Выбрать главу

– Ja to zrobię – Gus zbliżył się do łóżka. Mocując się z krawatem czuł, jak mężczyzna ciężko oddycha. Jego klatka piersiowa z trudem się podnosiła i opadała, by dostarczyć płucom tlenu.

Gus skończył i cofnął się. Kate wyprostowała rogi kołnierzyka, włożyła Donaldowi kamizelkę i marynarkę, zapięła je na guziki. Gus wciągnął na bezwładne stopy mężczyzny skarpetki. Szalonym spojrzeniem powiódł po pokoju, wypatrując butów. Wiedział, że niemożliwością będzie mu je włożyć. Spojrzał bezradnie na Kate.

– Pójdzie w samych skarpetkach – oświadczyła. – Syn tak się ucieszy na widok ojca, że nie zwróci uwagi na jego nogi.

W pokoju zrobiło się tak cicho, że Kate aż się rozejrzała, by zobaczyć, co było powodem tej nagłej ciszy. Serce jej przepełniła żałość, gdy uświadomiła sobie, że Donald przestał oddychać.

– Zegnaj, stary druhu – szepnęła. Odwróciła się i wtuliła się w ramiona Gusa. – Dotrzymałam obietnicy. Tylko tyle mogłam dla niego zrobić. Mam nadzieję, że rozumie… Założę się, że jest już tam, w górze… paraduje w skarpetkach. Prawdopodobnie pokazuje Bobby’emu swój kolorowy krawat i chwali się, ile za niego zapłacił.

– Dello…

– Posiedź z nią, Ellie. Muszę podzwonić. Nabożeństwo zostanie odprawione dziś po południu, jeśli mi się uda to załatwić. Ktoś z firmy pogrzebowej pojawi się, jak tylko zadzwonię do pana Muldoona. Donald… Donald rok temu sam wybrał dla siebie trumnę. Wiedział, że Della nie będzie w stanie tego zrobić. Szkoda, że go nie widziałeś, jak przebierał, sprawdzając, czy poduszki są wystarczająco miękkie, atłasowe obicie dość gładkie. Zawiozłam go tam, kiedy Della poszła do dentysty. To była najgorsza godzina w moim życiu. Znajdywał w tym wielką przyjemność, zwracał uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Liczył też na mnie, że… że sprawię, by Della postąpiła zgodnie z jego wolą, ale nie udało mi się – nie chciała mnie słuchać. Myślała, że jeśli się będzie nim opiekowała, myła go i z nim siedziała, czyni słusznie, utrzymując go przy życiu, nawet jeśli on sobie tego nie życzył. – Wyprostowała się, wytarła nos. – Powinniśmy się napić kawy albo herbaty. Muszę gdzieś zadzwonić, żeby… żeby zabrali to wszystko przed naszym powrotem z cmentarza. Przygotowałam… przygotowałam listę.

– Mogę cię w tym wyręczyć, Kate. A co z księdzem lub pastorem?

– Donald nie życzył sobie obecności duchownego. Powiedział, że nie chce, by ktokolwiek torował mu drogę. Bóg albo go przyjmie takim, jaki jest, albo odepchnie. Zgodził się na jedną jedyną modlitwę nad grobem. Prosił, żeby ceremonia była krótka i miła.

– Żałuję, że go lepiej nie znałem.

– Ja też żałuję, Gus. Był wspaniałym człowiekiem. Zawsze potrafił podnieść innych na duchu mówiąc to, co należało. Della będzie się bez niego czuła zupełnie zagubiona.

– Czas… – zaczął Gus.

– Nie. Della nie przestanie go opłakiwać do końca życia. Dobrze ją znam. Zrobi to, o co ją prosił Donald, pojedzie do Meksyku, pomoże kilku biednym rodzinom, a potem wróci tu i… i będzie czekała, aż nadejdzie dzień, kiedy połączy się z Donaldem. I czy mogę jej powiedzieć, że to niewłaściwe?

– Zawsze wydawało mi się, że wola życia jest najsilniejsza – mruknął Gus.

– Mnie też, dawno temu, zaraz, kiedy utraciłam Patricka. Ale już tak nie uważam.

– Czy Donald miał tylko jednego syna?

– Tak. Miał też córkę. Zginęła w wieku osiemnastu lat w wypadku drogowym. Samochód zderzył się z autobusem. Jechała do kościoła. Miała na imię Lucia.

– Jezu.

– Wszystko się teraz zmieni. Della wyjedzie. Kiedy wróci – jeśli w ogóle wróci – nie będzie już tak samo. Chciałabym ją zatrzymać, ale wiem, że muszę pozwolić jej odejść. Ellie zamierza się wyprowadzić. Pora, by zaczęła samodzielne życie. Od jakiegoś czasu mówi o wyjeździe do Los Angeles. Rozumiem, że musi mieć swoje sprawy. Ale co, na Boga, zrobię z tym wielkim domem?

