Zaginiona dziewczyna i ciemnowłosy mężczyzna już przeszli przez bramkę. Edna ruszyła za nimi.
– Niech to szlag.
– Co?
– Nie mam karty.
– Ja mam – powiedział Stanley.
– Daj mi ją. Szybko.
Stanley wyjął z portfela kartę i jej podał. Przesunęła nią przez czytnik, przeszła przez bramkę i oddała mu. Nie czekała.
Tamci zeszli schodami po prawej. Ruszyła za nimi. Usłyszała szum nadjeżdżającego składu i przyspieszyła kroku.
Wagony zatrzymały się z piskiem hamulców. Drzwi się rozsunęły. Serce waliło jej w piersi. Rozejrzała się na boki, szukając rudych włosów.
Nic.
Gdzie się podziała ta dziewczyna?
– Edno?
To Stanley. Dogonił ją.
Edna nie odpowiedziała. Stała na peronie, ale po Katie Rochester nigdzie nie było śladu. A nawet gdyby był, to co wtedy? Co Edna mogłaby zrobić? Wsiąść do wagonu i śledzić tych dwoje? Jak długo? I co potem? Dowiedzieć się, gdzie jest ich apartament lub dom i zadzwonić na policję…
Ktoś dotknął jej ramienia.
Edna odwróciła się. Przed nią stała zaginiona dziewczyna.
Jeszcze długo po tym Edna zastanawiała się, co właściwie zobaczyła w jej twarzy. Błaganie? Rozpacz? Chłodny spokój? Może nawet rozbawienie? Zdecydowanie? Chyba wszystko to po trosze.
Przez moment tylko stały i spoglądały na siebie. Ruchliwy tłum, niewyraźne dźwięki dobywające się z głośników, szum składu – wszystko to znikło, były tylko one dwie.
– Proszę – powiedziała szeptem zaginiona dziewczyna. – Nie może pani nikomu wyjawić, że mnie pani widziała.
I weszła do wagonu. Ednę przeszedł dreszcz. Drzwi powoli się zamknęły. Edna chciała coś zrobić, coś powiedzieć, ale nie mogła się poruszyć. Nie odrywała oczu od dziewczyny.
– Proszę – powtórzyła bezgłośnie tamta przez szybę.
A potem skład znikł w ciemności.
Rozdział 2
W suterenie Myrona były dwie nastolatki.
Tak to się zaczęło. Ilekroć potem Myron wspominał wszystkie te nieszczęsne wydarzenia, zawsze dręczyły go te same wątpliwości. Co by było, gdyby nie potrzebował lodu. Gdyby otworzył drzwi swojego pokoju w suterenie minutę wcześniej lub później. Gdyby te dwie nastoletnie dziewczyny – a w ogóle co one robiły w jego pokoju? – rozmawiały szeptem i nie usłyszał ich słów.
Co by było, gdyby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.
Ze szczytu schodów Myron usłyszał dziewczęce chichoty. Przystanął. Przez moment zastanawiał się, czy nie zawrócić, zostawiając je same. Jego niewielkiemu towarzystwu kończył się lód, ale jeszcze go nie zabrakło. Myron mógł odejść.
Zanim jednak zdążył to zrobić, głos jednej z dziewcząt przypłynął niczym dym w górę schodów.
– A więc wyszłaś z Randym?
Druga powiedziała:
– O Boże, ale byliśmy nawaleni.
– Piwem?
– Piwem i gorzałą.
– Jak wróciłaś do domu?
– Randy prowadził.
Stojący na szczycie schodów Myron zdrętwiał.
– Przecież powiedziałaś…
– Cii. – A potem: – Hej, jest tam ktoś?
No tak, usłyszały go.
Myron raźno zbiegł po schodach, pogwizdując pod nosem. Pan Luzaczek. W dawnej sypialni Myrona siedziały dwie dziewczyny. Suterena została wykończona w 1975 i tak też wyglądała. Ojciec Myrona, który obecnie pętał się wraz z małżonką po apartamencie nieopodal Boca Raton, był zwolennikiem dwustronnej taśmy klejącej. Drewniane panele, które zestarzały się tak samo jak betamax, zaczęły odpadać. W kilku miejscach odsłoniły betonowe ściany obłażące z farby. Płytki podłogi, przyklejone jakimś kiepskim klejem, odchodziły od podłoża. Trzeszczały pod nogami jak rozgniatane chrząszcze.
