– No właśnie! – krzyknęła Ellie.
– Zamknij się. – Betsy szarpnęła kokardki przy skarpetkach. – Nienawidzę tych kokardek. Żadne dziecko w szkole nie ma kokardek przy skarpetkach.
– Myślałam, że je lubisz. Pasują do wstążek we włosach – odparła Kate. Boże, czy ten zdesperowany głos należy do niej?
– Ale już ich nie chcę – stwierdziła rozdrażnionym tonem Betsy.
– To daj je mnie – krzyknęła Ellie i rzuciła się na kokardki, które wywlekła Betsy. – Teraz będę miała po jednej kokardce z każdej strony. Mamusiu, przyszyjesz mi je?
Coś się tu działo, ale nie bardzo wiedziała, co.
– Zgoda, wieczorem przyszyję ci je, jeśli Betsy jest pewna, że ich nie chce.
– Nie chcę. To głupie. Nancy Davis mówi, że wyglądają śmiesznie. Powiedziała, że noszę za dużo kokardek i wstążeczek, naśmiewają się też z kolorowych guzików, które mi naszyłaś na dole sukienki.
– Przecież są takie śliczne, takie kolorowe – próbowała się bronić Kate.
– Naszyj je na mojej sukience – poprosiła uradowana Ellie. Kate skinęła głową, obserwując wojowniczą minę Betsy.
– Widzę, że chcesz nosić proste ubranka, bez falbanek i kokardek – powiedziała cicho.
– Chcę tylko wyglądać, jak inne dziewczynki. I nie chcę już zabierać na przyjęcia tych małych torebek. Chcę kupować prezenty tak jak wszyscy. Jeśli nie będę mogła wziąć kupnego prezentu, wolę w ogóle nie iść.
– Rozumiem, Betsy. Zastanowię się nad tym.
– Zawsze tak mówisz tatusiowi, a potem wcale się nie zastanawiasz. Słyszałam, jak mówił, że w ten sposób chcesz go zbyć.
– Betsy, najdroższa, przepraszam. Postaram się poprawić. Obiecuję – powiedziała Kate łamiącym się głosem.
– To też zawsze mówisz. A wcale nie jest ci przykro. Jak się mówi przepraszam, to znaczy, że czegoś się już nie zrobi. Tak tłumaczył nam tatuś. Spytaj Ellie. Jeśli nie będzie udawała głupiej jak but z lewej nogi, przyzna mi rację.
Ellie kiwnęła głową.
Kate zawahała się przez chwilę.
– Nie chodzi ci tylko o kokardki i guziczki, Betsy. Powiedz mi, co się stało?
Betsy spojrzała z nieszczęśliwą miną na swoje bose nóżki. Zagryzła dolną wargę, niechybny znak, że za chwilę się rozpłacze.
– Betsy mówi, że tatuś się zgubił i tamten pan nie może go znaleźć. Tatusiowie się nie gubią, prawda, mamusiu? – Ellie zachichotała. – Tylko tak się wygłupiała, żeby mnie nastraszyć, prawda, mamusiu?
Kate uklękła i objęła obie córeczki.
– Nie, Ellie – szepnęła. – To wszystko moja wina. Powinnam powiedzieć wam wczoraj o wizycie majora Colliera, ale… musiałam… oswoić się z tym, czego się dowiedziałam. Zamierzałam porozmawiać o tym z wami dzisiaj na spacerze. Widzicie, coś się zepsuło w samolocie tatusia i tatuś musiał… go opuścić, wyskoczyć z niego. Obie wiecie, co to jest spadochron. Tatuś miał spadochron, więc bezpiecznie wylądował na ziemi. Wezwał przez radio pomoc i teraz musimy czekać, aż… aż ktoś do niego dotrze albo aż sam znajdzie drogę powrotną. Może to trochę potrwać. Musimy być dzielne i nie możemy się martwić. Tatuś nie chciałby, żebyśmy się martwiły.
– Czy to znaczy, że tatuś nie napisze już do nas listów? A czy my nadal będziemy do niego pisały? – spytała Betsy płaczliwym głosem.
– Oczywiście, że tak. Tak, jak do tej pory. Tatuś jest prawdopodobnie zbyt zajęty, by pisać. Musi się wydostać z dżungli.
– Czy w dżungli są listonosze? – spytała Ellie.
– Mamusiu, ona znów udaje głupią.
– Betsy, jesteś pewna, że w dżungli nie ma poczty? – zbeształa ją łagodnie Kate.
– Ona mówiła o listonoszach. Jak ten, który przychodzi do nas. To różnica – powiedziała gniewnie, patrząc roziskrzonym wzrokiem.
– Coś ci powiem. Dzisiaj po spacerze wstąpimy do biblioteki. Poprosimy, żeby pani bibliotekarka dała nam wszystko, co ma o Wietnamie, mapę też. Jeśli ją dokładnie przestudiujemy, może domyślimy się, gdzie jest tatuś, i łatwiej nam będzie sobie wyobrazić, jak sobie radzi. Głosuję za.
