Claire Biel przyniosła herbatę. Loren nie miała ochoty jej pić, ale nauczyła się, że większość ludzi rozluźnia się, jeśli pozwoli im się coś kontrolować, cokolwiek, wykonywać jakąś zwyczajną czynność. Wzięła więc filiżankę. Lance Banner, stojący za jej plecami, odmówił.
Lance pozwolił jej prowadzić rozmowę. Znał tych ludzi. Mogło to okazać się pomocne przy niektórych pytaniach, ale oddał pałeczką Loren. Upiła łyk herbaty. Zaczekała, aż cisza trochę ich zmiękczy – niech pierwsi zaczną mówić. Ktoś mógłby uznać to za okrucieństwo. Nic podobnego, jeśli tylko to pomoże znaleźć Aimee. Jeżeli dziewczyna zostanie odnaleziona cała i zdrowa, szybko o tym zapomną. Jeśli nie, to ta nieprzyjemna cisza będzie niczym w porównaniu z tym, co będą musieli znieść.
– Tutaj – zaczął Erik Biel – jest lista jej przyjaciółek wraz z numerami ich telefonów. Już dzwoniliśmy do wszystkich. I do jej chłopca, Randy’ego Wolfa. Z nim też rozmawialiśmy
Loren niespiesznie przeczytała nazwiska.
– Czy pojawiły się jakieś nowe fakty? – zapytał Erik.
Loren pomyślała, że do Erika Biela najlepiej pasuje określenie „spięty”. Matka, Claire… no cóż, niepokój o zaginioną córkę wyrył się jej na twarzy. Miała oczy przekrwione z niewyspania. Była w strasznym stanie. Jednak Erik, w wykrochmalonej koszuli i krawacie, choć świeżo ogolony, wyglądał gorzej od niej. Tak bardzo starał się trzymać, że dało się wyczuć, iż w każdej chwili coś może trzasnąć. A wtedy skutki będą przykre i być może nieodwracalne.
Loren podała kartkę Bannerowi. Potem odwróciła się i usiadła prosto. Nie odrywając oczu od twarzy Erika, rzuciła swoją bombę:
– Czy któreś z was zna niejakiego Myrona Bolitara? Erik zmarszczył brwi. Loren przeniosła spojrzenie na matkę.
Claire Biel miała taką minę, jakby Loren zapytała się, czy może wylizać ich sedes.
– To przyjaciel rodziny – powiedziała Claire Biel. – Znam go od pierwszej klasy liceum.
– Czy on znał państwa córkę?
– Oczywiście. Tylko co to ma…
– Jaki łączył ich związek?
– Związek?
– Tak. Państwa córkę i Myrona Bolitara. Jaki łączył ich związek?
Po raz pierwszy, od kiedy weszli do ich domu, Claire powoli odwróciła się i poszukała pomocy u męża. Erik również popatrzył na żonę. Oboje mieli miny ludzi, którzy zjedli coś niestrawnego.
W końcu odezwał się Erik.
– Co pani sugeruje?
– Niczego nie sugeruję, panie Biel. Zadałam państwu pytanie. Jak dobrze wasza córka zna Myrona Bolitara?
– Myron jest przyjacielem rodziny – powtórzyła Claire.
– Napisał Aimee list polecający, który dołączyła do podania o przyjęcie na studia – powiedział Erik.
Claire energicznie pokiwała głową.
– No właśnie. Po prostu.
– Po prostu?
Nie odpowiedzieli.
Loren zapytała spokojnie:
– Widywali się?
– Czy się widywali?
– Tak. Albo telefonowali do siebie. A może wymieniali e-maile – rzekła Loren i zaraz dodała: – Bez waszej wiedzy.
Loren przysięgłaby, że to niemożliwe, ale Erik Biel zesztywniał jeszcze bardziej.
– O czym, do diabła, pani mówi?
W porządku, pomyślała Loren. Nie wiedzieli. Nie udają. Czas zmienić front, sprawdzić ich szczerość.
