Powiadają, że zmartwienia i troski dodają lat, ale z Claire stało się wprost przeciwnie. Twarz miała tak ściągniętą, jakby nie pozostała w niej ani kropla krwi. Wszystkie zmarszczki zniknęły. Była blada jak trup.
Pamięć podsunęła Myronowi wspomnienie z dalekiej przeszłości. Sala wykładowa, na ostatnim roku. Siedzieli i rozmawiali. Rozśmieszył ją. Claire zwykle była cicha, czasem nawet zamknięta w sobie. Rzadko podnosiła głos. Kiedy ją jednak rozbawił, przypominając ulubione momenty z głupich filmów, zaśmiewała się do łez. Myron nie przestawał. Uwielbiał, jak się śmiała. Uwielbiał, kiedy w ten sposób dawała upust radości.
Teraz Claire patrzyła na niego. Od czasu do czasu próbujesz wracać myślami do takich chwil, kiedy wszystko było dobre. Próbujesz sobie przypomnieć i zrozumieć, jak to się zaczęło, od kiedy wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej, czy był taki moment, do którego – gdyby to było możliwe – mógłbyś cofnąć się w czasie i zmienić wszystko na lepsze.
– Opowiedz mi – zażądała Claire.
Zrobił to. Zaczął od przyjęcia w jego domu, podsłuchanej w suterenie rozmowy między Aimee i Erin, obietnicy, telefonu późną nocą. Opowiedział jej wszystko. O tym, jak zatrzymali się na stacji benzynowej. Powiedział jej nawet o tym, że według Aimee sprawy między jej rodzicami źle się układają.
Claire stała sztywno wyprostowana. Nic nie mówiła. Dostrzegł, że lekko drga jej mięsień w pobliżu ust. Od czasu do czasu zamykała oczy. Krzywiła się lekko, jakby widziała spadający cios, ale nie potrafiła się przed nim obronić.
Kiedy skończył, milczeli oboje. Claire nie zadała żadnych dodatkowych pytań. Po prostu stała tam i wyglądała tak krucho. Myron zrobił krok ku niej, ale zaraz zrozumiał, że to nie byłoby mądre.
– Wiesz, że nigdy bym jej nie skrzywdził.
Nie odpowiedziała.
– Claire?
– Pamiętasz, jak kiedyś spotkaliśmy się w ogródku jordanowskim przy rondzie?
Myron odczekał chwilę.
– Często się tam spotykaliśmy, Claire.
– Na placu zabaw. Aimee miała trzy latka. Nadjechała furgonetka ze słodyczami. Kupiłeś jej rożek z prażonymi migdałami.
– Który bardzo jej nie smakował.
Claire uśmiechnęła się.
– Pamiętasz?
– Tak.
– Pamiętasz, jaka wtedy byłam?
Zastanowił się.
– Nie wiem, do czego, zmierzasz.
– Aimee nie uznawała żadnych ograniczeń. Chciała spróbować wszystkiego. Chciała zjechać z tej dużej zjeżdżalni. Wchodziło się na nią po drabinie. Aimee była na to za mała. A przynajmniej ja tak myślałam. Była moim pierwszym dzieckiem. Bałam się o nią cały czas. Jednak nie mogłam jej powstrzymać. Tak więc pozwoliłam jej wejść po tej drabinie, ale stałam tuż za nią, pamiętasz? Żartowałeś sobie z tego.
Skinął głową.
– Zanim się urodziła, obiecałam sobie, że nie będę jedną z tych nadopiekuńczych matek. Przysięgłam sobie. Kiedy jednak Aimee wchodziła po drabinie, ja byłam tuż za nią, trzymałam dłonie tuż pod jej pupą. Na wszelki wypadek. Na wypadek gdyby się poślizgnęła; ponieważ rodzice, gdziekolwiek są, nawet w tak bezpiecznym miejscu jak plac zabaw, zawsze wyobrażają sobie najgorsze. Wciąż widziałam oczami wyobraźni, jak stopką nie trafia na szczebel. Widziałam, jak jej paluszki ześlizgują się z poręczy, jak spada i uderza o ziemię, jak leży z główką odchyloną pod dziwnym kątem…
Umilkła.
– Dlatego stałam tuż za nią. I byłam przygotowana na wszystko.
