– Jaki jest stan psychiki waszego ojca – powiedziała Kate.
– W najlepszym razie rozchwiany – oświadczyła Betsy.
– Czy zaczekamy na jego ruch, czy też… nie wiem… chodzi mi o to, jak mamy zareagować na jego słowa i zachowanie? A jeśli nie spodobają mu się zmiany, jakie w nas zaszły? – spytała Kate z niepokojem.
– A co mu się może nie spodobać? – mruknęła Ellie. Posmarowała grzankę grubą warstwą dżemu, spojrzała na nią i odłożyła na bok.
– Niełatwo jest akceptować zmiany. Każdemu – powiedziała cicho Kate. – Nie sądzę, by brzmiało to zbyt melodramatycznie, kiedy mówię, że nasze dotychczasowe życie nie będzie już takie samo. To mnie przeraża.
– Czuję się identycznie – przyznała Ellie.
– Może was to zdziwi, ale ja też – oświadczyła Betsy. – Przez wszystkie te lata mówiłam sobie: zrobię to czy tamto, nie mogę się już doczekać, kiedy mu pokażę, powiem, a teraz… to znaczy wydawało mi się, że jesteśmy paniami swego życia, a od dziś wszystko się zmieni. Mama ma rację, od tej pory nasze działania będą uzależnione od tego, co zrobi i powie tato. Musimy się podporządkować.
Jaki ma smutny głos, jakie musi przechodzić katusze, pomyślała Kate.
– Rozmawiałaś ze swoim narzeczonym? – spytała Betsy.
– Wczoraj wieczorem. Czemu pytasz? – zaniepokoiła się Ellie.
– Ci faceci z rządu wyglądają na bardzo skrupulatnych. Muszą wiedzieć, że chcesz wyjść za mąż. Na pewno się nim zainteresują. Zechcą uzyskać gwarancje, że nic nie powie. Czy wytrzyma to wszystko, co nas czeka?
– Nie wiem – powiedziała Ellie.
W uszach Kate dźwięczały ostrzegawcze uwagi Gusa.
– Rozmawiamy tak, jakbyśmy zrobiły coś złego i… dzień i noc będą nas obserwować.
– Bo tak się stanie, mamo. Spróbuj sobie wyobrazić tytuły w gazetach, wiadomości radiowe, audycje telewizyjne, wszystko. Nie możesz… nie możemy wprawić rządu w zakłopotanie. Nie wolno nam narażać na szwank bezpieczeństwa narodowego. Jestem pewna, że tato wyjaśni nam to dokładnie. Kontynuujemy bitwę, której losy zostały już przesądzone. Dopóki nie porozmawiamy z tatą, musimy zgadzać się na wszystko. Zrezygnowałyśmy z naszych praw. Nie wiem, jak by się to potoczyło, gdyby sprawa trafiła do sądu, ani czy znalazłybyśmy adwokata, który by się zgodził nas bronić, gdybyśmy zdecydowały się wszystko ujawnić. Radzę, byśmy dały się unieść prądowi i przybrały postawę wyczekującą.
– Twój ojciec nigdy nie odznaczał się zbytnią cierpliwością – zauważyła Kate.
– Tato jest oficerem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Nie złamie danego słowa. To jeden z elementów postawy „walczyć albo zginąć w obronie ojczyzny”. – Widząc zmartwioną minę matki dodała: – Mam pomysł. Jest taki piękny dzień, zajmijmy się naszym ogrodem kwiatowym. Wczoraj wydał mi się trochę zaniedbany. Odwaliliście kawał dobrej roboty, naprawdę przypomina tęczę.
– Zrobiliśmy to dla Donalda – powiedziała Kate. – Wiem – odparła Betsy, patrząc w okno.
– Co przygotujesz na obiad? – spytała Ellie.
– Odmrożę wszystko. Pomyślałam sobie, że poczekam i zobaczę, na co będzie miał ochotę wasz ojciec. Poza tym czuję się, jakbym miała dwie lewe ręce.
– Dobry pomysł. Ja wyczyszczę basen, a wy zajmijcie się ogrodem. Nienawidzę, jak mam ziemię za paznokciami – stwierdziła Betsy i gwizdnęła. Obie dziewczyny rzuciły się biegiem przez hol, tak jak kiedyś, gdy były młodsze. Wyniknęła z tego przynajmniej jedna dobra rzecz, pomyślała Kate. Jej córki znów są przyjaciółkami. A ona odzyskała Betsy. To wystarczy, żeby czuła wdzięczność. Przypomniała sobie, co obiecała Bogu na lotnisku. „Nie pozwól, by cokolwiek złego przytrafiło się Betsy czy Ellie. Zrobię wszystko. Wszystko”. Nie łamie się obietnic, czynionych Bogu. Nigdy. Zaczęła płakać bezgłośnie.
– Obiecaj mi jutro – chlipnęła. Patrick dotrzymał słowa, danego tyle lat temu. Gdzie podziała się jej wiara? Czemu zwątpiła? Dlaczego nie ufała, że jej mąż dotrzyma obietnicy? Dlaczego? Dlaczego?
