Выбрать главу

– Samo życie – oznajmił Myron, czując skutki wypitego alkoholu.

– Istotnie.

Zadzwonił domofon.

Myron miał mdłości. Spojrzał na zegarek. Pierwsza trzydzieści w nocy. Popatrzył na Wina. Ten odpowiedział mu podobnym spojrzeniem. Twarz miał spokojną jak woda w stawie. Wciąż był przystojny, aż nazbyt przystojny, ale lata, trudy, nieprzespane noce pełne przemocy lub – tak jak dzisiejsza – seksu, zaczynały się odrobinę uwidaczniać.

Myron zamknął oczy.

– Czy to…?

– Tak.

Westchnął i wstał.

– Mogłeś mnie uprzedzić.

– Po co?

Już nieraz o tym rozmawiali. Na to pytanie nie było odpowiedzi.

– Ona jest z tego nowego lokalu przy Upper West Side – wyjaśnił Win.

– Tak, dogodne położenie.

Nie mówiąc nic więcej, Myron poszedł korytarzem do swojego pokoju. Win otworzył drzwi. Chociaż zawsze go to przygnębiało, Myron zerknął przez ramię. Dziewczyna była młoda i ładna. Powiedziała „cześć!” z wymuszonym entuzjazmem. Win nie odpowiedział. Skinął na nią, żeby poszła za nim. Zrobiła to, stukając zbyt wysokimi obcasami. Zniknęli w głębi korytarza.

Jak zauważyła Esperanza, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają – choćbyś nie wiem jak tego chciał.

Myron zamknął drzwi i opadł na łóżko. Kręciło mu się w głowie. Sufit wirował. Myron nie próbował z tym walczyć. Zastanawiał się, czy zwymiotuje. Raczej nie. Odepchnął od siebie myśli o dziewczynie. Przyszło mu to łatwiej niż kiedyś – co świadczyło, że zmienił się, ale zdecydowanie nie na lepsze. Nie słyszał żadnych odgłosów. Pokój, w którym Win zamknął się z dziewczyną (oczywiście nie robił tego w swojej sypialni), był dźwiękoszczelny. W końcu Myron zdołał zasnąć.

Zadzwoniła jego komórka.

Myron wcześniej przestawił ją na wibracje. Postukiwała o blat nocnego stolika. Zbudził się z drzemki i sięgnął po nią. Przetoczył się na bok i załupało mu w głowie. Wtedy zobaczył godzinę na kwarcowym zegarze, który stał na stoliku.

2.17.

Nie sprawdzając, kto dzwoni, przyłożył aparat do ucha.

– Halo? – wychrypiał. Najpierw usłyszał szloch.

– Halo? – powtórzył.

– Myron? Tu Aimee.

– Aimee. – Myron usiadł na łóżku. – Co się stało? Gdzie jesteś?

– Powiedziałeś, że mogę zadzwonić. – Znów szloch. – O każdej porze, tak?

– Tak. Gdzie jesteś, Aimee?

– Potrzebuję pomocy.

– W porządku, nie ma sprawy. Tylko powiedz mi, gdzie jesteś.

– O Boże…

– Aimee?

– Nikomu nie powiesz, prawda?

Zawahał się. Pomyślał o Claire, matce Aimee. Ze smutkiem przypomniał sobie, jaka była w wieku Aimee.

– Obiecałeś. Obiecałeś, że nie powiesz moim rodzicom.

– Wiem. Gdzie jesteś?

– Obiecujesz, że nie powiesz?

– Obiecuję, Aimee. Tylko powiedz, gdzie jesteś.

Rozdział 7

Myron włożył dres.

Był lekko otępiały. Wciąż nie wyparował z niego alkohol. Mimo to dostrzegał zabawną stronę tej sytuacji: powiedział Aimee, żeby zadzwoniła do niego, ponieważ nie chciał, żeby wsiadała do samochodu prowadzonego przez kogoś, kto pił, a teraz sam był lekko przytruty. Spróbował zebrać myśli i ocenić, czy jest dostatecznie trzeźwy. Doszedł do wniosku, że może prowadzić, ale czy nie tak uważa każdy pijak?

Zastanawiał się, czy nie obudzić Wina, ale ten był zajęty. A ponadto wypił nawet więcej niż on, chociaż sprawiał wrażenie trzeźwego. Mimo wszystko Myron nie powinien niczego robić pochopnie, prawda?

