Podczas czterech miesięcy, jakie upłynęły od jej wyjazdu do New Jersey, stan zdrowia Donalda uległ zatrważającemu pogorszeniu. Della zdecydowanie nie wyrażała zgody na umieszczenie go w domu opieki twierdząc, że sama się o niego będzie troszczyła. Pod wpływem nalegań Kate przenieśli Donalda do dużego domu, więc Kate i Ellie mogły zmieniać Dellę. O dziewiątej wieczorem przychodziła pielęgniarka i siedziała z Donaldem przez całą noc.
Della spojrzała znad stosu prześcieradeł, które właśnie skończyła składać.
– Kate, dziś przez krótką chwilę mnie poznał. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Robisz się chuda, staruszko”.
– Ma rację – odparła Kate zaniepokojona. – Potrzebujemy jeszcze kogoś do pomocy. Jesteśmy obie tak wykończone, że ledwo stoimy na nogach. Wiem, że chcesz wszystko sama przy nim robić, ale musimy realnie patrzeć na świat. Jeśli padniemy z przemęczenia, Donald nie będzie miał z nas żadnej pociechy. Martwię się o dębie nie mniej, niż o niego. Nie mamy już nawet siły jeść. Spójrz tylko na nas! Sama skóra i kości. Od trzech tygodni nie chodzę do biura. Wiesz, Dello, że gdybym mogła, oddałabym za niego życie. Ale obie zdajemy sobie sprawę z tego, że nigdy by się na to nie zgodził. Tu potrzebna jest decyzja, i musimy ją podjąć.
– Ależ, Kate, poznał mnie dzisiaj – powiedziała Della, do jej ciemnych oczu napłynęły łzy.
– A mnie poznał dwa dni temu – oświadczyła cicho Kate. – Spójrz na niego, Dello, na te rurki i urządzenia. Gdyby był w stanie, wyrzuciłby to wszystko. Donald miał tyle godności. Uważam, że powinnyśmy pozwolić mu odejść. Jesteśmy samolubne. Musimy myśleć o nim, a nie o sobie – powiedziała Kate, ocierając oczy.
– Kate, nie wiem, co bez niego zrobię. Jak będę spędzała dni? Nie jestem potrzebna tobie i Ellie, ale jemu – tak. – Della zaszlochała w chusteczkę.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek usłyszę, że tak mówisz, to… to dę zleję. Słyszysz mnie? – krzyknęła Kate. – Zapomnę, że to powiedziałaś. Idź teraz… umyj twarz i zaparz kawę. Porozmawiamy, kiedy przyjdzie Ellie. Zrobimy to… to, co dla Donalda będzie najlepsze. No, idź już, Dello.
Kate podeszła do łóżka Donalda. Po policzkach płynęły jej łzy. Jej najdroższy przyjaciel nie mógł oddychać bez maski tlenowej, nie mógł siusiać bez cewnika, a ponieważ nie mógł jeść, otrzymywał kroplówkę z glukozy i innych środków odżywczych. Dłonie i stopy miał sparaliżowane, palce u rąk i nóg powykręcane. Podczas mycia polewały mu je ciepłą wodą. Nie dawniej jak wczoraj widziała, jak Della wycierała mu do sucha nogi, sine z zimna. Jej wzrok padł na równiutko ułożone pieluchy.
Ujęła sparaliżowaną rękę Donalda uważając, by jej zbytnio nie ścisnąć.
– Donaldzie, kiedy ujrzałam cię po raz pierwszy, pomyślałam, że jesteś pijaczyną. Przepraszam cię za to niesprawiedliwe posądzenie. Nigdy w życiu nie spotkałam szlachetniejszego, hojniejszego, porządniejszego człowieka. Od lat chciałam coś dla dębie zrobić, coś, co wywoła na twojej twarzy uśmiech, coś, co cię uczyni szczęśliwym. Szkoda, że nie ma tu twojej córki i syna. Wiem, że Bóg powołał cię na ten świat, byś się nami zaopiekował. Wierzę w to z całego serca. Najdroższy Donaldzie, wydaje mi się, że w końcu domyśliłam się, co mogę dla dębie zrobić. Della nie potrafi, ale ja chyba dam radę. Zamierzam wyprawić cię tam… tam, gdzie czekają na dębie twoje dzieci. Założę się, że twój syn będzie w swym mundurze wojskowym i na twój widok tak zasalutuje, aż powstanie wiatr.
– Kawa gotowa, Kate – powiedziała cicho Della, wchodząc do pokoju. – Czarna i mocna, taka, jaką lubisz. – Poprawiła prześcieradło, przyczesała rzadkie włosy Donalda, odgarniając kosmyk z ucha. Wygładzała zmarszczki na kocu, póki Kate nie wyprowadziła jej do kuchni.
– Kto pilnuje Donalda? – spytała z tarasu zaniepokojona Ellie.
