Córki otoczyły Kate ramionami. Zapłakały razem nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.
– Myślicie, że tato kiedykolwiek całkowicie wyzdrowieje? – spytała Ellie jakiś czas później.
– Sądzę, że tak – powiedziała Kate nie wiedząc, czy to prawda.
– Poprowadzę twoją firmę – oświadczyła Betsy. – Ale jeśli coś schrzanię, nie miej do mnie pretensji.
– Będę cię miała na oku, siostrzyczko. To, że jesteś starsza, wcale jeszcze nie znaczy, że jesteś najmądrzejsza – przekomarzała się z nią Ellie.
– Tak, a znasz jeszcze kogoś, kto w wieku dwudziestu sześciu lat zrobił doktorat? – odparowała Betsy.
Docinały sobie wzajemnie. Kate wydawało się to cudowne. To pokolenie tak dziwnie ze sobą rozmawia. Przez kilka minut czuła się niemal szczęśliwa.
– Dziewczęta, może posiedzicie sobie w jacuzzi. Muszę zadzwonić w kilka miejsc i spróbować na jutro zamówić wizytę u lekarza dla waszego ojca. Przynieście tu telefon i coś do picia. Będę musiała tyle kłamać, że na pewno zaschnie mi w gardle.
Słuchały, siedząc w bulgoczącej wodzie, jak Kate dzwoni kolejno do ważnych osób, póki nie uzyskała potrzebnych jej obietnic.
;- Mam u siebie dalekiego krewnego z Polski, który wymaga natychmiastowej pomocy lekarskiej. Czy możemy umówić się na wszystkie badania na jeden dzień…? Oczywiście, że wykonam rysunek domu twojego szwagra. Sprawi mi to prawdziwą przyjemność. Skończę go przed Świętem Dziękczynienia… Wcześniej? Dobrze. Rzucę wszystko i zajmę się tylko tym. Zadzwoń do biura i daj im adres… Oprawiony? Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Dziękuję, Stephenie.
– Mamo, co byś powiedziała na to, gdybyśmy go oszukały i gdybym to ja wykonała ten rysunek? – krzyknęła Betsy, chichocząc. – Powiem ci teraz komplement. Widziałam prawie wszystkie twoje rysunki. Nawet kupiłam jeden, wisiał w banku. I co ty na to?
Kate roześmiała się.
– Powiedz mi, ile za niego zapłaciłaś.
Betsy wymieniła cenę. Kate znów się roześmiała i powiedziała:
– Miałam na nim chyba sto pięćdziesiąt procent zysku.
– Dwa lata temu chorowałam na grypę i nudziłam się, więc dla zabicia czasu spróbowałam skopiować rysunek. Oprawiłam go i gdyby nie mój podpis, nie byłabyś w stanie ich odróżnić.
– Powiedziała to bez śladu skromności – zauważyła Kate i uśmiechnęła się.
– Taka już jestem. Chcę ci zasugerować, że mogę wykonać te rysunki, a jeśli dojdziesz do wniosku, że są równie, dobre jak twoje, opatrzysz je swoim podpisem ze względu na tego faceta. Będę miała poczucie, że mam swój udział w tym, by pomóc ojcu powrócić do zdrowia.
– Niezbyt to uczciwe – stwierdziła Kate. Nastrój i ton głosu Betsy zmienił się w jednej chwili.
– Nie chcę teraz słyszeć o uczciwości. Spójrz tylko na nasze obecne położenie. Zapomnijmy na razie o istnieniu tego słowa.
Ellie, jakby bała się, że zostanie pominięta, spytała:
– A co ze mną? Mam za tobą nosić kredki, czy co?
– Będziesz nosiła kredki i dodawała cyfry w księgach. Może uda nam się nakłonić tego faceta, by nam zapłacił.
– Nie ma mowy – oświadczyła Kate. – A gdybyś podpisała je tylko nazwiskiem? Mogę w przyszłości też podpisywać w ten sposób swoje prace. Tak będzie bardziej uczciwie.
– Jestem gotowa do snu – powiedziała Ellie, wyłażąc z jacuzzi. – To urządzenie szturcha człowieka w siedzenie, ale potem śpi się jak niemowlę.
W drodze do sypialni Kate spytała zaniepokojona:
– Będziemy spały razem?
– Tak – odparły jednocześnie obie córki, idące za nią.
– Dobrze. Chyba lepiej, jeśli zostawimy wszystkie światła zapalone na wypadek, gdyby wasz ojciec się obudził. Powinnyśmy też do niego zajrzeć.
Kate przystanęła gwałtownie, zaglądając do pokoju męża.
– O Boże, śpi na podłodze. Okrył się chyba sześcioma kocami.
