obok dziesiątki Gusa. – Przyszło ci do głowy – powiedziała z szelmowską miną – że dysponując całą tą kwotą, którą masz w nowojorskim banku plus moimi oszczędnościami, moglibyśmy wziąć Atlantic Gty szturmem?

– Możemy nieźle dziś zaszaleć. Mamy razem dziewięćdziesiąt dwa dolary. Załóżmy się – wygramy czy przegramy?

– Wygramy! – wykrzyknęła entuzjastycznie Kate.

– Zgadzam się z tobą. Ile? Kate zachichotała.

– Wrócimy do domu mając dwa razy tyle pieniędzy, co teraz.

– A według mnie wrócimy z trzystoma dwunastoma dolarami i mam nadzieję, że to ty będziesz dziś wygrywała, bo jesteś mi dłużna kolację. Pamiętasz swoją obietnicę sprzed ilu? Siedmiu lat?

– Owszem, obiecałam ci hot – doga i napój gazowany. Nie zapomniałam. – Boże, czy to grzech być szczęśliwym?

– Jeśli wygrasz, możesz mnie zaprosić do Lobster Shanty. Zgoda?

– Zgoda. – uśmiechnęła się Kate.

– Kate, muszę stąd wyjechać o siódmej. Mam kawał drogi do domu. Posmutniałaś – powiedział. Widok jej strapionej miny sprawił mu przyjemność.

– Chyba tak. Już za tobą tęsknię. To był taki cudowny weekend. Nie pamiętam, kiedy się tak dobrze bawiłam.

– Mogę cię odwiedzać w Kalifornii. Nie za często, ale jeśli mnie zaprosisz, przyjadę.

– Będzie mi bardzo miło, Gus, naprawdę. – Uśmiech powrócił na jej twarz. – Uważaj się za zaproszonego. Masz stałe zaproszenie. – Wzięła go pod rękę i razem wyszli z domu, roześmiani od ucha do ucha.

13

Podczas następnych miesięcy nieprzerwanym strumieniem napływały pocztówki, listy i karty okolicznościowe. Głos Kate biegł po przewodach telefonicznych, rachunki za rozmowy międzymiastowe wynosiły trzysta, czterysta dolarów miesięcznie. Kontaktowali się ze sobą codziennie, czasem dwa razy dziennie. Doba była dla obojga za krótka, by mogli sobie pozwolić na pokonanie czterech i pół tysiąca kilometrów, żeby się spotkać. Klienci rekomendowali usługi Kate innym i nagle okazało się, że jeździ do San Francisco, Sacramento, Los Angeles oraz Nevady, składa oferty i ma więcej zamówień, niż może zrealizować. Rozważała otwarcie drugiego biura w Los Angeles. Gus Stewart siedział po same uszy w śledztwie, które według oceny FBI mogło się ciągnąć bez końca.

– Ta przyjaźń kosztuje mnie masę pieniędzy – mruknęła Kate, przeglądając ostatni rachunek telefoniczny. – Wielki Boże, nie mogłam w ciągu jednego miesiąca przegadać pięćset trzydzieści trzy dolary i dwanaście centów! – Rozejrzała się niespokojnie wokoło, by sprawdzić, czy przypadkiem nikt jej nie usłyszał. Della pochłonięta była składaniem pościeli, a Ellie wykonywała swoją codzienną porcję okrążeń basenu. Donald siedział podparty na szpitalnym łóżku, wstawionym do pokoju dziennego, by mógł wyglądać przez okno.