– Ja też – powiedziała Ellie, podnosząc rączkę.
– Betsy?
– Dobrze.
– Przepraszam, że nie powiedziałam wam tego wczoraj. Ale byłam zdenerwowana.
– To dlatego wszystko wyrzuciłaś? – spytała Betsy.
Kate skinęła głową. Jaka mądra była ta mała dziewczynka. Jaka podobna do Patricka.
– Oszukałaś mnie wczoraj wieczorem, prawda? Wcale jeszcze nie usnęłaś, tak?
– Słyszałam, jak płakałaś mamo. Widziałam, jak wrzucałaś wszystko do toreb. Wszystkie te rzeczy, które tatuś nazywał rupieciami. Nie dowie się, że to zrobiłaś.
– Dziś wieczorem mu o tym napiszemy.
– Już za późno. Zgubił się i nikt mu nie dostarczy naszego listu – powiedziała Ellie i wybuchnęła płaczem.
– I tak napiszemy list i będziemy się modlić, by tatuś go otrzymał. Będziemy pisać codziennie, nawet jeśli miałybyśmy w kółko pisać o tym samym. Skontaktujemy się z Czerwonym Krzyżem i poprosimy ich o pomoc. A teraz skończcie się ubierać, otworzymy okna i pójdziemy na spacer. Zapowiada się piękny dzień: świeci słońce, niebo jest błękitne. Urządzimy sobie piknik i będziemy się bawić w parku.
– Dlaczego nie możemy sobie kupić hot – dogów i frytek, jak wszyscy? – spytała Betsy, wykorzystując sytuację.
– Świetny pomysł. Czas, byśmy zrobiły coś innego. Z przyprawami i musztardą, co wy na to?
– Pycha, prawdziwe hot – dogi. Napiszemy tatusiowi, że jadłyśmy hot – dogi. Nie będzie chciał uwierzyć. Mamusiu, napiszesz mu o tym, żeby naprawdę uwierzył? – poprosiła Ellie.
– Naturalnie – zgodziła się Kate, zmuszając się do uśmiechu. – Mam jeszcze lepszy pomysł. Betsy narysuje, jak wszystkie trzy jemy hot – dogi. – Uszczypnęła Betsy w brodę. Dziewczynka zrobiła grymas, przypominający uśmiech. Nie przebaczała łatwo. – No, chcę widzieć pogodne buzie – powiedziała Kate tak wesoło, jak tylko umiała. W końcu Betsy pokazała swój szczerbaty uśmiech. – No, panienki, za dziesięć minut śniadanie. Umyjcie buzie i ząbki, uczeszcie się i przynieście gumki do włosów. Dziś mam naleśniki niedźwiadka grizzly dla Betsy i naleśniki pieska dla Ellie.
– Wolę płatki kukurydziane z bananami – oświadczyła Betsy naburmuszonym tonem. – Mówiłaś, że naleśniki są tylko dla dorosłych, bo od syropu psują się zęby. Nie chcę naleśników.
– Świetnie, w takim razie dostaniesz płatki kukurydziane, a ja i Ellie j zjemy naleśniki – powiedziała Kate wyraźnie zmęczona. Boże, co się 1 z nami dzieje?
Godzinę później, kiedy były już po śniadaniu, Kate wyszła z dziewczynkami przed dom.
– Słuchajcie, zamiast jechać do Bakersfield, dla odmiany wybierzmy się do Mojave.
– Wolę jechać do parku – oświadczyła Betsy, trącając siostrę łokciem.
– Ja też – pośpiesznie dodała Ellie.
– Zgoda. Pamiętajcie, że same tak zadecydowałyście.
– Dlaczego chcesz jechać na pustynię? Tam nie sprzedają hot-dogów – powiedziała Betsy, patrząc prosto przed siebie, złożywszy rączki na brzuszku.
– Jestem przekonana, że sprzedają tam hot – dogi. Nie próbowałam się wcale w ten sposób wykręcić, by wam ich nie kupić. Pomyślałam tylko… – Westchnęła. – Dziewczynki, czy mogłybyście postarać się trochę bardziej… Chodzi mi o to, by nie było między nami żadnych uraz. Wiem, Betsy, że odczuwasz złość, ale złość niczego nie załatwia. To, że jestem dorosła, wcale nie znaczy, że nie zapominam…
– Pani w szkole mówi, że nikt nie wie wszystkiego – przyszła jej z pomocą Betsy.
– I twoja pani ma bezwzględnie rację. Przepraszam, jeśli… Chciałam wszystko robić dobrze. Ale teraz widzę, że popełniałam mnóstwo błędów. Najbliżsi nie powinni się sprzeczać. Od tej pory jeśli któraś z nas będzie chciała coś powiedzieć, powinna to zrobić. A pozostałe jej wysłuchają. Będziemy… będziemy głosowały. Przegłosujmy teraz, czy zgadzamy się głosować. – Kate zachichotała, choć starała się zachować powagę.