– Drzemie – odparła Della.
– Zapadł w śpiączkę, Dello.
– Posiedzę przy nim – zaofiarowała się Ellie, – sięgając po filiżankę. – Opowiem mu bajkę tak, jak on nam kiedyś opowiadał. Czasem się uśmiecha. Wiem, że to tylko gazy, jak u niemowląt. Choć nie rozumiem, skąd mogą się brać gazy, jeśli nic nie je. Wolę myśleć, że go rozśmieszyłam. I gwiżdżę na to, co o mnie myślą inni.
Della szlochała cicho w ścierkę do naczyń. Kate wydmuchała nos.
– Dello, uważam, że…
Wysłuchawszy jej Della skinęła głową.
– Musisz wrócić do biura. Ellie musi zacząć normalnie żyć.
– Dello, mam w nosie biuro. Mogę je natychmiast zamknąć i już. Ellie czuje to samo, co ja. Ważny jest Donald. Ważna jesteś ty. Nawet jeśli wszystko stracimy, no to co? Byłyśmy kiedyś biedne i jakoś przeżyłyśmy.
– Tak, ale tylko dzięki Donaldowi. Bez niego nie dałybyśmy sobie rady.
– To sprawa do dyskusji – powiedziała ostro Kate. – Teraz obie zastanowimy się nad tym, co właśnie powiedziałam, a jutro rano we trójkę podejmiemy decyzję, którą później zrealizujemy. Wiesz, że mam ragę, Dello. Posiedź przy Donaldzie, a ja przygotuję coś dla nas na kolację.
– Tylko żeby to nie była znowu zupa pomidorowa – poprosiła Della.
– Nie, hot – dogi z mnóstwem musztardy i przypraw. Zrobię je na grillu. A do tego makaron fabryczny i ser.
Della wzdrygnęła się. Kate uśmiechnęła się lekko.
– Mamo, sądząc po twoim wyglądzie przydałby ci się przyjaciel, a przynajmniej masaż – powiedziała Ellie. – Idę posprzątać łazienki. Czemu nie zadzwonisz do Gusa?
– To dobry pomysł. Na pewno chcesz sprzątnąć łazienki?
– Mamo, mieszkam tutaj. Della ma ręce pełne roboty. Ty przyszykujesz kolację. Uważasz, że będę się wam bezczynnie przyglądała? Zostaw przygotowanie sałaty mnie. Wszystko wróci do normy.
– Nieprawda.
– Mam na myśli nas. No dalej, zadzwoń do swego przyjaciela. Czy prał ktoś dziś ręczniki?
– Della prała rzeczy Donalda. Miałam zamiar wrzucić je do pralki po kolacji – powiedziała Kate zmęczonym głosem.
– Zrobię to za ciebie. Chcesz, żebym włączyła grill?
Kate skinęła głową. Sięgnęła po telefon, by wykręcić numer Gusa. Był taki zadowolony, iż ją słyszy, że od razu poczuła się lepiej. Rozmawiali przez czterdzieści minut, Gusowi udało się dwa razy ją rozśmieszyć.
– Słusznie robisz, Kate – powiedział, zanim się rozłączyli. – Następnym razem moja kolej.
– Po co to gotowałam, jeśli nikt nie zamierza jeść? – mruknęła Kate pół godziny później, odsuwając swój talerz na środek stołu. – Żadna z nas nie może sobie pozwolić na dalsze chudnięcie.
– Kto zatelefonuje do Betsy? – spytała Ellie.
– Ja. Próbuję się do niej dodzwonić od kilku dni, ale bez skutku. Spróbuję ponownie koło dziewiątej. No, a teraz przystąpmy do sprawy zasadniczej.
Della zrezygnowana kiwnęła głową.
– Uważam, że to będzie słuszne – zgodziła się Ellie. – Zadzwoniłaś do lekarza Donalda? Wie o jego woli życia, prawda?
– Odpowiedź na obydwa pytania brzmi: tak – powiedziała cicho Kate.
– Kiedy? – spytała Ellie.
– O świcie. Kiedy wzejdzie słońce. Donald zawsze lubił oglądać wschód słońca. Mawiał, że nowy dzień oznacza nowe dokonania, podróże, miłości, a także kontynuację zwykłego życia.
Ellie spojrzała niespokojnie.
– Czy… czy będziemy… przy nim czuwały? Chyba nie pójdziemy do łóżek, prawda?
Kate potrząsnęła głową.
– Sądzę, że on wie – powiedziała Della. – Inaczej oddycha. Jakby próbował z czymś walczyć, ale nie mógł się w pełni obudzić. Wie…
O dziewiątej Kate poszła do kuchni, by zadzwonić do Betsy. Odczekała, aż sygnał zabrzmiał kilkanaście razy, nim odłożyła słuchawkę. W tamtej chwili nienawidziła swoją córkę. Wróciła do pokoju, jej oczy ciskały gromy.