Выбрать главу

– Twój list polecający chyba przeważył szalę.

– Eee tam – rzekł Myron, chociaż zapewne było w tym więcej prawdy, niż Erik przypuszczał.

Myron nie tylko napisał list polecający, ale również zadzwonił do jednego ze swoich starych kolegów, który obecnie pracował w komisji rekrutacyjnej.

– Nie, naprawdę – ciągnął Erik. – Najlepsze uczelnie mają tylu kandydatów. Jestem pewien, że twoja rekomendacja miała wielkie znaczenie. Dziękuję.

– Aimee to dobry dzieciak. Zrobiłem to z przyjemnością. Mecz się skończył. Erik wstał.

– Gotowy?

– Chyba mam dość na dziś – rzekł Myron.

– Obolały, co?

– Trochę.

– Starzejemy się, Myronie.

– Wiem.

– Coraz częściej boli nas to i owo.

Myron skinął głową.

– Sądzę, że kiedy nas coś boli, mamy wybór – rzekł Erik. – Można siedzieć na ławce albo spróbować grać mimo bólu.

Odbiegł, zostawiając Myrona zastanawiającego się, czy Erik nadal mówił o koszykówce.

Rozdział 9

Kiedy Myron wrócił do samochodu, jego telefon komórkowy znów zadzwonił. Myron spojrzał na wyświetlacz. Znów zastrzeżony numer.

– Halo?

– Jesteś skurwielem, Myron.

– Taak, załapałem za pierwszym razem. Masz jakiś nowy materiał czy znów mam słuchać tego oryginalnego tekstu o tym, że zapłacę za to, co zrobiłem?

Dzwoniący rozłączył się.

Myron wzruszył ramionami. W czasach gdy bawił się w superbohatera, miał dobre kontakty. Czas się przekonać, czy jeszcze ma. Sprawdził książkę telefoniczną w swojej komórce. Numer Gail Berruti, jego dawnej wtyczki w telekomunikacji, nadal tam widniał. Ludzie uważają za mało realistyczny sposób, w jaki prywatny detektyw w telewizji z łatwością zdobywa wykazy rozmów. W rzeczywistości jest to jeszcze łatwiejsze. Każdy porządny prywatny detektyw ma swoją wtyczkę w telekomunikacji. Pomyślcie tylko, ilu ludzi pracuje dla poczciwej mamusi Bell. Oraz ilu z nich nie ma nic przeciwko zarobieniu paru dodatkowych dolarów. Kiedyś jeden wykaz rozmów kosztował pięćset dolarów, ale Myron przypuszczał, że w ciągu ostatnich sześciu lat cena poszła w górę.

Berruti nie było – pewnie wyjechała na weekend – ale zostawił jej wiadomość.

– Oto głos z przeszłości – zaczął.

Poprosił, żeby ustaliła, kto do niego dzwonił. Potem znów spróbował połączyć się z Aimee. Odezwała się jej poczta głosowa. Kiedy wrócił do domu, włączył komputer i wprowadził numer do wyszukiwarki. Google nic nie znalazła. Myron wziął szybki prysznic, a potem sprawdził pocztę elektroniczną. Jeremy, jego prawie syn, przysłał mu list zza oceanu:

Cześć, Myron.

Wolno nam napisać tylko to, że jesteśmy w rejonie Zatoki Perskiej. Mam się dobrze. Mama szaleje. Zadzwoń do niej, jeśli możesz. Ona wciąż nic nie rozumie. Ojciec też, ale przynajmniej udaje, że rozumie. Dzięki za paczkę. Uwielbiamy je dostawać.

Muszę iść. Później napiszę więcej, ale przez jakiś czas mogę być nieosiągalny. Zadzwoń do mamy, dobrze?

Jeremy

Myron przeczytał ten list jeszcze dwa razy, ale słowa nie chciały się zmienić. Ten list, jak większość korespondencji od Jeremy’ego, niewiele mówił. Myronowi nie podobał się ten fragment z „nieosiągalnym”. Myślał o tym, jak to jest być rodzicem, i o tym, jak wiele z tego go ominęło, a także o miejscu, jakie ten dzieciak zajął teraz w jego życiu. Ten dzieciak był największym z pytań „co by było gdyby”, największym „gdybym tylko wiedział” i przez większość czasu myśl ta po prostu wywoływała ból.