– Nie musisz o tym teraz decydować, Kate. Czemu nie weźmiesz prysznica i nie przebierzesz się? Ja przez ten czas zaparzę kawę i podzwonię za ciebie.

Kate skinęła głową.

– O czymś zapomniałam. Cholera. Miałam jeszcze coś zrobić – powiedziała.

– Przypomnisz sobie – odparł Gus, odmierzając kawę do małego, metalowego koszyczka. – Jeśli przestaniesz się nad tym głowić, samo wróci.

– Chyba masz rację. Znasz się na tym, ostatecznie jesteś dziennikarzem.

Kate już miała odkręcić wodę w łazience, kiedy sobie przypomniała. Zarzuciła na siebie jaskrawożółty szlafrok i pobiegła na bosaka do kuchni.

– Przypomniałam sobie. Miałam zadzwonić do ogrodnika i poprosić, żeby dostarczyli nasturcje i inne kwiaty, byśmy mogli obsadzić nimi… rabatę.

– Kate, jest wrzesień.

– No to co?

– Czy nie zmarnieją o tej porze roku?

Kate zastanowiła się.

– Nieważne. Chcę je teraz posadzić. Mają je w szklarni w takich małych, plastikowych pojemniczkach. Obojętne, ile kosztują. Zamówię wszystkie kolory. Tyle, by wystarczyło na obsadzenie domu wkoło. Sprawdź, czy mogą je dostarczyć dziś po południu. Chcę je zasadzić, kiedy tylko… wrócimy. Muszę to zrobić, Gus.

– Dobrze, Kate. Ale dla kogo to robisz? Dla Betsy?

– Co ma Betsy z tym wspólnego? Nie ma jej tu. Jest zajęta. Nigdy nawet nie widziała tego domu. Robię to dla Donalda. To była jedna z ostatnich rzeczy, które powiedział. Wrócił z tamtego odległego, mrocznego miejsca, w którym się znajdował, żeby… To dla Donalda. Jak on kochał nasz stary ogródek. Kiedy spojrzy na ziemię, chcę, żeby go zobaczył. Zrobię to, żeby nie wiem co – powiedziała Kate, prostując się energicznie. – Zrobię i już. – Na jej twarzy malowała się taka determinacja, że Gus mógł tylko skinąć głową.

– Zadzwonię. Ile mam zamówić roślin?

– Tyle, by wystarczyło na obsadzenie wkoło całego ogrodu. Dużo.

– Dobrze, ale co to znaczy dużo? Setki? Tysiące? To będzie kosztowna zabawa, Kate.

– Tysiące i gwiżdżę na koszty. Och, ale Donald się ucieszy.

– Kate…

Dosłyszała troskę w jego głosie.

– Nie zwariowałam, Gus. A nawet jeśli myślisz, że tak, spełnij mój kaprys – powiedziała wesoło.

Właśnie tak pomyślał, ale tylko przez chwilę. Sięgnął po telefon, jednocześnie dając jej ręką znak, żeby poszła się myć.

Wracali z cmentarza ze wzrokiem utkwionym w ziemię, zbici w gromadkę, jakby szukając w sobie nawzajem ciepła.

Gus pierwszy zobaczył ciężarówkę. Szklarnia Finnegana.

– Dzięki Bogu – mruknął. – Oto, czym się teraz zajmiemy, drogie panie – powiedział, prowadząc je do domu. – Przebierzemy się, coś przekąsimy, napijemy się mrożonej herbaty i pójdziemy do ogrodu. – Mówiąc to rozglądał się po olbrzymim pokoju dziennym. Wszystko zabrano, dywan odkurzono, szpitalne łóżko stało puste. Pokój wyglądał normalnie. Zniknął nawet szpitalny zapach. Przez otwarte drzwi na taras wpadał lekki, ciepły wietrzyk.

– Co tam będziemy robić? – spytała oszołomiona Della.

– Sadzić kwiaty – odparła lekko Ellie. – Sądzę, że jeśli natychmiast zabierzemy się do pracy, skończymy za dwa tygodnie, licząc od przyszłego czwartku. – Wyprowadziła Dellę z pokoju, nie oglądając się za siebie.

– Nie wiem, jak ci dziękować, Gus? – zapytała Kate, wspinając się na palce, by go pocałować w policzek.

Nagle zmieszał się. Chciał powiedzieć: „Po prostu kochaj mnie, powiedz, że ci na mnie zależy”. Ale bał się, że się od niego odsunie, każe mu odejść.