Dwie dziewczyny – jedną z nich Myron znał przez całe jej życie, drugą poznał tego dnia – popatrzyły na niego ze zdziwieniem. Przez moment panowała cisza. Myron pomachał im ręką.
– Cześć, dziewczyny.
Myron Bolitar był dumny ze swych konwersacyjnych umiejętności.
Obie dziewczyny kończyły liceum i były śliczne w ten źrebięcy sposób. Siedząca na rogu jego starego łóżka – ta, którą poznał zaledwie przed godziną – miała na imię Erin. Myron od dwóch miesięcy chodził na randki z jej matką Ali Wilder, wdową i dziennikarką pracującą jako wolny strzelec. To skromne przyjęcie, wydane w rodzinnym domu Myrona, będącym teraz jego własnością, stanowiło coś w rodzaju formalnego zatwierdzenia statusu Myrona i Ali jako pary.
Druga dziewczyna, Aimee Biel, odpowiedziała takim samym tonem i machnięciem ręki.
– Cześć, Myron.
Znów cisza.
Po raz pierwszy zobaczył Aimee Biel dzień po jej narodzinach w szpitalu Świętego Barnaby. Aimee i jej rodzice, Claire i Erik, mieszkali dwa skrzyżowania dalej. Myron znał Claire z czasów, gdy oboje chodzili do Heritage Middle School, niecały kilometr od miejsca, gdzie teraz się spotkali. Myron spojrzał na Aimee. Na moment cofnął się w czasie o ponad dwadzieścia pięć lat. Była tak podobna do matki, z takim samym łobuzerskim uśmiechem, że odniósł wrażenie, jakby spoglądał przez portal czasu.
– Przyszedłem wziąć trochę lodu – rzekł.
Wskazał kciukiem lodówkę, podkreślając te słowa.
– Cool – powiedziała Aimee.
– Nawet bardzo – rzekł Myron.
Zaśmiał się. Sam.
Wciąż z tym głupim uśmiechem na twarzy, popatrzył na Erin. Odwróciła wzrok. Dziś przeważnie tak reagowała na jego słowa. Uprzejmie i obojętnie.
– Mogę cię o coś zapytać? – powiedziała Aimee.
– Strzelaj.
Rozłożyła ręce.
– Czy to naprawdę był kiedyś twój pokój?
– Istotnie.
Dziewczyny popatrzyły po sobie i zachichotały.
– Bo co? – spytał Myron.
– Ten pokój… no wiesz, chyba nie mógłby być bardziej lamerski?
Erin w końcu odezwała się.
– Jest zbyt retro nawet jak na retro.
– Jak mówiliście na to? – zapytała Aimee, wskazując palcem w dół, na fotel, na którym siedziała.
– Leniwiec – odparł Myron.
Dziewczyny znów zachichotały.
– A dlaczego w tej lampce jest czarna żarówka?
– Żeby plakaty się jarzyły.
Znów śmiech.
– Słuchajcie, chodziłem wtedy do liceum – rzekł Myron, jakby to wszystko tłumaczyło.
– Przyprowadziłeś tu kiedyś jakąś dziewczynę? – zapytała Aimee.
Myron przyłożył dłoń do piersi.
– Prawdziwy dżentelmen nigdy nie mówi o swoich podbojach – odparł i natychmiast dodał: – Tak.
– Ile?
– Co ile?
– Ile dziewczyn tu przyprowadziłeś?
– Och. W przybliżeniu… – Myron spojrzał na sufit i nakreślił coś w powietrzu wskazującym palcem. – Plus minus trzy… Powiedziałbym, że jakieś osiemset lub dziewięćset tysięcy.
To wywołało gromki śmiech.
– Właściwie mama mówi, że byłeś naprawdę przystojny – ciągnęła Aimee.
Myron uniósł brwi.
– Byłem?
Obie dziewczyny przybiły sobie piątkę, turlając się ze śmiechu. Myron potrząsnął głową i wymamrotał coś o szacunku dla starszych. Kiedy się uspokoiły, Aimee powiedziała: