Выбрать главу

– No, no – powiedziała Kate, sącząc sok ananasowy.

Siatsu i masaż szwedzki. Masaż rąk i nóg. Hawajskie lomi lomi, mieiscowa odmiana masażu z wykorzystaniem prądu elektrycznego. Zapisała sobie, by zgłosić się na wszystkie zabiegi. Dwie jadalnie. W Hale Moana śniadania, obiady i kolacje, w Hale Somoa kolacje, krawaty i marynarki nie wymagane. Stolik na kolację należy rezerwować podczas śniadania. Żadnych telefonów, radioodbiorników, telewizorów, klimatyzacji. Nie karmić zwierząt. Kate zamknęła prospekt.

– Czy spodobało się pani to, o czym się pani dowiedziała z informatora? – spytała kobieta, uśmiechając się do niej.

– Bardzo. Zdaje się, że panuje tu cisza i spokój. Dziwi mnie jednak, że goście nie otrzymują kluczy.

– Jeśli będzie się pani lepiej czuła mając klucz, nie widzę przeszkód, by go pani dostała.

– Nie, dziękuję.

– Mam nadzieję, że przywiozła pani ze sobą dużo książek. Mamy sklep z pamiątkami, oferujący spory wybór wydawnictw kieszonkowych, codziennie dostarczana jest prasa. Za rogiem znajduje się automat telefoniczny. Na każdej hale umieszczona jest skrzynka pocztowa. Jeśli będą do pani jakieś listy, znajdzie je pani w swojej skrzynce. Proszę się tu podpisać, pani Starr. Bagaże zostały już zaniesione do pani hale, a samochód odprowadzony na parking za basenem. Zaprowadzę panią teraz do pani domku.

Okazało się że owe hale to kryte strzechą chatki. Wszystko wyglądało cudownie. Woda w lagunie była spokojna.

– Czy to czarny łabędź? – spytała ze zdumieniem Kate.

– Tak, jest ich tu kilka. Jak pani widzi, ma pani sąsiadów, ale nie za blisko. Oto pani hale, pani Starr. Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, proszę zgłosić się do biura. W środku jest niewielka mapa, przydatna podczas spacerów po okolicy. Życzę pani miłego pobytu.

– Z pewnością doskonale wypocznę – powiedziała Kate, niepewnie spoglądając na swój nowy dom.

Pokój utrzymany był w jaskrawych, papuzich kolorach, na łóżku leżała barwna narzuta. Dwa rattanowe krzesła i stół dopełniały umeblowania pierwszego pomieszczenia. W następnym pokoju znajdowało się biurko i drugie łóżko-kanapa. W łazience stał ekspres do kawy, młynek i pojemnik z kawą Kona. W małej lodówce umieszczono napoje chłodzące. Poza tym w pomieszczeniu był prysznic i sedes. Na tarasie stały dwa krzesła, przepierzenia wyplatane z liści chroniły przed słońcem.

Do tej pory Kate nie dobiegł najmniejszy odgłos. Nie ulegało wątpliwości, że w Kona Village jest cicho i spokojnie, ale Kate musiała się jeszcze przekonać, czy jest tu równie komfortowo. Sprawdziła, czy łóżko jest wygodne, czy szklane drzwi przesuwają się lekko, z ulgą zauważyła, że można je zablokować od środka. Uruchomiła wiatrak pod sufitem. Łopatki zaczęły cicho miesić powietrze.

– Obawiam się, że wpadnę tu w depresję – mruknęła Kate, włączają lampkę. Słaba żarówka niezbyt jasno oświetlała mroczne, chłodne pomieszczenie. – Nie podoba mi się tu! – powiedziała na głos. – Mówiąc szczerze, nienawidzę czegoś takiego! Nie lubię słońca, nie lubię leżeć na plaży. Nie lubię mieszkać w mrocznych pokojach. – Kopnęła walizkę i krzyknęła z bólu.

– Czyżbym właśnie usłyszał okrzyk zrozpaczonej panienki? – rozległ się czyjś głos na tarasie.

– Gus…? Gus! Mój Boże, Gus, to nie możesz być ty! Chyba śnię Ciągle mam takie sny. Nie mogę uwierzyć, że się tu pojawiłeś i zamieszkasz w chatce z trzciny, jak ja. Nienawidzę tego miejsca. A ty? Nie odpowiadaj. Senne zjawy nigdy nic nie mówią.

– Uszczypnij mnie – powiedział Gus, rozsuwając szklane drzwi. Kate uszczypnęła go w gołe ramię.

– Aj! – krzyknął. – Widzisz? To nie sen.

– Ale jak tu… Kiedy tu przyjechałeś? Podoba ci się tutaj?

