Zamilkł.
– Szkoda, że nic mi nie powiedziałeś – rzekł Myron.
– Nie umiem prosić o pomoc.
Myron miał ochotę powiedzieć mu, że powinien zrobić coś więcej, może skorzystać z terapii, żeby uporać się z gniewem, ale nie miał czasu mu tego tłumaczyć.
– Zamierza pan zawiadomić policję? – zapytał Roger.
– Nie – odparł Myron i zaraz dodał: – Możesz jeszcze znaleźć się na liście oczekujących.
– Już ją zamknęli.
– Och – mruknął Myron. – Słuchaj, wiem, że teraz wydaje ci się to sprawą życia i śmierci, ale to, na jaką pójdziesz uczelnię, nie jest takie ważne. Założę się, że spodoba ci się na Rutgers.
– Taak, pewnie.
Powiedział to bez przekonania. Myron był zły, ale także – coraz lepiej – pamiętał, co zarzuciła mu Maxine. Możliwe – niemal pewne – że pomagając Aimee, Myron zniweczył marzenia tego chłopca. Przecież nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego, prawda?
– Jeśli po pierwszym roku będziesz chciał się przenieść, napiszę ci list polecający.
Czekał na reakcję Rogera. Nie doczekał się. Zostawił go samego w śmierdzącym zaułku na tyłach pralni chemicznej.
Rozdział 39
Myron jechał na spotkanie z Joan Rochester – która nie chciała odbierać telefonu od córki w domu, bo bała się, że jej mąż będzie w pobliżu – gdy zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i serce zabiło mu szybciej, gdy zobaczył na nim napis ALI WILDER.
– Hej – powiedział.
– Hej.
Cisza.
– Przepraszam za to, co mówiłam – powiedziała Ali.
– Nie przepraszaj.
– Nie, wpadłam w histerię. Wiem, że chciałeś chronić dziewczynki.
– Nie chciałem mieszać w to Erin.
– W porządku. Może powinnam być zmartwiona albo zaniepokojona, ale ja po prostu naprawdę chcę cię zobaczyć.
– Ja ciebie też.
– Przyjdziesz?
– Teraz nie mogę.
– Och.
– I zapewne będę pracował nad tym do późna.
– Myronie?
– Tak?
– Nieważne, jak późno skończysz.
Uśmiechnął się.
– Wpadnij, obojętnie, o której godzinie. Będę czekała. A jeśli zasnę, rzucaj kamykami w okno, aż się zbudzę. Dobrze?
– Dobrze.
– Uważaj na siebie.
– Ali?
– Tak?
– Kocham cię.
Usłyszał, że zaparło jej dech. Potem powiedziała śpiewnie:
– Ja też cię kocham, Myronie.
I nagle Jessica rozwiała się jak dym.
Biuro Dominicka Rochestera mieściło się przy zajezdni szkolnych autobusów.
Za oknem rozpościerało się żółte morze. To miejsce było doskonałą przykrywką. Jeśli na fotelach autobusu siedzą dzieciaki, pod podwoziem możesz przewozić właściwie wszystko. Gliniarze czasem zatrzymują i przeszukują ciężarówki. Nigdy nie robią tego ze szkolnymi autobusami.
Zadzwonił telefon. Rochester podniósł słuchawkę.
– Halo?
– Chciał pan, żebym obserwował pański dom?
Chciał. Joan piła więcej niż kiedykolwiek. Może z powodu zaginięcia Katie, ale Dominick nie był już tego taki pewny. Dlatego kazał jednemu ze swoich chłopaków mieć ją na oku. Na wszelki wypadek.
– Tak, i co?
– Dziś rano jakiś facet wpadł porozmawiać z pana żoną.
– Dziś rano?
– Tak.
– Kiedy to było?
– Kilka godzin temu.
– Dlaczego od razu nie zadzwoniłeś?
– Chyba nie wydało mi się to ważne. No wie pan, zanotowałem to. Jednak myślałem, że mam dzwonić do pana tylko w ważnych sprawach.
– Jak wyglądał?
– Nazywa się Myron Bolitar. Rozpoznałem go. Kiedyś grał w kosza.
Dominick przycisnął słuchawkę do ucha tak silnie, jakby chciał ją wepchnąć do środka.
– Jak długo tam był?
– Piętnaście minut.
– Byli tylko we dwoje?
– Tak. Och, niech pan się nie martwi, panie Rochester. Obserwowałem ich. Zostali na dole, jeśli o to panu chodzi. Nie było żadnych…
Urwał, nie wiedząc, jak to ująć.
Dominick o mało nie parsknął śmiechem. Ten dureń myślał, że on mu kazał śledzić żonę, ponieważ podejrzewają o zdradę. Człowieku, a to dobre. Teraz jednak zastanawiał się, dlaczego Bolitar przyjechał do niej i rozmawiał z nią tak długo.
I co Joan mu powiedziała?
– Jeszcze coś?
– No, jeszcze jedno, panie Rochester.
– Co?
– Jest jeszcze coś. Widzi pan, odnotowałem wizytę Bolitara, ale ponieważ cały czas ich widziałem, nie przejmowałem się tym, rozumie pan?
– A teraz się przejmujesz?
– Cóż, pojechałem za pańską żoną. Jest teraz w parku. Tym na Riker Hill. Zna go pan?
– Moje dzieci chodziły tam do szkoły podstawowej.
– Dobrze, w porządku. Siedzi na ławce. Jednak nie sama. Pańska żona siedzi tam z tym samym facetem. Z Myronem Bolitarem.
Cisza.
– Panie Rochester?
– Poślij kogoś za Bolitarem. Chcę, żeby ktoś go śledził. Macie śledzić ich oboje.
W czasach zimnej wojny Riker Hill Art Park, znajdujący się w samym sercu miasteczka, był wojskową bazą obrony przeciwrakietowej kraju. Wojskowi nazywali ją stanowiskiem baterii rakiet Nike NY-80. Naprawdę. Od 1954 roku aż do likwidacji systemu obrony przeciwrakietowej Nike w 1974 roku znajdowały się tu wyrzutnie rakiet Hercules i Ajax. Liczne budynki administracji i koszar stały się własnością miasta i obecnie pełniły funkcję pracowni artystycznych, w który powstawały obrazy, rzeźby i wyroby sztuki ludowej.
Przed laty Myron uważał za doniosły i pocieszający fakt, że relikty zimnej wojny teraz były schronieniem artystów, lecz od tego czasu świat się zmienił. W latach osiemdziesiątych było to sympatyczne i oryginalne. Teraz ten „postęp” raził sztucznym symbolizmem.
W pobliżu dawnej wieży radarowej Myron siedział na ławce z Joan Rochester. Ledwie skinęli sobie głowami na powitanie. Czekali. Joan Rochester tuliła swój telefon komórkowy, jakby był rannym zwierzątkiem. Myron spoglądał na zegarek. Katie Rochester powinna zaraz zadzwonić do matki.
Joan Rochester odwróciła głowę.
– Zastanawia się pan, dlaczego z nim zostałam. Prawdę mówiąc, wcale o tym nie myślał. Po pierwsze, mimo grozy sytuacji, wciąż był lekko oszołomiony po telefonie Ali. Wiedział, że to egoistyczne zachowanie, ale po raz pierwszy od siedmiu lat powiedział kobiecie, że ją kocha. Próbował teraz o tym nie myśleć i skupić się na czekającym go zadaniu, ale mimo woli był podekscytowany rozmową.