– Jest w tobie pełno jadu i goryczy, prawda? – Nie czekając na odpowiedź dodał: – Mogę uczynić z twojego życia piekło.
– A ja mogę cię stąd wyrzucić. Nie muszę tolerować tu twojej obecności. Wprost nie wierzę, że powiedzieliśmy to wszystko. Grozimy sobie nawzajem. Do czego to doprowadzi?
– Zawsze byłem głową domu. Musisz się z tym pogodzić. A ty zawsze byłaś głupiutka. Myślałaś jedynie o tych swoich cholernych robótkach. Nagle stałaś się autorytetem we wszystkich sprawach.
– Przykro mi, że widzisz moje życie w ten sposób. Musiałam wytrwać i starałam się to zrobić najlepiej, jak umiałam. Proszę, nie karz mnie za to. Stałam się dodatkiem do ciebie. Nigdy nie powinieneś pozwolić na taki obrót rzeczy. Wierzyłam ci, kiedy mówiłeś, że potrafię jedynie prowadzić dom i mieć dzieci. Kiedy zostałeś zestrzelony, byłam zupełnie bezradna. Nie umiałam nic poza prowadzeniem domu. Przez najczystszy przypadek spotkałam w parku cudowną kobietę, pomagając sobie wzajemnie jakoś udało nam się przetrwać. Tak mi było wstyd, że mam trzydzieści lat i nie wiem nic o życiu. Gdyby nie ona i Donald, nasze dzieci trafiłyby do rodzin zastępczych, a ja zostałabym umieszczona w domu wariatów.
Patrick patrzył na swoją żonę jak na kogoś obcego. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wkrótce nadejdzie zmrok, skończy się ten dzień. Nienawidził ciemności.
– Są tu lampy?
– Tak. Bardzo dużo. Czemu pytasz? – spytała zmieszana Kate.
– Nie lubię ciemności. To, przez co przeszłaś, to ledwie pryszcz na dupie. Nie wiesz, co to prawdziwe nieszczęście. Nigdy więcej nie będę mógł latać. Zawsze w powietrzu czułem się dobrze. Ale odebrali mi i to. Nienawidzę ich. Nie jestem nawet pewien, czy lubię ciebie, Kate.
– Ja również nie jestem pewna, czy cię lubię – odparła spokojnie Kate. – Jeśli chcesz, możesz latać. Możemy ci nawet kupić samolot, jeśli uczyni cię to szczęśliwym. Możesz uzyskać licencję pilota pod nowym nazwiskiem. Nie powinno to przedstawiać większego problemu. Chciałabym, żeby wszystko było takie łatwe. Dobry stomatolog zajmie się twoimi zębami. Okulista wyleczy cię z katarakty i przepisze odpowiednie szkła. Żyjesz, Patricku. Powinieneś być za to wdzięczny losowi. Dobre jedzenie, ciepło, świeże powietrze przyspieszą twój powrót do pełnej formy.
– Zapomniałaś o witaminach, soku pomarańczowym i środku przeczyszczającym raz w tygodniu – powiedział niegrzecznie Patrick. – Robi się ciemno.
Kate podeszła do kontaktu i włączyła lampy. Sztuczne światło zalało podwórze ciepłym, jasnym blaskiem.
– Co to za mały domek?
– To domek Delii – wyjaśniła Kate.
– Może powinienem się do niego przenieść.
– Może nie powinieneś być sam. Pomyśl o tym. Zbyt długo byłeś sam.
– Znów mi mówisz, co mam robić?
– To była tylko sugestia. Domek należy do Delii. Będzie ci potrzebna jej zgoda.
– Gdzie ona jest?
– W Meksyku – odparła Kate, serce zabiło jej mocniej w piersi.
– Jest Meksykanką? I właścicielką domku na twojej ziemi? Nie, to wykluczone. Jeśli rzeczywiście masz tyle pieniędzy, jak utrzymujesz, odkup go od niej. Mam dosyć obcokrajowców do końca życia.
– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić. Nie zrobię.
– Owszem, zrobisz. Jestem twoim mężem i rozkazuję ci, byś tak to załatwiła.
– Władze twierdzą, że nie jesteś moim mężem. Do niczego nie możesz mnie zmusić.
Patrick wyciągnął rękę, złapał Kate za włosy i zwalił ją z krzesła. Kate uderzył w twarz zjełczały zapach z jego ust. Dziewczęta wybiegły z domu i za chwilę znalazły się obok ojca. Każda złapała go za jedną rękę. Odciągnęły go od Kate. Kate kaszlała i dławiła się, próbując złapać oddech.