– Jestem tu od wczoraj. Kate, tutaj jest bosko. Jedzenie wprost nie z tej ziemi. Człowiek tyje od samego widoku potraw. Na śniadanie zjadłem naleśniki z bananami. Zamówiłem drugą porcję. Nigdy nie piłem lepszej kawy, niż tutaj. Obydwa baseny są doskonałe. To wspaniałe miejsce. Dla zakochanych – powiedział, robiąc do niej oko. – Nad ranem, kiedy zlatują się ptaki, robi się trochę głośno. Wstałem wcześnie i napiłem się kawy na tarasie. Szkoda, że nie widziałaś moich gości. Zleciała się cała skrzydlata czereda, chyba ze dwadzieścia ptaków, a każdy inny, ale nie miałem ich czym poczęstować. Zresztą i tak nie wolno ich karmić. Boże, Kate, jak dobrze znów cię widzieć. Co powiesz na to, żeby wyprowadzić się z tej chaty i przenieść do mnie?

Kate wzięła głęboki oddech. Czy była na to gotowa? Oczywiście, pomyślała. No, prawie gotowa. Tak jakby gotowa. Bezwzględnie nie.

– Zgoda – powiedziała.

– Naprawdę?

– Gus, mam czterdzieści sześć lat. Jesteś ode mnie o czternaście lat młodszy. Byłbyś bardziej odpowiedni dla Ellie. Kiedy mnie stuknie siedemdziesiątka, ty będziesz miał dopiero pięćdziesiąt sześć lat.

– Kate, chcę cię poślubić. Mogę cię uczynić szczęśliwą. Zawsze cię będę kochał. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez ciebie.

– Ja czuję to samo, ale nie wiem… małżeństwo to… Jest jeszcze Patrick…

– Nie ma już Patricka, Kate. Pochowałaś go, pamiętasz?

– Jego rzeczy, Gus. Nie jego doczesne szczątki.

– Kochasz mnie? – Wstrzymał oddech, czekając na jej odpowiedź. Kiedy ją usłyszał, powietrze uszło z niego jak z przekłutego balona.

– Tak- powiedziała bez chwili wahania.

– Jezu. Myślałem, że nigdy tego od ciebie nie usłyszę.

– A ty mnie kochasz?

– A czy ptaki potrafią fruwać? Oczywiście, że cię kocham. Jak myślisz dlaczego tu jestem? Uknułem wszystko razem z Ellie. Chcę, abyśmy razem rozpoczęli nowy rok. To chyba świadczy, że jestem jednym z tych niepoprawnych romantyków. Ellie mnie akceptuje. Da nam swoje błogosławieństwo. Moja matka cię polubi.

– A bracia i siostry?

– Ach, tak jak powiedziałaś, zaczynają się do mnie odzywać. Jedna z sióstr zrealizowała swój czek. Ma dwójkę dzieciaków w college’u. Rozmawia ze mną. To początek.

– Pocałujesz mnie? – spytała Kate, wstrzymując oddech.

– Myślisz, że jestem taki łatwy? – roześmiał się Gus. – Najpierw przeniosę cię przez próg. Kate, zamieszkamy razem. Bierz jedną z tych toreb i wynośmy się stąd.

Przeniósł ją przez próg. Nic w życiu Kate nie przygotowało jej na taką wielką falę emocji, która ją ogarnęła. Kochała go, kochała go z całego serca, kochała go każdą komórką swego ciała. Powiedziała mu to.

– Mój Boże, kręci mi się w głowie – odparł Gus.

– Mnie też – przyznała się Kate.

– Zrobimy to jak należy – powiedział nerwowo Gus.

– Tak. W przeciwnym razie nic z tego nie wychodzi – zgodziła się Kate. – A co trzeba zrobić, żeby było jak należy?

– Jezu, nie wiem, wszystko sobie zaplanowałem, miałem zamiar… doprowadzić cię do szaleństwa, sprawić, żebyś mnie pragnęła, pożądała tak mocno, że gotowa byłabyś dla mnie zabić.

Kate roześmiała się nerwowo.

– Podoba mi się.

– Który fragment? – spytał Gus zachrypniętym głosem.

– Wszystkie.

– Wszystkie?

– Uhm.

– A więc zamierzałem… Chciałem… chcę… chciałem… zamierzałem… ile razy powtórzyłem słowo „chcieć”? Nieważne, no więc zamierzałem cię pocałować, roznamiętnić, a potem jak gdyby nigdy nic zaproponować „Przejdźmy się, pokażę ci okolice”. Planowałem, że potem wrócimy, zrobimy trochę bałaganu, sprzątniemy, może weźmiemy razem prysznic, podniecimy się do granic wytrzymałości i pójdziemy na kolację. Zapisałem cię dziś rano na szóstą. Zjemy sobie, trochę wypijemy, wrócimy i… i to zrobimy. Co ty na to?