Wciąż wpatrując się w wiadomość, Myron usłyszał brzęczenie telefonu. Zaklął pod nosem, ale tym razem numer na wyświetlaczu powiedział mu, że to boska pani Ali Wilder.

Myron z uśmiechem odebrał telefon.

– Usługi Ogierów – powiedział.

– Cii, to mogło dzwonić któreś z moich dzieci.

– Wtedy udałbym sprzedawcę koni – powiedział.

– Sprzedawcę koni?

– Czy jak tam nazywają faceta, który sprzedaje konie.

– O której masz samolot?

– O czwartej.

– Jesteś zajęty?

– Czemu pytasz?

– Przez następną godzinę dzieci nie będzie w domu.

– Jejku – powiedział.

– Też tak pomyślałam.

– Sugerujesz odrobinę seksu?

– Owszem. – I zaraz dodała: – Odrobinę?

– Trochę potrwa, zanim tam dojadę.

– Uhm.

– I to będzie musiał być szybki numerek.

– Czyż to nie twoja specjalność?

– Czuję się zraniony.

– Tylko żartowałam, ogierze.

Zarżał.

– To w końskiej mowie oznacza „już pędzę”.

– Czekam – powiedziała.

Jednak kiedy zapukał do drzwi, otworzyła mu Erin.

– Cześć – przywitał się, starając się ukryć rozczarowanie. Spojrzał ponad jej głową. Ali przepraszająco wzruszyła ramionami.

Myron wszedł do środka. Erin wbiegła po schodach na górę. Ali podeszła bliżej.

– Późno wróciła i nie miała ochoty iść na kółko teatralne.

– Och.

– Przykro mi.

– Nie ma sprawy.

– Możemy pościskać się w kącie – powiedziała.

– Będę mógł cię popieścić?

– Spróbuj tego nie zrobić.

Uśmiechnął się.

– Co? – zapytała.

– Coś mi się przypomniało.

– Co takiego?

– Coś, co Esperanza powiedziała mi wczoraj – odparł Myron. – Men tracht und Gott lacht.

– To po niemiecku?

– W jidysz.

– Co oznacza?

– Człowiek strzela, pan Bóg kule nosi.

Powtórzyła.

– Podoba mi się.

– Mnie też – rzekł.

Potem objął ją. Zobaczył Erin na szczycie schodów. Nie uśmiechała się. Myron napotkał jej spojrzenie i znów pomyślał o Aimee, o tym, jak pochłonęła ją noc, i o obietnicy, której przysiągł dotrzymać.

Rozdział 10

Myron miał trochę czasu przed odlotem.

Wypił kawę w Starbucksie w centrum miasta. Barman, który przyjął od niego zamówienie, miał ponurą minę, charakterystyczną dla przedstawicieli jego fachu. Kiedy podawał Myronowi drinka, podnosząc go z lady, jakby dźwigał ciężar całego świata, drzwi za nimi otworzyły się, głośno uderzając o ścianę. Barman przewrócił oczami.

Dziś było ich sześcioro. Szli, jakby brnęli przez głęboki śnieg, ze spuszczonymi głowami, wstrząsani drgawkami. Pociągali nosami i tarli szczęki. Czterej mężczyźni byli nieogoleni. Kobiety śmierdziały jak kocie siki.

Byli psychiczni. Naprawdę. Większość wieczorów spędzali w Essex Pines, szpitalu psychiatrycznym w sąsiednim miasteczku. Ich przywódca – gdziekolwiek szli, zawsze trzymał się z przodu – nazywał się Lany Kidwell. Jego grupa przeważnie włóczyła się po miasteczku. Livingstończycy nazywali ich Miejskimi Wariatami. Myron złośliwie myślał o nich jak o dziwacznym zespole rockowym: Litowy Larry i Kwintet Leczonych.