– Mamo, co…
– Wydałem waszej matce polecenie, a ona mi się sprzeciwiła – powiedział Patrick, próbując wyswobodzić ręce.
– Tato, tu nie wojsko – oświadczyła Betsy. – Czego chciałeś?
– Oświadczyłem, że nie życzę tu sobie żadnych cudzoziemców. Wasza matka powiedziała, że ten domek należy do Meksykanki. Kazałem go odkupić, a ona odmówiła. Puśćcie mnie!
Dziewczęta jednocześnie zwolniły uścisk i podeszły do matki.
– Della przyjedzie jutro – wyjaśniła im cicho Kate. – Zadzwoniłam do niej.
Patrick poprawił koszulę i wszedł do domu.
– Jest jak zwierzę – wykrzyknęła dziko Betsy.
– Mamo, nie możesz z nim zostać. Mógłby cię zabić. Co będzie, jak odjedziemy?
– Zostanie ze mną Della. Przyjedzie, wiem to. Wasz ojciec wiele wycierpiał. Musi mieć kilka dni, by się przystosować do nowych warunków. Sądzę, że czuje się zdradzony, zresztą całkiem słusznie.
– To nie ma nic wspólnego z nami – pocieszała się Betsy. – Nie wiem… nie mam pojęcia… co oni mu zrobili?
– Myślę, że najgorsze rzeczy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jeśli zacznie być źle albo dojdę do wniosku, że nie dam sobie rady, zadzwonię do tego… jak on się nazywał?
– Masz numer jego telefonu? – spytała z niesmakiem Ellie.
– A ty nie masz?
– Nie. Betsy też nie. Nie wręczają wizytówek. Zapomniałaś, że to oni skontaktowali się z nami?
– To nie może się dziać naprawdę – mruknęła Kate. – Powinnyśmy zrobić właśnie to, czego zabronili nam zrobić. Myślałam, że możemy liczyć na pomoc, gdy będziemy jej potrzebowały. Nie lubi nas, szczególnie mnie – zauważyła.
– Rozczarował się – stwierdziła Ellie. – Chciał, by wszystko zostało, jak dawniej.
Betsy usiadła na tarasie i objęła się za kolana.
– Czy zrobimy niewłaściwie, jeśli spróbujemy odtworzyć dla niego dawne czasy? Nie myślałam, że tak to będzie wyglądało. Wiedziałam, że się zmieni, ale myślałam… miałam nadzieję, że nadal pozostanie tym samym ojcem.
– Nie, skarbie, popełniłybyśmy błąd próbując odtworzyć przeszłość. Jedyne, co możemy zrobić, to być przy nim. Czeka go wiele wytężonej pracy, nas również.
– Co się stanie, kiedy pojawi się Della? – spytała z lękiem Ellie.
– Nie wiem. Ojciec zaproponował, że przeniesie się do jej domku. Ale wydaje mi się, że to nie byłoby dla niego dobre. Powinien pozostać wśród ludzi, znów nauczyć się z nimi żyć. Wszystko to wymaga czasu.
– Nie wyjadę, póki się nie uspokoi – oświadczyła Ellie. – Chyba nie myślisz, że nam coś zrobi, kiedy będziemy spały, co? – spytała z oczami okrągłymi ze strachu.
Kate właśnie się nad tym zastanawiała. Betsy również, sądząc po jej minie.
– Myślę, że możemy wszystkie razem przespać się dziś w moim pokoju. Urządzimy sobie całonocną balangę. Mój Boże, czy to ja powiedziałam? Powiedziałam, prawda?
– Zabrałyśmy się do szykowania obiadu – oznajmiła nerwowo Ellie.
– Co przygotowałyście? Betsy zachichotała histerycznie.
– Wrzuciłyśmy całe mięso razem z warzywami do szybkowara. Powstała rzadka potrawka, może ojciec się nie pozna. Ellie dodała mnóstwo przypraw. Nawet nieźle pachnie. Mamo, czy ojciec zrobił choć jedną miłą uwagę? Czy powiedział, że za nami tęsknił, że nas kocha?
– Zrobił to na swój sposób. Na pewno i kocha nas, i tęsknił za nami, ale chyba się boi, że znów wszystko zostanie mu odebrane. Pozbył się jednych lęków, ogarnęły go nowe. To nie fair żądać od niego takiego poświęcenia. To nie fair wobec nas wszystkich. Nic z tego nie rozumiem – mruknęła Kate.