Kate zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Widziała przed sobą jedynie lata roztrząsań. Nawet kiedy jako staruszka usiądzie na tarasie w bujanym fotelu, nadal będzie próbowała wyjaśnić, zrozumieć, gdzie popełniła błąd.
Nagle uderzyła otwartymi dłońmi w stół.
– Postarasz się być jak najlepsza i nawet nie obejrzysz się wstecz. Wczoraj minęło, jutro jeszcze nie nastało, liczy się tylko dziś.
Ponownie uderzyła w stół dla podkreślenia wagi swych słów. Nie poczuła się ani trochę lepiej, ale nie chciała o tym myśleć. Zamierzała się ubrać i popracować w ogrodzie. Razem z córkami.
Później, kiedy ściągała rękawice do prac w ogrodzie, przyszło jej do głowy, że znów tworzą rodzinę. Zastanawiała się, czemu to odkrycie nie przyniosło jej pocieszenia, bo słowo „rodzina” zawsze należało do jej ulubionych słów.
– Hej, już pierwsza. Czy nie powinnyśmy sobie zrobić przerwy na lunch i prysznic? – zawołała Ellie. – Ani się obejrzymy, jak będzie trzecia po południu. – Oparła grabie o ogrodzenie. – Ślicznie wygląda. Schludnie. Jakby przycięte skalpelem. Naprawdę dobra robota.
– Boże, ale ładny dzień, prawda? – powiedziała Kate. – Zawsze, kiedy świeci słońce, jest przyjemnie. – Rozejrzała się po ogrodzie, spojrzała na pusty domek w głębi i kwiaty, okalające mały ganek wejściowy. Stadko ptaków siedziało jak na warcie na barierce wokół tarasu. Czekały. Zapomniała rano nasypać im ziarna. Jacy cierpliwi są jej opierzeni przyjaciele. Może to klucz do życia: cierpliwość. Pojemniki na wodę też były puste. Spojrzała na niższe gałęzie drzewa, gdzie wisiały budki dla ptaków.
Olbrzymi dom z sekwoi i szkła spoglądał na nią. Duma architekta. Nad kominkiem wisiał rysunek domu. Kochała ten dom, odnosiła wrażenie, że to jej pierwszy prawdziwy dom. Wkrótce zamieszka tu intruz, obcy.
– Kto przygotuje lunch? – spytała Ellie. – Co zjemy?
– Dla mnie może być tuńczyk lub opiekany ser – krzyknęła Kate z szopy na narzędzia. – Muszę nakarmić ptaki i nalać im wody.
Zobaczyła swe córki biegnące w stronę tarasu, ich gołe nogi śmigały w słońcu. Woda w basenie połyskiwała, w jacuzzi woda bulgotała, ptaki czekały.
– Jak wyglądamy? – spytała nerwowo Kate za kwadrans trzecia.
– Ślicznie – odparła Ellie. – Jakbyśmy należały do siebie. No wiesz, odlane z jednej formy czy jak to mawiają o rodzinie.
Znowu to słowo: rodzina.
– Wyglądasz wspaniale, mamo – powiedziała Betsy.
– Nie wystroiłam się zanadto, co? – spytała nerwowo Kate.
– Masz na myśli te złote kółka w uszach? Nie – odparła Ellie. Włożyła niebieską sukienkę, zaprojektowaną przez Donnę Karan, po mistrzowsku ukrywającą niezbyt szczupłą talię. Sukienka kończyła się pięć centymetrów nad kolanami i elegancko się układała.
– Nie chcę wiedzieć, ile kosztowała ta sukienka – zagadnęła Ellie.
– I bardzo dobrze, bo nie zamierzam ci powiedzieć – odparła Kate. – Jak wyglądają moje włosy? Przed wyjazdem do Kostaryki ufarbowałam je, by ukryć siwiznę. Kiedyś czesałam się w… w koński ogon. – Już miała powiedzieć, że Gus uwielbiał jej nową fryzurę w stylu księżniczki Di, ale ugryzła się w język. Fryzurka wydawała się prosta, nie wymagała żadnych zabiegów, idealnie odpowiadała jej trybowi życia. No i była twarzowa. Spore znaczenie miało to, że natura obdarzyła ją lekko kręconymi włosami.
– Pamiętam te guziczki i kokardki, którymi ozdabiałaś nasze sukienki. Boże, wyglądałyśmy jak sieroty – zachichotała Betsy. – Miałyśmy kokardki i wstążeczki nawet przy skarpetkach.
Wyglądałyście uroczo – próbowała się bronić Kate.
Mamo, wyglądałyśmy jak pajace. Wszyscy nosili niebieskie dżinsy i kolorowe koszulki, a my paradowałyśmy w naszych falbankach i wstążkach. Teraz wydaje się to zabawne, ale wtedy bardzo cierpiałyśmy.