Dobre pytanie.

Drewniana podłoga w korytarzu była niedawno odnawiana. Myron postanowił sprawdzić, czy jest trzeźwy. Poszedł po jednej desce, jakby na rozkaz policjanta szedł po środkowej linii namalowanej na jezdni. Przeszedł ten test, ale musiał przyznać – bez fałszywej skromności – że ma cholernie dobrą koordynację. Pewnie zdołałby przejść ten test nawet pijany w sztok.

Tylko czy miał jakieś wyjście? Nawet gdyby o tej porze znalazł kogoś, kto usiadłby za kierownicą, jak Aimee zareagowałaby na widok obcego człowieka? To on, Myron, wymusił na niej obietnicę, że zadzwoni do niego, gdyby wpadła w tarapaty. To on wcisnął jej do ręki wizytówkę z numerami wszystkich swoich telefonów. To on – o czym przed chwilą mu przypomniała – przysiągł zachować dyskrecję.

Musiał pojechać sam.

Jego samochód był na całodobowym parkingu przy Siedemdziesiątej Ulicy. Brama była zamknięta. Myron zadzwonił. Dozorca niechętnie nacisnął guzik, podnosząc kratę.

Myron nie był samochodowym entuzjastą i wciąż jeździł fordem taurusem, którego nazywał Magnesem na Laski. Samochód służył mu do przenoszenia się z punktu A do punktu B. Kropka. Od liczby koni mechanicznych i zaworów w cylindrach ważniejsze było radio z klawiszami przy kierownicy, żeby mógł nieustannie zmieniać stacje.

Wybrał numer telefonu komórkowego Aimee.

– Halo? – powiedziała cicho.

– Już jadę.

Aimee nie odpowiedziała.

– Może zostaniesz na linii? – zaproponował. – Żebym wiedział, że wszystko jest w porządku.

– Mam prawie rozładowaną baterię. Muszę oszczędzać.

– Powinienem tam być za dziesięć, góra piętnaście minut – rzekł Myron.

– Z Livingston?

– Nocowałem w mieście.

– Och, to dobrze. Na razie.

Rozłączyła się. Myron spojrzał na zegar na desce rozdzielczej. 2.30. Rodzice Aimee muszą się strasznie niepokoić. Miał nadzieję, że zawiadomiła Claire i Erika. Korciło go, żeby do nich zadzwonić, ale wiedział, że nie powinien. Kiedy Aimee wsiądzie do samochodu, namówi ją, żeby zadzwoniła.

Ze zdziwieniem usłyszał, że Aimee znajduje się w centrum Manhattanu. Powiedziała mu, że będzie czekała na rogu Piątej Alei i Pięćdziesiątej Czwartej. Prawie przy Rockefeller Center. Dziwne, że osiemnastoletnia dziewczyna imprezowała w tej części Wielkiego Jabłka, gdzie teraz nie było żadnego nocnego życia. W powszednie dni ta dzielnica tętniła życiem. W weekendy roiło się tu od turystów. Jednak w sobotni wieczór na ulicach było mało ludzi. Być może Nowy Jork jest miastem, które nigdy nie śpi, lecz gdy Myron wjechał na Piątą Aleję, od Pięćdziesiątej Ulicy śródmieście zdecydowanie drzemało.

Zatrzymał się na światłach na skrzyżowaniu Piątej Alei i Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy. Zgrzytnęła klamka, Aimee otworzyła drzwi i wsiadła.

– Dziękuję – powiedziała.

– Nic ci nie jest?

– Nic – odparł cichy głos za jego plecami.

– Nie jestem szoferem, Aimee. Usiądź z przodu. Zawahała się, ale zrobiła to, o co prosił. Kiedy zamknęła drzwiczki, Myron obrócił się do niej. Aimee patrzyła przed siebie. Jak większość nastolatek, nałożyła zbyt grubą warstwę makijażu. Młode dziewczyny nie potrzebują go, szczególnie w takich ilościach. Jej oczy były przekrwione i podkrążone jak ślepia lemura. Miała na sobie coś obcisłego i młodzieżowego, cienkiego i zwiewnego jak gaza – strój z rodzaju tych, których nie nosi się po ukończeniu dwudziestu trzech lat, nawet mając dobrą figurę.