– Może bał się, że spadnie z łóżka. Jest dość wysokie – zauważyła Ellie.
– Albo przyzwyczaił się do spania na podłodze – powiedziała Betsy. – Może nie miał łóżka. Ten dywan jest wystarczająco gruby, by mógł służyć za materac.
– Sprawia wrażenie takiego… samotnego -mruknęła Kate. Weszła do pokoju i uklęknęła obok Patricka. Miała mu odgarnąć włosy z czoła, kiedy się obudził. Oczy przepełniał mu zwierzęcy strach. Skulił się i wymamrotał coś po rosyjsku, czego Kate nie mogła zrozumieć.
– To ja, Kate. Wszystko w porządku – uspokajała go, klepiąc męża po ramieniu. – Nic ci się nie stanie, póki tu jestem.
– Kate? Kate?
– Tak, Patricku. Spróbuj znów zasnąć. Zostanę tu z tobą przez jakiś czas. – Delikatnie pogłaskała go po włosach. Ponieważ nie mogła sobie przypomnieć żadnej kołysanki, zaczęła nucić: – Miała Marysia owieczkę o runie…
– Białym jak śnieg. Gdziekolwiek…
– Marysia poszła, owieczka biegła też.
– Zaśpiewaj jeszcze raz, Kate.
Kate dała córkom znak, by wyszły. Kiedy skończyła piosenkę o Marysi i jej owieczce, zaczęła śpiewać o Jacku i Jill. Ujrzała uśmiech na twarzy męża, zapadającego ponownie w sen. Serce podeszło Kate do gardła, a łzy kapały na ramiona Patricka, osłonięte koszulą. Poczuła głuchy, gwałtowny gniew. Nawet nie dali mu ubrania. Jedynie zmianę bielizny. Spał w ubraniu, żeby mu było ciepło. Gotowa była zabić ich za to, co z nim zrobili.
– Obiecuję ci, Patricku, że twój dzień jeszcze nadejdzie – szepnęła.
Rano Kate wręczyła Patrickowi obszerny sweter.
– Na dworze jest chłodno – wyjaśniła. – Pojedziemy do Los Angeles. Zamówiłam wizytę u lekarza. Zajmie nam to cały dzień, Patricku. Wytrzymasz?
– Tak, Kate – powiedział cicho Patrick.
– Jutro sprawimy ci nową garderobę. Albo poprosimy o to dziewczęta. Zrobią zakupy i kiedy wrócimy, nowe ubrania będą już na ciebie czekały. Tak, to dobry pomysł. Zgadzasz się?
– Uważasz, że to dobry pomysł?
– Tak, ale co ty o tym myślisz?
– Chciałbym mieć swoje własne ubrania. Chcę wyrzucić wszystkie te ciuchy, które mam na sobie. Oprócz swetra. Sweter dostałem od ciebie. Tak, to dobry pomysł. Udało mi się, Kate? Podjąłem decyzję? Nie wolno mi… nie było mi wolno rozmawiać ani zadawać pytań. O niczym nie decydowałem.
– Cóż, właśnie zadecydowałeś. W ciągu dnia zdarzy się to jeszcze nie raz – powiedziała łagodnie Kate.
– A jeśli podejmę błędną decyzję? – spytał Patrick. – Co się wtedy stanie?
– Nic a nic. – Znów ogarnęła ją paląca złość na tych bezimiennych, nieznanych ludzi, którzy uczynili z jej męża całkiem innego człowieka. Próbowała nadać swemu głosowi pogodne brzmienie. – Czasem nawet dobrze coś schrzanić, bo wtedy ma się okazję wszystko naprawić.
– Czyli, że będę miał dwie szanse.
– Jasne. A jak zajdzie potrzeba i więcej -powiedziała Kate łamiącym się głosem. Ciekawa była, gdzie podziała się jego złość, wściekłość, wrogość? Czy coś nim powodowało, że był taki uległy? Strach potrafi wyczyniać z ludźmi dziwne rzeczy. Walczyła ze swą bezsilną złością. Twój dzień jeszcze nadejdzie, Patricku. – Kto przygotuje śniadanie? – spytała pogodnie.
– Ja – zaoferowała się Betsy.
– Wezmę prysznic. Patricku, wziąłeś prysznic?
– Było… było za zimno.
– Należy codziennie brać prysznic. Musisz też się golić i myć zęby. Pokażę ci, jak uruchamiać termowentylator w łazience, żeby nie było ci zimno. Nagrzewa pomieszczenie w ciągu pięciu minut.
Patrick ruszył z Kate korytarzem do łazienki. Obserwował ją uważnie i kiwał głową, by pokazać, że rozumie, jak się włącza i wyłącza termowentylator.