Claire przestała mówić i patrzyła na niego.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził – powtórzył Myron.
– Wiem – powiedziała cicho.
Powinien poczuć ulgę. Nie poczuł. Było coś w tonie jej głosu, co mu na to nie pozwalało.
– Wiem, że nie zrobiłbyś jej krzywdy. – Jej oczy rozbłysły. – Jednak nie jesteś bez winy.
Nie miał pojęcia, co na to odpowiedzieć.
– Dlaczego się nie ożeniłeś? – zapytała.
– A co to, do diabła, ma z tym wszystkim wspólnego?
– Jesteś jednym z najlepszych, najmilszych ludzi, jakich znam. Kochasz dzieci. Jesteś normalny. Dlaczego więc się nie ożeniłeś?
Myron powstrzymał gniewną ripostę. Ona jest w szoku, powiedział sobie. Jej córka zaginęła. Claire zadaje ciosy na oślep.
– Uważam, że powodem jest to, że sprowadzasz nieszczęście. Gdziekolwiek jesteś, komuś dzieje się krzywda. Myślę, że dlatego nigdy się nie ożeniłeś.
– Uważasz, że co? Jestem przeklęty?
– Nie, nic takiego. Jednak moje dziecko zniknęło. – Teraz mówiła z namysłem, ważąc każde słowo. – Ty widziałeś ją ostatni. Obiecałeś, że będziesz ją chronił.
Stał i nic nie mówił.
– Mogłeś mi powiedzieć – rzuciła.
– Obiecałem…
– Nie – przerwała mu, podnosząc dłoń. – To żadne usprawiedliwienie. Aimee nic by nie wiedziała. Mogłeś odciągnąć mnie na bok i powiedzieć: „Posłuchaj, obiecałem Aimee, że może zadzwonić do mnie, gdyby miała jakieś kłopoty”. Zrozumiałabym to. Nawet spodobałoby mi się to, gdyż wtedy wciąż byłabym przy niej, tak jak wtedy na drabinie. Mogłabym ją chronić, gdyż od tego są rodzice. Rodzice, Myronie, nie przyjaciel rodziny.
Chciał się bronić, ale brakowało mu argumentów.
– Jednak nie zrobiłeś tego – ciągnęła, nie dopuszczając go do głosu. – Zamiast tego obiecałeś, że nic nie powiesz jej rodzicom. Potem podwiozłeś ją gdzieś i zostawiłeś, ale nie pilnowałeś tak, jak ja bym to zrobiła. Rozumiesz? Nie dopilnowałeś mojego dziecka. A teraz jej nie ma.
Nic nie powiedział.
– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała.
– Co?
– Spytałam, co zamierzasz z tym zrobić. Otworzył usta, zamknął je i spróbował ponownie.
– Nie wiem.
– Tak, wiesz. – Nagle Claire spojrzała na niego trzeźwo i rozsądnie. – Policja wybierze jedną z dwóch możliwości.
Już to widzę. Wycofują się. Aimee podjęła pieniądze z bankomatu, zanim do ciebie zadzwoniła. Tak więc uznają, że uciekła z domu, albo pomyślą, że miałeś coś wspólnego z jej ucieczką. Albo jedno i drugie. Może byłeś jej facetem. Tak czy inaczej ona ma już osiemnaście lat. Nie będą szukać. Nie znajdą jej. Będą mieli ważniejsze sprawy.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Znajdź ją.
– Ja nie ratuję ludzi. Sama to powiedziałaś.
– A więc zacznij to robić. Moja córka zniknęła przez ciebie. Ty za to odpowiadasz.
Myron potrząsnął głową. Nie przyjmowała odmowy.
– Wymogłeś na niej obietnicę. Tutaj, w tym domu. Kazałeś jej przyrzec. Teraz ty to zrób, do diabła. Obiecaj, że znajdziesz moje dziecko. Obiecaj, że sprowadzisz ją do domu.
I chwilę później – oto ostatnie z pytań „co byłoby gdyby?” – Myron to zrobił.
Rozdział 19
Ali Wilder w końcu zdołała na chwilę oderwać myśli od zbliżającego się spotkania z Myronem i zadzwonić do swojego redaktora, człowieka, którego wielkodusznie nazywała Kaligulą.