– Kiedy ostatnio któreś z państwa rozmawiało z panem Bolitarem?
– Wczoraj – odparła Claire.
– O której?
– Nie pamiętam. Chyba zaraz po południu.
– Pani zadzwoniła do niego czy on do pani?
– Zadzwonił tutaj.
Loren zerknęła na Lance’a Bannera. Punkt dla matki. Jej odpowiedź zgadzała się z wykazem rozmów.
– Czego chciał?
– Złożyć nam gratulacje.
– Z okazji?
– Aimee została przyjęta do college’u Duke.
– Coś jeszcze?
– Zapytał, czy może z nią porozmawiać.
– Z Aimee?
– Tak. Chciał jej pogratulować.
– Co mu pani powiedziała?
– Że Aimee nie ma w domu. A potem podziękowałam mu za ten list polecający.
– Co on na to?
– Odparł, że później do niej zadzwoni.
– Jeszcze coś?
– Nie.
Loren znacząco milczała.
– Chyba nie sądzicie, że Myron ma z tym coś wspólnego? – spytała Claire Biel.
Loren tylko spoglądała na nią, pozwalając działać ciszy, czekając, aż matka dziewczynki coś powie. Claire nie rozczarowała jej.
– Musiałaby pani go znać – ciągnęła. – To dobry człowiek. Powierzyłabym mu życie.
Loren skinęła głową, a potem spojrzała na Erika.
– A pan, panie Biel?
Spoglądał w dal.
– Erik? – zapytała Claire.
– Widziałem Myrona wczoraj – rzekł.
Loren wyprostowała się.
– Gdzie?
– W sali gimnastycznej w liceum. – Jego głos zdradzał tępy ból. – W niedziele grywamy tam w kosza.
– Mniej więcej o której?
– O siódmej trzydzieści. Może o ósmej.
– Rano?
– Tak.
Loren spojrzała na Lance’a. Powoli skinął głową. On też to zauważył. Bolitar nie mógł wrócić do domu wcześniej niż tuż przed piątą lub szóstą. I dwie godziny później gra w kosza z ojcem zaginionej dziewczyny?
– Czy gracie z panem Bolitarem w każdą niedzielę?
– Nie. To znaczy zwykle tam grywał. Jednak nie pokazywał się od paru miesięcy.
– Rozmawiał z nim pan? Erik skinął głową.
– Chwileczkę – wtrąciła się Claire. – Chcę wiedzieć, dlaczego zadajecie tyle pytań na temat Myrona. Co on ma z tym wspólnego?
Loren zignorowała ją, nie odrywając oczu od Erika Biela.
– O czym rozmawialiście?
– Chyba o Aimee.
– Co mówił?
– Starał się być delikatny.
Erik wyjaśnił, że Myron podszedł do niego i zaczęli rozmawiać o utrzymywaniu formy i wczesnym wstawaniu, a potem zaczął wypytywać o Aimee, gdzie jest i jak trudny może być wiek dojrzewania.
– Brzmiało to dziwnie.
– Dlaczego?
– Chciał wiedzieć, czy sprawia jakieś kłopoty. Pamiętam, że zapytał, czy Aimee bywa ponura, czy spędza za dużo czasu w Internecie, takie rzeczy. Wydało mi się to trochę dziwne.
– Jak wyglądał?. – Fatalnie.
– Zmęczony? Nieogolony?
– Jedno i drugie.
– W porządku, wystarczy – powiedziała Claire. – Mamy prawo wiedzieć, dlaczego zadajecie nam te wszystkie pytania.
Loren spojrzała na nią.
– Jest pani prawnikiem, prawda, pani Biel?
– Jestem.
– Zatem proszę mi wyjaśnić, jakie prawo nakazuje mi mówić pani cokolwiek.
Claire otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Za ostro, pomyślała Loren, ale odgrywanie dobrego i złego gliniarza stosuje się nie tylko przy przesłuchiwaniu przestępców. Także świadków. Nie lubiła tego, ale to cholernie skuteczna metoda.